MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zabił w bestialski sposób. Wyrok: 12 lat więzienia

Ewa Gorczyca
Dariusz J. wysłuchał wyroku nie okazując żadnych emocji. Sąd zadecydował, że oskarżony pozostanie w areszcie.
Dariusz J. wysłuchał wyroku nie okazując żadnych emocji. Sąd zadecydował, że oskarżony pozostanie w areszcie. Tomasz Jefimow
Dariusz J. z całych sił kopał Witolda Sz. Zmiażdżył mu wszystkie kości czaszki, połamał 14 żeber.

Oskarżony do końca twierdził, że jest niewinny. Nie przeprosił matki ani brata ofiary, nie okazał skruchy. Sąd nie miał jednak wątpliwości, że dopuścił się zbrodni. Powodem była kobieta: obaj chcieli z nią być. Skazał Dariusza J. na 12 lat więzienia.

- Gdyby nie fakt, że oskarżony nie planował zabójstwa, kara byłaby dwukrotnie wyższa - tłumaczył sędzia Leszek Grabias.

Spotkali się przypadkiem

Według sądu przebieg wydarzeń wyglądał tak: w nocy z 21 na 22 listopada 2008 roku Dariusz J. i Witold Sz. natknęli się na siebie przypadkowo przy wejściu na wiadukt kolejowy przy dworcu PKP w Sanoku. Witold Sz. wracał z dorocznego spotkania krwiodawców, towarzyska impreza była suto zakrapiana. Dariusz J. także tego dnia nie stronił od alkoholu.

Witold Sz. rzucił w kierunku znajomego obraźliwą uwagę. Dotyczyła Agnieszki P. Kobiety, z którą obu łączył bliski związek: raz była z jednym mężczyzną, raz z drugim, w pewnym okresie nawet z dwoma jednocześnie. Jej osoba wciąż wywoływała u nich emocje. Kilka dni wcześniej Agnieszka opuściła zakład karny (odsiadywała wyrok za kradzież prądu). Zamieszkała wprawdzie z Dariuszem, ale z Witoldem miała dziecko i relacje całej trójki nie były do końca jasne. Obaj chcieli z nią być.

Spotkali się przypadkiem

Według sądu przebieg wydarzeń wyglądał tak: w nocy z 21 na 22 listopada 2008 roku Dariusz J. i Witold Sz. natknęli się na siebie przypadkowo przy wejściu na wiadukt kolejowy przy dworcu PKP w Sanoku. Witold Sz. wracał z dorocznego spotkania krwiodawców, towarzyska impreza była suto zakrapiana. Dariusz J. także tego dnia nie stronił od alkoholu.

Witold Sz. rzucił w kierunku znajomego obraźliwą uwagę. Dotyczyła Agnieszki P. Kobiety, z którą obu łączył bliski związek: raz była z jednym mężczyzną, raz z drugim, w pewnym okresie nawet z dwoma jednocześnie. Jej osoba wciąż wywoływała u nich emocje. Kilka dni wcześniej Agnieszka opuściła zakład karny (odsiadywała wyrok za kradzież prądu). Zamieszkała wprawdzie z Dariuszem, ale z Witoldem miała dziecko i relacje całej trójki nie były do końca jasne. Obaj chcieli z nią być.

Zmiażdżył mu głowę

Dariusz J. na epitet zareagował gwałtownie. Uderzył Witolda Sz. w twarz, tak, że ten upadł. Odskoczył, chowając się, bo przejeżdżał autobus (dwie pasażerki zeznały potem w sądzie, że widziały człowieka leżącego na chodniku). - Gdyby na tym się skończyło, to Witold Sz. by przeżył - mówił sędzia Leszek Grabias.

Takich "gdyby", które dawały szanse ofierze, w tej sprawie było więcej. Wszystko rozgrywało się na jednej z głównych ulic Sanoka. W pobliżu stał patrol policyjny (sprawdzał kierowców). Dworzec też nie był całkiem opustoszały: za chwilę miał przyjechać pociąg z Chyrowa. Jednak zajście pomiędzy mężczyznami nie zwróciło niczyjej uwagi.

Dariusz J. przeciągnął bezbronnego 49-latka za dworcowy kiosk. Tam rozegrał się ciąg dalszy. - Szybko i cicho, bo nikt nic nie słyszał - podkreślał sędzia.

Mężczyzna jak w amoku zaczął kopać Witolda Sz. po głowie, po tułowiu. Traktorowe ciężkie podeszwy (ślady butów zostały na ciele i ubraniu) zmiażdżyły wszystkie kości czaszki, połamały 14 żeber.

- To nie było jedno czy dwa kopnięcia, ich musiało być znacznie, znacznie więcej. Twarz ofiary była tak zmasakrowana, że początkowo sądzono, iż obrażenia zostały zadane siekierą - mówił sędzia Grabias.

Dawała mu alibi

Dariusz J. opuścił dworzec i wrócił do mieszkania Agnieszki. Tam pozbył się najważniejszego dowodu - zakrwawionych butów, które spalił w piecu. Przez dwa lata udawało mu się unikać odpowiedzialności. Wprawdzie przyznał się Agnieszce, że pobił Witolda, ale ta długi czas zapewniała mu alibi, potwierdzając, że noc spędzili razem.

Sprawa wyszła na jaw, bo Agnieszka powiedziała o tym, co się stało innym członkom rodziny, a sam Dariusz wyznał jej bratu, że "skopał Witka". I choć podczas procesu Agnieszka nie wydawała się bardzo wiarygodnym świadkiem i wiele rzeczy ukrywała, to jej zeznania w połączeniu z zeznaniami innych członków rodziny pozwoliły na zgromadzenie dowodów winy Dariusza J.

Wczoraj Sąd Okręgowy w Krośnie skazał Dariusza J. na 12 lat pozbawienia wolności. Przyjął, że działał on z tzw. zamiarem ewentualnym. Co oznacza, że nie była to zbrodnia z premedytacją, ale oskarżony miał świadomość, że bestialsko zadawane uderzenia mogą prowadzić do śmierci i godził się z tym.

Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca, który wnosił o uniewinnienie, prawdopodobnie będzie się odwoływać. Prokuratura nie zamierza apelować od wyroku.

- Dla nas jest on satysfakcjonujący - mówi prokurator Izabela Jurkowska Hanus.

Brat ofiary, występujący jako oskarżyciel posiłkowy, nie ma możliwości odwołania, bo wyrok jest skazujący, ale zapowiada, że po prawomocnym wyroku będzie domagał się zadośćuczynienia w procesie cywilnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24