MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Były wicedyrektor Citibanku skazany. Brał fałszywe kredyty na lekarzy

Anna Janik
Łukasz M. przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze
Łukasz M. przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze Bartosz Frydrych
29-letni Łukasz M., były wicedyrektor oddziału Citibanku przy ul. Grunwaldzkiej w Rzeszowie został skazany za wyłudzanie kredytów.

2 lata więzienia w zawieszeniu na trzy, zwrot kredytów w wysokości 175 tys. zł. a także 4 tys. zł. grzywny i 5 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz oszukanego lekarza Lecha M. - to konsekwencje, jakie poniesie 29-letni Łukasz M., były wicedyrektor oddziału Citibanku przy ul. Grunwaldzkiej.

Wczoraj w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie odbyła się pierwsza, a zarazem ostatnia rozprawa. Łukasz M. przyznał się do wyłudzenia dwóch kredytów i poprosił o dobrowolne poddanie się karze.

- Chciałem tylko poprawić swoje wyniki. Musieliśmy wykonać plan sprzedaży kredytów, czyli udzielić ich na kwotę 280 tys. zł - tłumaczył motywy działania Łukasz M.

- Jeśli bym tego nie zrobił, musiałbym liczyć się z obcięciem premii, degradacją na niższe stanowisko lub zwolnieniem, a w tym czasie starałem się o posadę dyrektora - tłumaczył.

Nie miał wspólników

W prokuraturze przyznał, że w 2012 roku wyłudził dwa kredyty na kwotę 175 tys. zł. W obu przypadkach poszkodowanymi byli lekarze z Rzeszowa: Leszek A. oraz Lech M. Dane tego pierwszego widniały już w systemach bankowych. Z kolei Lech M. przyszedł do CitiBanku zapytać o kredyt, złożył potrzebne dokumenty, ale ostatecznie się na niego nie zdecydował.

Łukasz M. przyznawał fikcyjne kredyty fałszując podpisy lekarzy pod wnioskami o udzielenie pożyczek i posługując się podrobionymi skanami dowodów osobistych. Zdjęcia do dowodów ściągał z internetu. Pieniądze przelewał na konto utworzone na imię i nazwisko lekarzy. Rachunki, na polecenie Łukasza M., otwierali pozostali pracownicy banku. Nie wiedzieli, że tak naprawdę klienci nie mają o nich pojęcia. Bank dopuszcza podpisanie dokumentów poza siedzibą oddziału mogli to robić nie rozmawiając osobiście z klientem.

Koniecznie chciał awansować

Łukasz M. podawał we wnioskach numery telefonów, do których kupował karty SIM. Tak odbierał połączenia z centrali, podając się za klienta i potwierdzając chęć wzięcia kredytu. We wnioskach wpisywał też przypadkowe adresy, na które przychodziły m.in. karty bankomatowe. Chociaż ich nie potrzebował, starał się je przejąć odwiedzając mieszkańców tych domów, przedstawiając się jako pracownik banku i mówiąc o pomyłce. Konta lekarzy obsługiwał przez internet, korzystając z danych bankowych, do których jako dyrektor miał dostęp. Żeby uniknąć podejrzeń, że pieniądze zbyt długo leżą na rachunkach, poprosił m.in. koleżankę z pracy, żeby przyjęła przelew na swoje konto, a późnej wypłaciła pieniądze w bankomacie i mu oddała.

- Nie wiedziała, że te pieniądze pochodzą z przestępstwa. Powiedziałem jej, że mam dostać pieniądze od znajomego i nie mam ich jak wybrać. Nie dostała za to ode mnie nic - tłumaczył.

B. wicedyrektor rzeszowskiego Citybanku korzystał też z usług firmy, która zajmuje się obsługą platform transakcyjnych banków i instytucji finansowych. Kredyty Łukasz M. regularnie spłacał, a z całej kwoty niczego sobie nie przywłaszczył.

- Moim celem nie było uzyskanie korzyści majątkowej, chodziło o tylko utrzymanie pracy ewentualnie awans - dodawał. - Zaczynałem od najniższego stanowiska, nie miałem żadnych uwag dyscyplinarnych, osiagałem dobre wyniki sprzedaży, wygrywałem konkursy, dostawałem nagrody - opowiadał.

Prosił lekarza, żeby milczał

Pewnie cała sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby do Lecha M. nie zadzwonili z rutynową kontrolą pracownicy centrali banku.

- Zdziwiłem się słysząc, że mam pożyczkę, mieszkam na innej ulicy niż w rzeczywistości i ktoś podrobił mój podpis - opowiedział nam Lech M., który prowadzi w Trzcianie praktykę weterynaryjną.

- Kosztowało mnie to dużo zdrowia i nerwów. Kredyt był brany na 6 lat. A gdybym w tym czasie umarł? Moja rodzina zaczęłaby pewnie spłacać zobowiązanie - dodaje weterynarz, który zawiadomił prokuraturę.

Wcześniej Łukasz M. odwiedził go w domu, prosząc, żeby nie składał doniesienia i nie powiadamiał banku. Lech M. nagrał tę rozmowę i przedstawił jako dowód w sądzie. Sąd przychylił się do wniosku obrońcy o dobrowolne poddanie się karze, a z uwagi na fakt, że Łukasz M. nie był karany, skrócił okres zawieszenia kary z 5 do 3 lat.

- Oskarżony poniósł już karę, został zwolniony z pracy, a jego działania były jednostkową działalnością przestępczą - uzasadniała wyrok sędzia Bożena Przysada. - Zobaczymy, jak okres próby wpłynie na oskarżonego.

Łukasz M. z wykształcenia ekonomista, prowadzi teraz w Mielcu własną działalność gospodarczą. Jak twierdzi, niezwiązaną z pożyczkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24