Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Oczkowicz: Jestem nie tylko spełnionym sportowcem, ale też spełnionym człowiekiem

Sebastian Czech
- Trybuny w Krośnie zawsze mnie wspierały, nie tylko w chwilach dobrych, przy korzystnych wynikach, ale też w trudnych, a nawet kryzysowych - mówił Dariusz Oczkowicz
- Trybuny w Krośnie zawsze mnie wspierały, nie tylko w chwilach dobrych, przy korzystnych wynikach, ale też w trudnych, a nawet kryzysowych - mówił Dariusz Oczkowicz miastoszkłakrosno/facebook
Odżyły wspomnienia, łezka się zakręciła, chwilami podczas wystąpienia przed meczem ściskało w gardle, ale dałem radę - mówi Dariusz Oczkowicz, wieloletni kapitan Miasta Szkła Krosno, który po 19 latach zakończył koszykarską przygodę w krośnieńskim klubie

Dziewiętnastoletnią historię Twoich występów w Mieście Szkła Krosno zacznijmy od końca, czyli od sytuacji przed bieżącym sezonem, 2023/2024. Ponieważ byłby to Twój 20 sezon reprezentowania krośnieńskich, koszykarskich barw i kibice z pełnym przekonaniem wierzyli w przedłużenie kontraktu na ten rok, tymczasem stało się inaczej. Zakończyłeś karierę w Krośnie po 19 latach, rezygnując z okrągłego jubileuszu. Dlaczego?
Skończyłem 42 lata, co jak na sportowca jest wiekiem już zaawansowanym. Wiele lat łączyłem pracę zawodową w OSiR w Gorlicach z codziennym dojeżdżaniem do Krosna na treningi, zabierało to mnóstwo energii, czasu, zatem uznałem, że 19 lat takiego stylu życia w zupełności wystarczy. Może faktycznie fajniej wyglądałoby odejście po 20 latach, lecz ten rok różnicy w żadnym wypadku nawet nie zachwieje bardzo pozytywną oceną pobytu w Mieście Szkła. To był wspaniały etap, do którego zawsze będę wracał z olbrzymim sentymentem.

No to wróćmy do samego początku tego etapu. W jakich okolicznościach trafiłeś w 2004 roku do Krosna?
Tak się złożyło, że do krośnieńskiego klubu przyszło kilku zawodników z Gorlic. Między innymi Paweł Adamczyk, Przemek Cygan, którzy przyczynili się do awansu w 2004 roku do II ligi. Akurat wtedy z Łukaszem Puścizną występowaliśmy w Polonii Przemyśl, właśnie na drugoligowym szczeblu, więc działacze krośnieńscy uznali, że możemy coś pozytywnego wnieść do gry ówczesnego drugoligowego beniaminka z Krosna. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy i podpisaliśmy wraz z Łukaszem umowę.

Krośnieński klub wydawał się wyjątkowo trafionym miejscem dla młodych, rozwijających się zawodników. Wszak zbudowano tutaj solidne struktury, zarówno sportowe, jak i finansowe, sprzyjające nabywaniu umiejętności oraz uzyskiwaniu sportowych awansów.
Jak najbardziej. Klub od samego początku działał profesjonalnie, zasługiwał tylko i wyłącznie na pozytywne opinie. Stworzono nam optymalne warunki do treningów i gry, nic nas nie dekoncentrowało, skupialiśmy się w stu procentach na osiąganiu jak najlepszych wyników i na indywidualnych postępach. Ówczesny trener, Grzegorz Wiśniowski, potrafił stworzyć znakomitą atmosferę, byliśmy grupą przyjaciół, dążącą do wspólnego celu.

Który z etapów kariery w Krośnie był dla Ciebie najważniejszy, dostarczył najwięcej emocji, radości?
Sezon, po którym awansowaliśmy do ekstraklasy i ten pierwszy już na najwyższym ligowym szczeblu. Wspaniała przygoda, dla której naprawdę warto uprawiać sport. Zwłaszcza mecze finału play-off w I lidze z Legią Warszawa. Dramaturgia niesamowita, do wyłonienia zwycięzcy, awansującego do ekstraklasy potrzebne było aż 5 meczów, a ten decydujący, przy stanie play-off 2:2 przypadł nam grać w Krośnie. Hala pękała w szwach, chyba już nigdy nie zapełniła się w takiej ilości kibiców. Wygrana i awans, nieprawdopodobny sukces.

Kilka miesięcy później, po rozpoczęciu występów w ekstraklasie, również byliście na ustach całej koszykarskiej Polski, robiąc po prostu furorę w roli beniaminka Polskiej Ligi Koszykówki.
Sami byliśmy w szoku. Transfery, jakie poczyniliśmy przed ligą okazały się wyjątkowo trafione, zapewniające bardzo mocną kadrę. Przez jakiś czas zajmowaliśmy pozycję lidera tabeli, weszliśmy do finałowego etapu Pucharu Polski, liczna widownia w Krośnie niosła nas do kolejnych zwycięstw. Doskonały czas dla krośnieńskiej koszykówki i jestem szczęśliwy, że należałem do tamtej ekipy.

Cały grałeś w koszykówkę i pracowałeś na OSiRze w Gorlicach. Nie korciło Cię, żeby przejść na stuprocentowe zawodowstwo?
W drugim sezonie gry w ekstraklasie trener Michał Baran stwierdził, że muszę uczestniczyć z drużyną w dwóch treningach dziennie, w porannym i popołudniowym. To był jedyny sezon, kiedy pomieszkiwałem w Krośnie, a w pozostałych 18 dojeżdżałem na zajęcia popołudniowe. Uważam to za korzystne rozwiązanie dla swojej kariery, ponieważ mniejsze obciążenia treningowe dziennie umożliwiły mi dłuższą karierę zawodniczą. Po prostu mniejsze zmęczenie materiału, dzięki czemu nie byłem tak podatny na kontuzje. W Gorlicach natomiast wspierała mnie również dyrekcja, pozwalając pracować w takich godzinach i takich dniach, które nie kolidowały z treningami, meczami, czy dalekimi wyjazdami. Za to jestem bardzo wdzięczny moim przełożonym.

A inne kluby nie kusiły propozycjami?
Wiele tych ofert nie otrzymywałem, bo po każdym sezonie szybko podpisywałem nowy kontrakt w Krośnie. W zasadzie raz poważnie się zastanawiałem, kiedy zadzwonił do mnie właściciel Kinga Szczecin. Nie ukrywam, propozycja była godna rozpatrzenia, lecz po głębszej analizie stwierdziłem, że jednak pozostanę przy dotychczasowych rozwiązaniach zawodowych.

Czujesz się spełniony w sportowej pasji?
Tak i to mnie bardzo uszczęśliwia, napędza do codziennych zajęć, dostarcza pozytywnej energii. Koszykówka stanowi bardzo ważną część mojego życia, w dużym stopniu je wypełnia. Miałem to szczęście, że pasja stała się w pewnym momencie również źródłem zarabiania na życie, ponadto dawała mnóstwo satysfakcji z odnoszonych sukcesów, awansów sportowych, zapewniła długą, owocną karierę, dlatego z pełną radością mogę powiedzieć, że jestem spełnionym nie tylko sportowcem, ale w ogóle człowiekiem. Miałem wsparcie ze strony najbliższych, żony, dzieci, za wszystko im także dziękuję. Bez stabilizacji uczuciowej, rodzinnej na pewno niewiele w życiu zdziałałbym.

Jesteś spełniony, ale mimo długich 19 lat spędzonych w Krośnie, całkowicie z koszykówką nie zerwałeś.
Nie, bo jak każdy kto żyje z pasją wie, że trudno nagle całkowicie się od niej odciąć. Teraz gram w trzecioligowym MKS-ie Gorlice i może jeszcze jakieś cele wspólnie zrealizujemy.

Miasto Szkła Krosno zorganizowało Ci pożegnanie przed meczem I-ligowym z Hydro-Truckiem Radom. Dla sportowca to ważne wydarzenie?
Bardzo ważne, sentymentalne, refleksyjne, wzruszające, po prostu wspaniałe. Przyjechał trener Grzegorz Wiśniowski, koledzy z drużyn sprzed prawie 20 lat, mogłem porozmawiać z kibicami, którym przecież tyle zawdzięczam. Trybuny w Krośnie zawsze mnie wspierały, nie tylko w chwilach dobrych, przy korzystnych wynikach, ale też w trudnych, a nawet kryzysowych. Dlatego zawsze będę powtarzał, że w Krośnie są prawdziwi, oddani koszykówce kibice. Tacy na dobre i na złe. Odżyły wspomnienia, łezka się zakręciła, chwilami podczas wystąpienia przed meczem ściskało w gardle, ale dałem radę. Podziękowałem wszystkim z naprawdę pełną wdzięcznością za te 19 lat gry w Krośnie.

Ale powiedziałeś, że się nie żegnasz, tylko do zobaczenia na meczach w Krośnie.
No pewnie, będę tutaj przyjeżdżał jak tylko czas mi na to pozwoli. No i oczywiście kibicował, bo teraz dołączam do wiernych kibiców Miasta Szkła Krosno. I jestem przekonany, że niebawem będę tym razem na trybunach świętował kolejny sukces klubu. Zatem wszystkim jeszcze raz za wszystko dziękuję i do zobaczenia na trybunach w krośnieńskiej, tak mi bliskiej hali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24