MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Deep Purple w Rzeszowie: dinozaury rządzą!

Jaromir Kwiatkowski
Profesjonalizm i radość grania niemłodych muzyków oraz wielkie przeboje - tak w skrócie wyglądał koncert legendarnej grupy Deep Purple w Rzeszowie.

Ludzie, którzy wychodzili stamtąd po koncercie, wręcz emanowali zachwytem.

Deep Purple to machina profesjonalna w każdym calu. Tu nie ma miejsca na niedoróbki czy spóźnienia. Gość specjalny Brytyjczyków - trio SBB - zaczął punktualnie o godz. 20, a skończył punktualnie 30 minut później, by ekipa techniczna Deep Purple miała pół godziny na przygotowanie występu Brytyjczyków.

Kiedy Skrzek brał do ręki bas…

Wiadomo, że większość ludzi przyszła na "danie główne", ale nie lekceważyłbym występu SBB, co robili moi sąsiedzi po prawej ręce, wołając: - Józek, kończ już! SBB zaprezentowało się bowiem bardzo dobrze. Co ciekawe, Józef Skrzek, Apostolis Antymos i Gabor Nemeth nie sięgnęli do ostatnich płyt, lecz postawili na najbardziej znane utwory z pierwszego okresu istnienia grupy przed jej rozwiązaniem w 1980 r.: "Rainbow Man", "Freedom", "Memento z banalnym tryptykiem" i "Odlot".

Skrzek mało grał na klawiszach, tym bardziej, ze miał problemy techniczne z minimoogiem. I może to i lepiej. Lider SBB na klawiszach czasami przynudza, natomiast gdy bierze do ręki gitarę basową, pokazuje iście murzyński temperament. Tak było podczas "Odlotu", znanego z debiutanckiej płyty SBB. Był i czad, i charakterystyczny rytm, którym przed 36 laty tak oczarował publiczność perkusista Jerzy Piotrowski, a który w czwartek próbował skopiować Gabor Nemeth. Zauważył to mój sąsiad po lewej ręce, który relacjonował później komuś przez telefon komórkowy: - Ale dali czadu!

Oops, co to za trzaski?!

Wśród uwijającej się ekipy technicznej uwagę zwracała młoda, krzepka dziewczyna, która dźwigała sprzęt niemal na równi z mężczyznami. Jeden z członków ekipy przylepił do podłogi koło mikrofonu wokalisty tzw. set list, czyli spis utworów w takiej kolejności, jak miały być wykonane. - Musi. Przecież Gillanowi też już się w głowie miesza - mało elegancko tłumaczył sąsiad.

Było już niewiele minut do godz. 21, gdy nagle rozległ się wielki trzask, a w głośnikach ucichła muzyka, którą puszczono podczas przerwy technicznej. Niemłody realizator, siedzący za konsoletą, westchnął tylko spokojnie "oops", zadziałał szybko i za chwilę wszystko było w porządku. Punkt dwudziesta
pierwsza scenę spowiły ciemności, pojawiły się cienie muzyków i… wystartowali!

"Dym na wodzie", Chopin i "Mazurek Dąbrowskiego"

Podczas pierwszych kawałków Ian Gillan dzielił uwagę pomiędzy śpiew i napominanie właścicieli kompaktów i komórek, którzy - mimo zakazu - próbowali robić zdjęcia i kręcić filmiki. Wokalista wypatrywał delikwenta w tłumie, wołał "no, no", popierając to ruchem wskazującego palca. Później jednak "odpuścił".

Wraz z kolejnymi hitami atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca. Już przy pierwszych dźwiękach m.in. "Perfect Strangers" czy "Smoke On The Water" zagrzmiały owacje, a kilkutysięczny chór odśpiewał z Gillanem refren "Smoke on the water and fire in the sky". W tym samym czasie telebimy pokazywały Steve'a Morse'a grającego najsłynniejszy gitarowy riff świata, na którego komputerowo nałożono ogniste płomienie.

Utwory Deep Purple to nie "rąbanka" według najprostszego przepisu: "rzrzrzrzrzrzrzrzrz!!!". Czad egzystował tu zawsze obok lirycznych klimatów, obecnych w solówkach Morse'a, a zwłaszcza organisty Dona Aireya. Wplecenie przez niego w muzykę Brytyjczyków fragmentu z Chopina, który płynnie przeszedł w "Mazurek Dąbrowskiego", zostało powitane owacją publiczności. Sporo osób przy "Mazurku" spontanicznie zaintonowało "Jeszcze Polska nie zginęła".

Jak oni żwawo się ruszają!

Frontmanem Deep Purple jest oczywiście Gillan, ale furorę wśród publiczności zrobiły także gitarowe solówki Morse'a i popisy Dona Aireya na klawiszach. Jeszcze raz powtórzę to co powtarzam wielbicielom "starego" Deep Purple: obaj są godnymi następcami Ritchiego Blackmore'a i Jona Lorda. Ale równie znakomita jest sekcja rytmiczna z Rogerem Gloverem na basie i Ianem Paice'em na perkusji. Grają potężnie i równo jak metronom. Tu nikt nie ma prawa nie zdążyć z dźwiękiem, nawet przy rytmicznych wygibasach.

A poza tym aż radość bierze, gdy się patrzy, jak panowie po sześćdziesiątce nie tylko żwawo poruszają się po scenie, ale robią to z widoczną przyjemnością. Po niemal każdej solówce Morse'a Gillan podchodził do niego z pochwałą "super!" i popierał to odpowiednim gestem dłonią. A z twarzy gitarzysty uśmiech niemal nie schodził.

Piórka od Morse'a

Na koniec Morse rozrzucił wśród najbliżej stojących fanów kilkanaście swoich piórek do gitary. Mała pamiątka, ale jakże cenna.

Natomiast przed koncertem z muzykami Deep Purple spotkała się kilkunastoosobowa grupa fanów, w tym dwóch laureatów naszego konkursu wiedzy o zespole: Damian Kierek i Tomasz Skrobacz. Poprosiłem pana Tomka, by podał Rogerowi Gloverowi Nowiny z wywiadem z nim. Doręczył je do rąk własnych. - Glover skojarzył i prosił, by bardzo podziękować - relacjonował mi później pan Tomasz.
To był niezwykły wieczór. A już 15 listopada inna gwiazda - Jean-Michel Jarre!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24