Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak budowano zaporę w Solinie. Trudne początki (cz. I)

Stanisław Siwak
Zapora w Solinie dziś przyciąga w Bieszczady rzeszę turystów.
Zapora w Solinie dziś przyciąga w Bieszczady rzeszę turystów. Wojciech Zatwarnicki
Początki bardzo udanej budowy Zespołu Elektrowni Wodnych Solina - Myczkowce były niefortunne. W 1921 roku spółka belgijsko-francuska rozpoczęła budowę pierwszej elektrowni w rejonie Myczkowiec. Prace kontynuowano przez dwa lata. Jednak przerwano je z nieznanych do końca powodów.

Projekt myczkowieckiej elektrowni z lat 20. opracował zespół naukowców z Politechniki Lwowskiej pod kierunkiem prof. Karola Pomianowskiego, zaś on sam był doradcą technicznym na pierwszej budowie. Profesor miał szerokie plany budowy szeregu zbiorników retencyjnych w górskich dopływach Wisły. Niestety wybuch II wojny światowej zniweczył te plany.

Wojna zniszczyła też prawie doszczętnie wielki dorobek naukowy tego pioniera polskiej hydroenergetyki.

Energetycy wrócili do Myczkowiec w 1954 roku

Kolejny raz fachowcy zainteresowali się wykorzystaniem Sanu do celów energetycznych w 1954 roku. Program zakładał budowę na rzece 16 elektrowni wodnych. Plan został opracowany przez warszawskie Biuro Projektów Siłowni Wodnych.

Zakładał wybudowanie na Sanie zapory o wysokości 17,5 metra i długości 460 m. Sztuczna przegroda miała wytworzyć olbrzymi zbiornik wodny. Specjalnym systemem rurociągów i sztolni woda została poprowadzona do dwóch turbozespołów o łącznej mocy 8,3 megawatów.

Realizacja tego planu nastąpiła w latach 1956-60 w niezmiernie trudnych warunkach. Brakowało dróg, przepustów i mostów prowadzących w rejon wielkiej inwestycji. Najpierw trzeba je było wybudować. A przede wszystkim brakowało ludzi. Przecież Bieszczady były w tamtym czasie nieomal kompletnie wyludnione.

Ludzi ściągano dosłownie z terenu całego kraju. Wielu przyciągała nie tylko perspektywa godziwych zarobków, spełnienia swych ambicji zawodowych, ale w nie mniejszym stopniu chęć przeżycia nieco romantycznej przygody, w spartańskich warunkach.

Elektrownia w Myczkowcach została uruchomiona w 1961 roku, zaś owe 8,3 megawata stawiało ją w rzędzie pierwszych 10 elektrowni wodnych w kraju.

Skończyli budowę elektrowni w Myczkowcach i przenieśli się do Soliny

Zaporę i elektrownię w Solinie budowano w latach 1961 - 68. Międzyczasie warszawskie biuro projektujące Myczkowce zostało wchłonięte przez Główne Biuro Studiów i projektów Energetycznych "Energoprojekt", który wykonał plan Soliny.

Natomiast główny wykonawca myczkowieckiej elektrowni, czyli Krakowskie Przedsiębiorstwo Wodno - Inżynieryjne po zainstalowaniu się w Solinie zostało usamodzielnione i przyjęło piękną nazwę - Karpackie Przedsiębiorstwo Budowy Zapór Wodnych.

Solinę wybudowano w ciągu 8 lat. Po prostu przegrodzono koryto Sanu zaporą betonową o wysokości 82 metrów i długości 664 metry. Takim sposobem powstał największy sztuczny zbiornik w Polsce o pojemności 500 milionów metrów sześciennych wody.

Ze zbiornika woda została poprowadzona do turbozespołów stalowymi rurociągami wtopionymi w korpus zapory. Cztery turbiny produkcji czechosłowackiej zostały umieszczone w obiekcie elektrowni posadowionej u podnóża potężnej zapory. Łączna ich moc wynosi 136 megawatów. Elektrownie uruchomiono w lipcu 1968 roku. Stała się największą elektrownią wodną w Polsce pod względem zainstalowanej mocy, posiada też największy zbiornik wodny.

Z budową Soliny łączy się wiele mitów i legend

O Solinie śpiewali przeboje najbardziej popularni piosenkarze tamtych lat, znani reżyserzy kręcili filmy fabularne na kanwie jej budowy. Jednak codzienne życie bywało tutaj często prozaiczne, a wykonawcy budowy przeżywali wiele nieromantycznych chwil.

Jedną z takich mrożących krew w żyłach przygód długo wspominał Franciszek Musiał, majster cieśla, wędrowiec po największych budowach w kraju tamtych lat.

- W marcu 1967 roku na Solinie wydarzyła się dramatyczna historia. Akurat była niedziela, a tu przyszła większa woda, która niosła pnie. Jeden z nich stuknął i zerwał blisko 800-kilogramową pokrywę z otworu górnej galerii na zaporze. O 11 w nocy przyjechaliśmy. Wychodzę z samochodu. Był już inżynier Bolesław Kozłowski, i mówi ze zalewa siłownię. Zdjęliśmy, więc świąteczne garnitury i lecimy, ale było już pełno wody, tak po pierś. Lód można było garścią zbierać. Próbowaliśmy zatkać okrąglakami od dołu i nie dało się, woda wywracała. Całą noc próbowaliśmy, dopiero w poniedziałek, ludzie się już walili z nóg, opuściliśmy betonowy obciążnik w wodę przed otworem. To trochę pomogło. Wzięliśmy taki słup, ze 30 cm średnicy, okręciliśmy w plandekę i młotami wbiliśmy go od góry. Dostałem wtedy 800 złotych i dyplom.

Zapora i elektrownia w Solinie ma do spełnienia kilka ważnych funkcji w gospodarce krajowej. M. in. reguluje stan wody na Sanie. Dzięki niej mieszkańcy naszego regionu już od wielu lat zapomnieli jak wygląda i na czym polega prawdziwy wylew tej rzeki. Zaś produkcja energii stanowi jedynie jedno z jej zadań. Fachowcy zawiadujący Soliną mówią o kilku sprawach zaskakujących dla kogoś z zewnątrz.

Otóż, elektrownia nie produkuje energii w sposób ciągły, gdyż byłoby to wbrew sztuce przewidzianej dla tego typu obiektów.. Uruchamia się ją w momentach, gdy energii brakuje. Od chwili otrzymania sygnału "start" z warszawskiej centrali do momentu pracy na pełny gwizdek upływa niespełna minuta. Coś niebywałego dla laika. Dlatego solińska elektrownia raz pracuje kilkanaście minut, a czasami kilka godzin na dobę.

Kolejną niezwykłością Soliny jest fakt, że tu po raz pierwszy w kraju zainstalowano turbozespoły odwracalne. Chodzi o to, że w chwilach, gdy w sieci krajowej występuje nadmiar energii elektrycznej, z którą akurat nie ma co zrobić, solińska elektrownia odbiera w sposób pożyteczny ową nadwyżkę. Pożytek polega na tym, że przepompowuje wodę z niżej położonego zbiornika myczkowieckiego do jeziora solińskiego. Tym sposobem gromadzi się większe zapasy wody na wypadek konieczności interwencyjnej pracy elektrowni.

Myliłby się ktoś, kto sądzi, że zapora stanowi betonowy monolit. W tej litej masie żelazobetonu, która ma 80 metrów u podstawy, wije się pięć pięter korytarzy, różnorakich komór zapełnionych niezliczoną ilością urządzeń badawczych, ostrzegawczych, zabezpieczających. Najniższy poziom sięga pod dno jeziora. Bo ta monumentalna budowla znajduje się w ciągłym ruchu, można rzec, żyje własnym życiem. Pod naporem wielkich mas wody i własnego niebagatelnego ciężaru, ciężko pracuje. Zaś pulsowanie betonowego cielska oraz powstające w nim naprężenia znajdują się pod bezustanną kontrolą.

CZYTAJ TEŻ: Jak budowano zaporę w Solinie. Legendę tworzyli ciekawi ludzie (cz. II)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24