Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna, która zjednoczyła Krystyny

Alina Bosak
Krystyna Leśniak-Moczuk: - Nie mam telewizora, bo nie miałabym go kiedy oglądać. W dzień wykłady, spotkania, nocą praca, sprawy stowarzyszenia i odpowiadanie na mejle.
Krystyna Leśniak-Moczuk: - Nie mam telewizora, bo nie miałabym go kiedy oglądać. W dzień wykłady, spotkania, nocą praca, sprawy stowarzyszenia i odpowiadanie na mejle. Bartosz Frydrych
- Gdziekolwiek byłam, to albo należałam, albo organizowałam. W szkole, na studiach i w ciąży też. Mam to po dziadku Romku, który był muzykantem i miał talent do jednoczenia ludzi - śmieje się Krystyna Leśniak-Moczuk z Rzeszowa, prezes Stowarzyszenia Krystyn Podkarpackich

Jeden krok i jestem w muzeum Krystyn. Wchodzi się do niego prosto z korytarza, mijając połączoną z salonem kuchnię po lewej. Oczy latają dookoła głowy, bo tu na ścianie wisi obrazek, tam serce, laurka albo kapelusz. Jest kalendarz z warszawskiego finału Miss po 50-tce. I kalendarz, który specjalnie dla gospodyni tego miejsca zrobiła koleżanka.

- Tyle w nim cudacznych zdjęć - śmieje się dr hab Krystyna Leśniak-Moczuk, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego. - Tu ze studentami, tu podczas habilitacji, tu przed domem, a tu z premiery filmu z Mazurówną, który robił mój syn, student szkoły filmowej.

Na ścianie też portret Krystyny. Dzieło znanej warszawskiej fotografki Janiny Nasierowskiej.

- A tu moja karykatura w podziękowaniu za zjazd rzeszowski, od Krystyny z Wielkopolski.

Wszędzie pamiątki od Krystyn. Ze zjazdu z Katowic, z Gdyni, Wrocławia. Z meczu Krystyn z księżmi i szarfa Miss Krystyn przywieziona z Ciechocinka. Trzy kroniki wypełnione pamiątkami. Stos gazet z artykułami na temat stowarzyszenia. Książka naukowa o Krystynach autorstwa prof. Leśniak-Moczuk i jeszcze dwie książki Krystyny Mazurówny, która właśnie w tym pokoju nocuje, kiedy przyjeżdża w odwiedziny.

- Dopiero co wczoraj wyjechała. Była na gali Podkarpackich Nagród Mody i na balu Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa i na balu studenckim UR. My, Krystyny, też się do niej wybrałyśmy rok temu na jej 75. urodziny, które odbyły się pod hasłem: "Trzy ćwierci do śmierci" - zdradza gospodyni.

Do stowarzyszenia należy na całym Podkarpaciu ponad 300 Krystyn. W samym Rzeszowie - 50. Co sześć dni coś się dzieje, co sprawia, że jest okazja, by się spotkać. Co jakiś czas do pani profesor wpadają Krysie, a to pomóc w uzupełnianiu kroniki, a to coś ustalić albo poczęstować plackiem.
- Chomikuję wszystko, nie potrafię nic wyrzucić, strych już pęka w szwach i syn twierdzi, że jeszcze chwila, a się zawali. Ale co poradzić, uwielbiam pamiątki - oświadcza Krystyna Leśniak-Moczuk.

Miał być rolnik, a jest profesor

- Kiedy się urodziłam, moi rodzice nie byli, jak na owe czasy, młodzi. Oboje już po 30-tce. Mieszkali w domu rodzinnym mamy, razem z jej bratem. I to on wymyślił dla mnie imię. Od zawsze je lubiłam - opowiada profesor. - Dorastałam na wsi pod Mielcem, razem z sześć lat młodszym bratem. Tato zmarł wcześnie, kiedy miałam 10 lat, mama wychowywała nas samotnie w skromnych warunkach, ale miło wspominam dzieciństwo. Wtedy nie było takich kontrastów związanych z zamożnością, jak dziś. Wszyscy żyli podobnie. Jako starsza, miałam w planach rodziny zająć się gospodarstwem. Wysłano mnie do liceum ekonomicznego, żebym nie musiała już potem iść na studia. Na koniec szkoły miałam jednak bardzo wysoką średnią ocen, więc nauczyciel namówił moją mamę, żebym zdawała na studia. Mama niechętnie się zgodziła, modląc się o to, żebym egzaminów nie zdała. Bała się, że beze mnie sobie nie poradzi na gospodarstwie. Tymczasem ja egzaminy zdałam bardzo dobrze i zostałam studentką ekonomii na Filii UMCS w Rzeszowie.

Działaczką to musiała się urodzić. W szkole była przewodniczącą, a jako licealistka została wiceprzewodniczącą koła gospodyń wiejskich.

- Organizowałam kursy gotowania, szycia, i takie tam - macha ręką. - To po dziadku, który był muzykantem i człowiekiem bardzo wesołym, potrafił jednoczyć ludzi. Kiedy jako dziewczyna gdzieś jechałam, to zaraz mnie rozpoznawali, "o, to wnuczka Piątka Romka", mówili. Wszędzie albo należałam, albo organizowałam stowarzyszenia. I na studiach, i potem, i nawet kiedy zaszłam w ciążę, to zawiązałam Stowarzyszenie Naturalnego Rodzicielstwa, integrujące rodziny spodziewające się dziecka, namawiając je do zajęć w szkołach rodzenia i karmienia piersią. Ja byłam szefem, a wice - lekarz ginekolog.

Studia skończyła z bardzo wysoką średnią i dostała propozycję pracy na uczelni. A ponieważ węzłem małżeńskim związała się z socjologiem, to i socjologia ją zainteresowała. Pracę doktorską i habilitacyjną już napisała z socjologii. Dziś wykłada na tym kierunku na Uniwersytecie Rzeszowskim.

Najazd Krystyn na Rzeszów

Jest mistrzem organizacji. XV Jubileuszowy Zjazd Krystyn w Rzeszowie - 500 gości i tydzień imprez towarzyszących - odbył się według jej planu. - Zjazdy to pomysł nieżyjącej już Krystyny Bochenek, dziennikarki radiowej z Katowic, która napisała książkę o znanych Krystynach i z okazji jej wydania zorganizowała spotkanie w Filharmonii Śląskiej. Tak to się zaczęło w Polsce.
A w Rzeszowie?

- Znałam ten ruch. Jeździłam na zjazdy od 2003 r. Na początku jednak nie chciałam się angażować, bo syn dopiero dorastał, a na głowie miałam habilitację. Kiedy to minęło, wzięłam się za Krystyny. Wypisałam sobie na kartce nazwiska dziesięciu znajomych kobiet o tym imieniu, potem dzięki artykułom w prasie zgłosiły się kolejne. Kiedy w styczniu 2012 r. zawiązywałyśmy stowarzyszenie, było nas już czterdzieści.

Co tydzień spotykały się w hotelu, który prowadziła jedna z koleżanek. Od początku działały z pełnym zaangażowaniem i już dwa miesiące później, 13 marca, bo właśnie wtedy wypadają ich imieniny, w stolicy Podkarpacia odbył się zjazd Krystyn.

- Owszem, to pochłania mnóstwo czasu, ale ja zawsze od biegania ze ścierką po domu i wykazywania się w kuchni wolałam spotykać ludzi - przyznaje Krystyna. - Poza tym mąż potrafi wspaniale gotować i jest wyrozumiały, bo to też pasjonat - oświadcza i pokazuje wiszącą na ścianie wojskową pelerynę.

W jaskini pana domu znaleźć można całą kolekcję wojskowych czapek, medali, odznaczeń. Do tego zaprojektowane i wykonane przez niego modele czołgów i innych pojazdów.

- Rozumiemy się doskonale, bo i pracę mamy podobną i swoim zainteresowaniem poświęcamy się całym sercem.

Kiedyś wypiekała ciasta, haftowała serwetki i dziergała szaliki, a teraz, kiedy już upora się z pracami studentów i naukowymi artykułami, otwiera Facebooka, uzupełnia internetową stronę i odpowiada na setki mejli od Krystyn i nie tylko.

- Przyjaciół mam już chyba wszędzie. Do któregokolwiek miasta w Polsce bym zajrzała, mam u kogo przenocować - zapewnia pani profesor.

Od akademickiej togi woli kolorowe spódnice i odważne kapelusze. Barwne kreacje kiedyś wymyślała i szyła sama. Ba! Wiszą wciąż w szafie, a właścicielka co rusz znajdzie okazję, by w którąś wskoczyć, bo figura przez lata niewiele się zmieniła. - Nie idę za modą, uwielbiam oryginalność, w czym pomaga mi imienniczka z Paryża, przekazując "okazy" ze swojej szafy. A ta sukienka? Z Indonezji. Syn mi przywiózł.

Dom otwarty

- Jestem socjologiem, więc budowanie więzi między ludźmi, nawiązywanie relacji to mój żywioł - oświadcza. - Przez nasz dom przewijają się goście. Syn jest takim samym działaczem jak ja. I w dodatku lokalnym patriotą. Studiuje w Warszawie, ale z Rzeszowa nie zamierza się wyprowadzać. Postanowił, że doprowadzi do wybudowania tutaj toru wyścigowego, którego nie jestem zwolennikiem. Wokół tej idei zgromadził już kilkadziesiąt tysięcy fanów na Facebooku. A ostatnio przełożył "wirtualność" na rzeczywistość, organizując w jesieni event Festiwal Motoryzacyjny Rzeszów 2014, z różnymi samochodowymi pokazami, które spotkały się z ogromnym zainteresowaniem. Jak widać, pałeczkę przejmuje po mamie.

Uważa, że środowisko Krystyn to fenomen. - Nie tylko się spotykamy na zjazdach, ale też pomagamy sobie w różnych sytuacjach życiowych. Dziś ludzie przyjaźnią się głównie z rodziną, sąsiadami i kolegami z pracy, a my przekraczamy te granice.

Za granicę jeździła sporo. Teraz zwiedza Polskę.

- Te rozjazdy sprawiają, że kiedy syn i mąż marzyli o psie, musiałam odmówić. Ale zgodziłam się na pupila - mówi. Rzeczywiście, w wykuszu obok kuchni schowało się terrarium z uroczym pytonem. Ma widok na zieleń za oknem, a z drugiej strony na klatkę z kanarkiem - piątym i ostatnim już domownikiem.

- Jedni lubią posiedzieć przed telewizorem, a ja go nie mam, bo wolę doświadczać, a nie oglądać, no i nie mogę wytrzymać w jednym miejscu - przyznaje Krystyna. - Taki już mam charakter, że muszę być między ludźmi. To dla mnie jest rozrywką.

Spać chodzi o 2 w nocy, bo do późna pracuje przy laptopie, ostatnio najchętniej w salonie, gdzie może popatrzeć w ogień. Za plecami ma wtedy gigantyczne, sięgające powyżej antresoli, regały z książkami. Jak je pani dostaje?

- Wskakuję jakoś - żartuje Krystyna i trudno nie uwierzyć, że na pewno to potrafi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24