Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto zawinił, jeleń czy my?

Jakub Hap
Na drodze w Trzcinicy ok. stukilogramowy jeleń wskoczył wprost pod koła samochodu, którym podróżowała para z Jasła z dzieckiem.

Niewiele brakowało - zaczyna swoją opowieść pani Agnieszka z Jasła. Nie tak wyobrażała sobie tegoroczny walentynkowy wieczór. Miało być miło, przyjemnie, romantycznie, tymczasem los przyniósł naszej Czytelniczce i jej bliskim zupełnie odmienne emocje.

Wybiegł znienacka
A wszystko to przez... dzikie zwierzę. - Był wieczór, ok. godz. 18.30. Z narzeczonym Krystianem oraz sześcioletnim dzieckiem podróżowaliśmy autem od Jasła w kierunku Gorlic - drogą krajową nr 28. Zakierownicą siedział Krystian. Nagle, gdy znajdowaliśmy się na terenie Trzcinicy, na drogę wybiegły nam dwie sarny. Jechaliśmy przepisowo, około 60 km/h, przyograniczeniu do 70 km/h. Narzeczony, widząc zagrożenie, momentalnie zwolnił do 40 km/h - wtedy, równie niespodziewanie, wprost pod koła naszego auta wskoczył około stukilogramowy jeleń. Doszło do zderzenia, wszyscy troje byliśmy w dużym szoku - opowiada pani Agnieszka.

Zwierzę kraksy nie przeżyło. Kierowcy, ani pasażerkom osobówki na szczęście nic się nie stało. Skończyło się na nerwach - nie licząc rzecz jasna znacznego uszkodzenia pojazdu. Zniszczeniu uległy przedni zderzak, reflektor, pokrywa silnika, jedno ze świateł przeciwmgłowych, atrapa chłodnicy, oraz błotnik. Wszystkie straty, oszacowane według cennika ASO, opiewają na kwotę blisko 14 tysięcy złotych - a właściciel auta, jak na złość, w momencie kolizji nie posiadał ważnego ubezpieczenia AC. Jak pech, to pech...

- Na miejsce zdarzenia wezwaliśmy policję. Panowie przyjechali, sporządzili notatkę, sprawdzili czy jestem trzeźwy - oczywiście byłem. Standardowa procedura... W końcu, po zakończeniu wszystkich policyjnych czynności, mogliśmy wrócić dodomu - mówi pan Krystian.

Martwy jeleń został w rowie. I tkwił tam, jak podkreślają nasi rozmówcy, przez dobrych kilkanaście godzin, mimo że, według przepisów, powinien zostać sprzątnięty bezzwłocznie pokolizji. Służbom się przysnęło...

Od drzwi do drzwi
Na drugi dzień po nieszczęśliwej przygodzie pan Krystian z narzeczoną postanowili udać się do Starostwa Powiatowego w Jaśle. Chcąc dotrzeć do urzędników, którzy po zapoznaniu się z okolicznościami i skutkami kolizji byliby w stanie określić, czy poszkodowani będą mogli ubiegać się o odszkodowanie od państwa.

- W starostwie odstawili nas jednak z kwitkiem, mówiąc, że takie sprawy leżą w kompetencji urzędu gminy - więc niezwłocznie się tam udaliśmy. Na miejscu byliśmy odsyłani od pokoju do pokoju - żaden z pracowników nie miał pojęcia, kto może zająć się naszą sprawą. W końcu dostaliśmy do wypełnienia formularz o... zgłoszeniu szkody przez dzika na polu, z którym mieliśmy się udać dokoła łowieckiego. Dość mocno zdziwieni skontaktowaliśmy się ze starostwem, gdzie... powiedziano nam, że koła łowieckie to zły kierunek, gdyż kolizja miała miejsce na drodze krajowej. A za nią odpowiada Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która dysponuje pieniędzmi na takie odszkodowania - relacjonuje pani Agnieszka.

W poniedziałkowe popołudnie, już po zakończeniu bezsensownego błądzenia po urzędowych korytarzach, pan Krystian zatelefonował do GDDKiA. Polecono mu wypełnienie formularza zgłoszenia szkody i dostarczenie go do urzędu - z dołączoną notatką policyjną i zdjęciami przedstawiającymi uszkodzenia samochodu.

- Cały paradoks polega jednak na tym, że pani, z którą rozmawiałem, otwarcie przyznała, że i tak nic nie wskóramy, bo na miejscu kolizji obowiązywał znak ostrzegający przed zwierzyną. Jedynym wyjściem wydaje się więc skierowanie sprawy do sądu, ale - jak stwierdziła ta sama pracownica GDDKiA - i to nic nam nie da, bo takie sprawy są z miejsca przegrane - tłumaczy 27-latek z Jasła.

Będziemy walczyć
Para nie zamierza się poddać. Zwłaszcza, że dla najmłodszej uczestniczki kolizji zderzenie z jeleniem było ciężkim przeżyciem. Agnieszka i Krystian zapowiadają walkę o odszkodowanie.

- Dlaczego mam odpowiadać za zwierzę, które jest własnością Skarbu Państwa? Jechałem przepisowo, z zachowaniem szczególnej ostrożności, nie byłem w stanie zapobiec wypadkowi. Z wywiadu środowiskowego dowiedziałem się, że na tym odcinku dzika zwierzyna wbiega na drogę bardzo często, a nikt nic z tym nie robi. Znak nie uchroni przed nieszczęściem. W naszym przypadku zginął tylko jeleń, ale takie zdarzenia mogą być niebezpieczne dla życia ludzi - podkreśla pan Krystian.

Skontaktujemy się z zarządcą DK 28. Jeśli w Trzcinicy zwierzęta faktycznie raz po raz stanowią na niej zagrożenie, liczymy, że coś zaradzi.

Mecenas Krzysztof Stopkowicz: Odpowiedzialność za szkody spowodowane wskutek kolizji z dzikim zwierzęciem teoretycznie ponosi zarządca drogi, czyli w zależności od jej kategorii GDDKiA, województwo, powiat lub gmina. W praktyce uzyskanie odszkodowania jest jednak bardzo trudne. Trzeba przede wszystkim udowodnić winę zarządcy, czyli jego zaniedbanie, które mogło doprowadzić do zdarzenia, np. brak znaku ostrzegawczego. Jeżeli znak był ustawiony to pozostaje jedynie własne ubezpieczenie AC.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24