MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małżeństwo z Rzeszowa zawdzięcza życie swojemu psu

Anna Janik
8-letnia Fala nie tylko na co dzień towarzyszy swoim właścicielom  w zdrowiu i w chorobie. Uratowała im nawet życie.
8-letnia Fala nie tylko na co dzień towarzyszy swoim właścicielom w zdrowiu i w chorobie. Uratowała im nawet życie. Bartosz Frydrych
Była czwarta rano, kiedy zaniepokojona suczka obudziła swojego pana. Dopiero później okazało się, że uratowała mu życie, bo w jego ciele stężenie gazu było bliskie śmiertelnej dawki.

Do domu małżeństwa z Rzeszowa suczka Fala trafiła 8 lat temu jako 3-miesięczne szczenię. Miała zapełnić pustkę po utracie psa Milki.

- Milka była najsłabsza w miocie i hodowczyni od początku mówiła nam, żeby jej nie brać. Ale nie mieliśmy wyjścia, bo ona zaczęła się do nas przymilać, więc to ona wybrała nas - uśmiecha się pani Barbara. - Ale już w drodze z Krakowa do Rzeszowa trzy razy wymiotowała. Okazało się, że ma raka nerek. Przez trzy lata ją dializowaliśmy - wspomina.

Po jej odejściu małżeństwo, które miłość do psów wyniosło z domów rodzinnych, zdecydowało, że nadal chcą mieć golden retrievera. Falę znaleźli w Zamościu. Jest zupełnie inna niż jej poprzedniczka. Lubi być w centrum uwagi, dlatego zawsze, kiedy ktoś nie poświęca jej zbyt wiele atencji, walczy o nią, jak może.

Żeby przekonać, jak wiele ma do zaoferowania. Bo z natury jest bardzo pogodna i spokojna. Jej właściciele śmieją się, że gdyby do domu wszedł złodziej, suczka nie tylko by go nie przepędziła, ale nawet pokazała, gdzie co jest.

Bo uwielbia ludzi. Doskonale rozumie człowieka, jego słabości, a nawet choroby, o czym nieraz przekonali się jej właściciele. Na osiedlu jest najbardziej lubianym psem, a dzieci sąsiadów, mimo że mają swojego jamnika, chętniej zabierają na spacer Falę.

Jak niezwykłym jest czworonogiem, udowodniła całkiem niedawno. To był sylwester. Właściciele Fali smacznie spali, ale leżący na dywaniku obok ich łóżka pies nagle się obudził.

- To było do niej niepodobne, bo zazwyczaj wstawała po godz. 7, kręciła się koło męża, by dał jej jeść i dopiero potem wychodziła na zewnątrz. Tym razem była 4.20, kiedy zaczęła dreptać, a później się przewróciła - opowiada pani Barbara. - Mąż wstał i poszedł po jej miskę, ale Fala wcale na nią nie czekała. Stała już przy drzwiach i chciała, żeby ją wypuścić. Kiedy mąż otworzył drzwi, poczuł się tak źle, że musiał przytrzymać się framugi.

Cichy zabójca w całym domu

Pani Barbara zdążyła wstać i pójść do łazienki. Co się działo później, nie pamięta. Ocknęła się w kuchni, przed otwartymi na oścież drzwiami. Zdenerwowany mąż coś krzyczał, był też sąsiad.

- Nadal nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę się stało, ale sąsiad namówił nas, żebyśmy pojechali do szpitala - opowiada pani Barbara. - Pojechaliśmy, bo nadal niezbyt dobrze się czuliśmy. Na miejscu okazało się, że to czad. O godz. 9 miałam we krwi 20 PPM-ów. Śmiertelna dawka wynosi 40. Także jeszcze 15 minut snu i byłoby po nas. To Fala uratowała nam życie - mówi właścicielka Fali, głaszcząc czule psa.

Wezwana na miejsce straż pożarna odcięła dopływ gazu. Czad był już w całym domu. Małżeństwo było w szoku, bo piec gazowy, który mają w łazience, był regularnie serwisowany, w dodatku całkiem niedawno przed feralnym zdarzeniem. Nie był też stary, a w domu regularnie pojawiał się kominiarz.

Pani Barbara z zawodu jest nauczycielką i po powrocie do pracy od razu opowiedziała uczniom o całym zdarzeniu. Po to, by uczulili rodziców, jak dużym zagrożeniem jest czad.

- My sami kupiliśmy dwa czujniki czadu. Jeden, który pokazuje stężenie i drugi, który daje bardzo głośny sygnał dźwiękowy, jeśli w powietrzu jest czad - opowiada. - Nigdy nie można zakładać, że urządzenie, nawet na gwarancji, będzie działało bez zarzutu. Mam nadzieję, że nasza historia zmobilizuje innych do tego, by zadbać o swoje bezpieczeństwo. Bo nie każdy może mieć tyle szczęścia co my.

***

Od początku roku strażacy z Podkarpacia do zdarzeń związanych z uwalnianiem się tlenku węgla wyjeżdżali aż 128 razy. Podtruło się w sumie 132 osoby. Dwie to ofiary śmiertelne. Dlatego strażacy powtarzają: każdy, kto ma piec, powinien mieć czujnik.

- Upewnijmy się, że spełnia on wymagania Polskiej Normy: PN-EN 50291-1:2010, co powinno być potwierdzone certyfikatem wydanym przez jednostkę certyfikującą - tłumaczy mł. bryg. Marcin Betleja z KW PSP w Rzeszowie. - Montaż większości czujników producenci zalecają na wysokości ok. 1,5 m od podłogi w każdym pomieszczeniu, w którym znajduje się wyposażenie będące potencjalnym źródłem emisji czadu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24