Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka zamordowanego: żyję tylko po to, by odkryć prawdę

Andrzej Plęs
W mieszkaniu została ona, pies i mnóstwo zdjęć syna - Ja nie walczę o wyższą karę dla zabójcy - mówi Bogusława Zaborowska. - Wykazał skruchę, niech zostanie jak jest. Tylko mam wrażenie, że współsprawcy tego zabójstwa są na wolności.
W mieszkaniu została ona, pies i mnóstwo zdjęć syna - Ja nie walczę o wyższą karę dla zabójcy - mówi Bogusława Zaborowska. - Wykazał skruchę, niech zostanie jak jest. Tylko mam wrażenie, że współsprawcy tego zabójstwa są na wolności. Fot. Andrzej Plęs
- Tomek nie był jakimś śmieciem, którego życie nie było nic warte - mówi Bogusława Zaborowska z Dębicy, matka zamordowanego.

W niedzielny ranek usłyszała pukanie do drzwi. Dwóch policjantów "w progu" zakomunikowało, że jej syn nie żyje. Więcej nie pamięta.

Po dwóch latach od tamtej chwili przyznaje, że i ona nie ma po co żyć. Musi tylko wyjaśnić - jak naprawdę zginął jej syn? Kto uczestniczył w tym zabójstwie?

Owszem, sprawca znalazł się szybciutko, sam zgłosił się do policji, bez wahania przyznał, że zadźgał Tomasza. A Bogusława Zaborowska ma wątpliwości. Że Michał zabił jej syna - nikt nie kwestionuje. Ale czy tylko Michał winien jest tej śmierci? I wcale nie chce wyższego wyroku dla sprawcy - 13 lat więzienia dla 22-letniego mężczyzny to szmat czasu. I za kratami łatwo miał nie będzie, bo to syn policjanta. Nie o jego krzywdę postanowiła walczyć, ale o prawdę.

Nowy przyjaciel Ewy

Prasa nazwała tę tragedię "zabójstwem z zazdrości". Michał i Ewa od lat uchodzili za parę. Żyli pod jednym dachem w jej dębickim mieszkaniu. Toteż Michałowi musiało być nie w smak, gdy Ewa zdobyła przyjaciela. Tomek na tydzień przez śmiercią nawet spędził noc w mieszkaniu Ewy. Natknął się jednak na Michała, pięści poszły w ruch i chłopak wrócił rano do domu z siniakami i guzami.

Po tamtej szarpaninie Michał wyprowadził się od Ewki na dwa dni, ale nie przestał traktować jej jak swojej. Nie niepokoił się, kiedy 9 czerwca 2007 roku powiedziała mu, że z Justyną chcą sobie zrobić "babski wieczór". Sam tego wieczoru wlał w siebie kilka piw z kolegami. Po popijawie poszedł do mieszkania dziewczyny. Nie miał kluczy, więc wdrapał się po rynnie na pierwsze piętro. Ewy nie było. Zwalił się na kanapę i zasnął. Wkrótce Ewa wróciła, dołączyła do niej Justyna z półlitrówką, a niedługo potem Tomek. Przyszedł, bo Ewka za pośrednictwem GG poskarżyła się, że jest głodna. Tomek zaproponował, że przyniesie jej naleśniki. Potem cała trójka poszła do znajomego na grilla. I całą trójką wrócili do mieszkania Ewki.

Sześć ciosów nożem

Dalej już nie wszystko jest jasne. Michał wściekł się na widok Tomka. Znów pięści poszły w ruch. Napastnik chwycił nóż leżący na fotelu. Uderzył sześć razy. Tomek zdołał wycharczeć tylko, że "dostał kosą". Ewka wpadła w panikę, Justyna ponoć przebierała się wtedy w łazience. Co robił Michał - nie wiadomo.

Jedna z dziewcząt wezwała pogotowie, wyszła przed blok poczekać na karetkę. Po chwili Michał zniósł na rękach broczącego krwią Tomka, posadził ofiarę pod ścianą bloku i zniknął.

- Założyli mu byty na czubki stóp. Któraś z dziewczyn pilnowała, żeby Tomek się nie osunął - przytacza rekonstrukcję zdarzeń matka ofiary. - Mój syn zmarł, zanim karetka dotarła pod blok.

Pytań jest wiele

Rano Michał zadzwonił do brata, że jest na dworcu kolejowym w Ropczycach. Tam zatrzymała go policja. I jego telefon komórkowy też. Dla Zaborowskiej ten telefon to klucz do wyjaśnienia białych plam w przebiegu wydarzeń tamtej nocy. A tych doliczyła się sporo.

Bo sąsiedzi mówili jej, że do rękoczynów doszło jeszcze przed blokiem Ewki, że pierwsze ciosy spadły na jej syna, zanim on wszedł do mieszkania koleżanki. W pierwszych zeznaniach dziewczęta oświadczyły, że Tomek już przyszedł do mieszkania z raną kłutą brzucha. Bo jedna z sąsiadek zeznała przed sądem, że zabójca po wszystkim szukał czegoś po ciemku przed wejściem do klatki schodowej. Potem tłumaczył, że kluczy i komórki, które zgubił, wchodząc po rynnie.

Tyle że ta rynna znajduje się po drugiej stronie bloku. Dlaczego na nożu nie było odcisków palców? Do kogo dzwonił i słał SMS-y przed zabójstwem i po nim? Przed sądem tłumaczył, że zniósł Michała przed blok, pojechał do domu, przebrał się i schował w piwnicy. Po dwóch godzinach zadzwonił do Justyny i od niej dowiedział się, że Tomek nie żyje. Ok. godz. 15 policja zgarnęła go z ropczyckiego dworca. Jego telefon komórkowy do ostatniej chwili wysyłał i przyjmował rozmowy. Z kim rozmawiał i o czym? Wiadomo, że przed zabójstwem kontaktował się z przyszłą ofiarą.
Tatuś zwinął depozyt

Świadkowie potwierdzają, że telefonicznie groził Tomkowi: jak się nie odp…li od jego dziewczyny, to… Może było w nich coś, co zdradziłoby intencje sprawcy? I następne pytania: wyniósł ofiarę przed blok, żeby można było Tomkowi szybciej udzielić pomocy medycznej, czy po to, żeby zmylić trop i zasugerować, że zabójstwa dokonali NN sprawcy przed budynkiem? Z kim i o czym rozmawiał do chwili zatrzymania? Te SMS-y mogłyby być dowodem w sprawie.

Mogłyby być, gdyby tatuś sprawcy, komisarz policji, nie wybrał z policyjnego depozytu telefonu syna.

- Przed sądem tłumaczył, że ten telefon to on dał synowi, to był drogi aparat i chciał go odzyskać - mówi pani Bogusława. - A kartę SIM zniszczył, bo nie była mu potrzebna.

Diabli wzięli dowód, który mógł powiedzieć, czy to zabójstwo zostało przygotowane. I mogło zaważyć na wysokości wyroku. Kiedy Sąd Okręgowy w Rzeszowie decydował o 13 latach dla Michała, jakoś prześliznął się w milczeniu nad kartą SIM. Także prokurator jakby nie zauważył, że popełniono przestępstwo.

Zaborowska zauważyła. Zawiadomiła prokuraturę rzeszowską o popełnieniu przestępstwa przez Ryszarda G., ojca Michała. Ta zleciła śledztwo prokuraturze mieleckiej. Matka ofiary zabiegała, żeby sprawą nie zajmowała się prokuratura dębicka, bo zachodziła obawa, że tatuś policjant z prokuraturą za pan brat.
Zaborowska miesiącami czekała, aż w Mielcu sprawa ruszy. Starała się o status oskarżyciela posiłkowego. W rozmowie telefonicznej powiedziano jej, że nie może takiego statusu uzyskać, bo to sprawa przeciwko organom państwowym.

- Jakim organom? Przecież tę sprawę wniosłam przeciwko Ryszardowi G., policjantowi i ojcu zabójcy, który zniszczył dowód w sprawie - denerwuje się pani Bogusława. - Mój prawnik też mówi, że wyjaśnienia prokuratury to bzdura.

Dłonie zaciśnięte w cierpieniu

Uparła się, że dotrze do prawdy. Choć i sędzia na rozprawie mówił jej, że się czepia, nawet niektórzy znajomi sugerowali, że szkoda życia, bo syn przez to z grobu nie wstanie.

- Teraz to właśnie jest moim życiem - tłumaczy. W mieszkaniu została ona, pies i mnóstwo zdjęć syna. To jej życie.

I wywalczyła. Z końcem ub. roku do dębickiego sądu trafił akt oskarżenia przeciwko policjantowi Ryszardowi K., który ojcu zabójcy wydał z depozytu telefon syna. Będzie odpowiadał za przekroczenie uprawnień i poświadczenie nieprawdy. Z końcem października prokuratura zawiesiła postępowanie wobec Ryszarda G., ojca sprawcy i policjanta, który zniszczył dowód w sprawie.

- Lekarze orzekli, że jego stan zdrowia uniemożliwia uczestnictwo w czynnościach dochodzeniowych - tłumaczy Marian Burczyk, prokurator rejonowy w Mielcu. - Postępowanie wznowimy, kiedy tylko lekarze orzekną, że jest to możliwe.
A ona? Czuje satysfakcję?

- Żadnej - mówi cicho. - Ale kiedy przypomnę sobie, w jakim stanie było ciało mojego syna, jego dłonie zaciśnięte w cierpieniu…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24