Obyśmy zdrowi byli

W pierwszym terminie tylko jedna stalowowolska przychodnia przystąpiła do negocjacji z NFZ. Tuż po świętach roczne kontrakty negocjowały już wszystkie. - Musieliśmy to zrobić, bo ryzykowaliśmy, że ktoś przejmie naszych pacjentów - powiedział na sesji Rady Miasta Wojciech Korkowski, dyrektor SP ZOZ przy ul. Kwiatkowskiego.
Wcześniej samorządy powiatowy i miejski złożyły protest na ręce Ministra Zdrowia. Przedostatniego dnia grudnia Rada Miejska miała debatować nad zagrożeniami dla mieszkańców wynikającymi z braku porozumienia między lekarzami i NFZ. Debata ograniczyła się tylko do informacji o biedzie w placówkach medycznych, które przystały na dyktat Funduszu.
- Wcześniej nie składaliśmy oferty, bo propozycję finansowania leczenia ze strony NFZ uważaliśmy jako niebezpieczną dla zakładu, a przez to dla pacjentów - mówił na sesji dyr. W. Korkowski. Podał, że w stosunku do roku 2003, finansowanie leczenia w jego placówce spadnie o 18 proc. Najwięcej stracą poradnie specjalistyczne. Poradnia kardiologiczna dostanie o 36 proc. pieniędzy mniej, niż potrzebuje, a ginekologiczna o 39 proc. W tej sytuacji dyrektor ZOZ "przy hucie" nie wyklucza zwolnień pracowników.
Znamiennym było wystąpienie przed radnymi Edwarda Surmacza, dyrektora stalowowolskiego szpitala. Szpital szczyci się tym, że nie popadł do tej pory w tarapaty finansowe i jest jednym z niewielu takich szpitali w Polsce. Ma jednak szansę na znalezienie się pod finansową kreską po podpisaniu tegorocznego kontraktu. - Nie pozostaje mi wobec tego nic innego, jak życzyć wszystkim mieszkańcom miasta i powiatu dużo zdrowia, bo będzie to rok trudny dla chorych i tych, którzy będą ich leczyć - podsumował zdrowotną debatę dyr. Edward Surmacz.