MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Kloc skończył 40 lat

Tomasz Ryzner
W akcji słynna lewa noga Pawła Kloca..
W akcji słynna lewa noga Pawła Kloca..
Rozmowa z PAWŁEM KLOCEM, piłkarzem Stali Rzeszów, który w niedzielę obchodził 40 urodziny

- Czy czterdzieści lat rzeczywiście mija, jak jeden dzień?
- Nie mam problemu z czwórką na początku. Nie rozpamiętuję przeszłości, ani też nie przejmuję się, że nadchodzi tak zwany wiek średni. Oczywiście liczby nie kłamią, ale czuję się młodziej, niż pokazuje metryka. Nie ciąży mi na karku ta czterdziestka.

- Urodziny były huczne?
- Kameralna impreza, rodzina, znajomi, grill. Nic specjalnego. Nie czułem potrzeby robić fety.

- Z tych czterdziestu lat piłce poświęcił pan...
- Trzydzieści lat, jeśli za początek wziąć grę w klubie.

- Czasem słychać, że Paweł Kloc to wychowanek LKS-u Trzebownisko.
- Stamtąd pochodzę, ale moim pierwszym klubem jest Stal. Klub ten organizował turniej drużyn szkolnych. Wpadłem w oko trenerom z Hetmańskiej i tak to się wszystko zaczęło.

- Rodzice nie mieli nic przeciwko, że syn ugania się za piłką?
- Nie było z tym problemu.. Jeśli chodzi o rodziców piłkarzy, to kłopot mogą mieć szybciej w obecnych czasach, gdy muszą ponosić koszty szkolenia swoich pociech. Kiedyś sprzęt był, jaki był, ale buty, dres, piłkę dostawało się z klubu. Wyżywienie, pobyt na obozach był za darmo. Teraz na wszystko pieniądze muszą znaleźć rodzice, a nie każdego na to stać.

PAWEŁ KLOC

PAWEŁ KLOC

URODZONY: 1.08.1970 rok; WZROST: 173 cm; POZYCJA: pomocnik; KSYWKA: "Perła"; KLUBY: Stal Rzeszów (1988-1993), Stal Mielec (1994-1996), Hutnik Kraków (1997-1998), Górnik Wieliczka (1999-200), Polonia Przemyśl (2000-2001), Stal Rzeszów (2000-?); W EKSTRAKLASIE: 80 meczów, 11 goli (jako piłkarz Stali M. i Hutnika).

- Skoro mowa o pieniądzach, to pewnie najlepiej zarabiał pan w ekstraklasie czyli w Stali Mielec?
- Dopóki nie skończyły się tam pieniądze i nie odszedł sponsor czyli pan Mertel. Ale przez dwa lata rzeczywiście było nieźle. Oczywiście to były inne czasy, nie było kontkraktów za kilkaset tysięcy euro.

- Pamięta pan największy zastrzyk gotówki?
- Powiedzmy, że były to pieniądze, które dostałem po przyjściu do Stali Mielec. Kupiłem swój pierwszy samochód, fiata cinquecento, a w portfelu jeszcze trochę pieniędzy zostało.

- Trochę krótko trwała ta kariera w najwyższej lidze.
- Karierę to robią piłkarze na zachodzie, ja miałem przygodę z piłką. Ale nie żałuję, że tyle czasu jej poświęciłem. Robić coś, co się lubi i dostawać za to pieniądze jest fajną sprawą. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem.

- Ale gdyby musiał pan pogdybać.
- To powiedziałbym, że były chwile, gdy ta przygoda mogła zamienić się w coś większego. Dostałem kiedyś powołanie do szerokiej kadry młodzieżowej. Z tej grupy z wyłoniła się drużyna, która w Barcelonie zdobyła wicemistrzostwo olimpijskie. Pech chciał, że w meczu z Szombierkami w Bytomiu dopadła mnie kontuzja więzadeł. Noga poszła na 4 tygodnie do gipsu i nie zawalczyłem o miejsce u zespole trenera Janusza Wójcika.
- Jakie kluby chciały Pawła Kloca u siebie?
- Słyszałem o Legii Warszawa, Śląsku Wrocław. Nie wiem, dlaczego do niczego nie doszło. Może to kluby się rozmyśliły, a może Stal nie miała ochoty mnie puszczać. Wyszło w końcu tak, że do ekstraklasy trafiłem, gdy miałem 24 lata.

- Trochę późno.
- Mogłem wcześniej i to jako zawodnik Stali Rzeszów. Niestety w pamiętnym sezonie nasi koledzy zza miedzy tak nam pomogli, że awans przeszedł koło nosa (w ostatniej kolejce sezonu 1991/92 do awansu Stali potrzebna była wygrana Resovii u siebie Jagiellonią, pasiaki przegrały 0-1). Mieliśmy fajny zespół, a dodam, że przez pół roku graliśmy bez pieniędzy. Miałem 20 lat i można się zastanawiać, jakby się życie potoczyło, gdybym trafił do ekstraklasy w tym wieku. Nie spędza mi to jednak snu z powiek. Było, jak było. W sumie nie najgorzej. Te 5 lat na najwyższym poziomie pograłem. Goli może za dużo nie jest, ale sporo ich zdobywali koledzy po moich podaniach, choćby Boguś Cygan w Stali Mielec.

- W Mielcu trafił pan na Franciszka Smudę.
- I mam o nim dobre zdanie. Trzymał niemiecką dyscyplinę, wtedy kaleczył polski język, ale miał pojęcie o zawodzie. Zmienił nasze treningi, były krótsze, za to intensywniejsze. Paczka była nie najgorsza, z Januszem Kaczówką, Ryśkiem Federkiewiczem, Krzyśkiem Łętochą, Rafałem Domarskim, Jasiem Czyrkiem.. Walczyliśmy o utrzymanie, ale też potrafiliśmy wygrywać z najlepszymi.
- Najlepszy zawodnik z którym, lub przeciwko któremu pan grał?
- Mógłbym wymieniać gwiazdy Legii, reprezentacji, ale jako pierwszy na myśl przychodzi mi Marek Wojdaszka, który przyszedł do Rzeszowa z Radomia. Też grał w środku pomocy, też był lewonożny. Podpatrywałem go, starałem się czegoś nauczyć.

- Z tej lewej nogi strzelał na kiedyś piękne gole. Ten z wolnego podczas meczu Cracovią sprzed kilku lat, to pewnie gol życia? Do bramki było z 40 metrów.
- Może nie 40, ale 35 rzeczywiście to raczej moja najładniejsza bramka. Graliśmy mecz na szczycie, na trybunach było dużo ludzi, wygraliśmy dwa do jednego i udało mi się strzelić oba gole. Do tego drugą z prawej nogi. Tak to miłe wspomnienie.

- Wie pan, już kiedy zawiesi buty na kołku?
- Nie będę grał w nieskończoność, ale nie wyznaczam sobie jakiejś granicy. Zdrowie dopisuje, szybkość już nie ta, ale wytrzymuje trudy meczu. Podpisałem umowę na rok, a potem zobaczymy. Trenuję grupę trzynastolatków, raczej zostanę przy piłce,. ale też chodzi mi po głowie jakiś własny interes.
- Synowie idą w ślady ojca?
- Młodszy, którego zresztą mam teraz pod opieką w zespole. Ma smykałkę do gry, mam nadzieję, że będzie szedł do przodu, ale wiadomo, jak to jest. W sporcie talent niczego nie gwarantuje. Każdego dnia trzeba pokazywać charakter, determinację. Są tacy, którzy niby mniej umieją na początku, ale dzięki uporowi zachodzą bardzo daleko.

- Jak się patrzy na wyczyny naszych drużyn w pucharach to można pomyśleć, że dziś młodzież ma mniej talentu i charakteru, niż kiedyś.
- Zacznijmy od tego, że w ogóle mniej dzieci garnie się do piłki. Kiedy ja zaczynałem w Stali, podczas naboru pojawiała się, lekko licząc, setka chłopaków. Dziś jest ich czasem dwudziestu. Kiedyś była większa szansa na znalezienie talentu. Dziś czasem trzeba dzwonić po domach, żeby zebrać jedenastu na mecz. Cóż, czasy się zmieniły. Ja i moi koledzy nie mieliśmy w młodości komputerów. Liczyła się tylko piłka. Grało się zaraz po szkole, a wakacje od rana do wieczora.

- Jarosław Araszkiewicz wspominał, że gdy, jako junior wszedł do szatni Lecha Poznań, zastanawiał się, czy powiedzieć, "dzień dobry" starszym piłkarzom. Wiele lat później po powrocie z Niemiec w szatni Lecha junior przywitał go "Cześć Araś".
- Coś w tym jest. Zwyczaje się zmieniają. Nie jestem zwolennikiem gonienia młodych, nie mówiąc już o fali, ale jak się jest nastolatkiem trzeba nosić słupki, wodę, sprzęt. Ja przez to też przeszedłem. Dzisiaj bywa, że młody piłkarz nie ma ochoty tego robić,. a kiedy zwróci mu się uwagę obraża się i twierdzi, że ktoś się na nim wyżywa.

- To pana szesnasty sezon Stali Rzeszów. Można powiedzieć, drugi dom?
- Na to wychodzi. Spędzam tu mnóstwo czasu. Albo sam trenuję, albo prowadzę zajęcia z dziećmi, w sobotę gram z pierwszą drużyną, w niedzielę jadę na mecz jako trener. Rzeczywiście, Stal to mój drugi dom. Można zażartować, że mam biało-niebieskie serce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24