- Przecież to absurd. Jechać kilkaset kilometrów po psa. Dodatkowo takiego, który faktycznie nie jest bezdomny - oburza się Adam Woś, burmistrz Sieniawy.
Na początku lipca Pogotowie dla Zwierząt w Trzciance koło Piły, w woj. wielkopolskim, przesłało do burmistrza Sieniawy "zawiadomienie o odebraniu psa". Powołało się na ustawę o ochronę zwierząt i wynikające z niej obowiązki gminy względem bezdomnych zwierząt. Poinformowało, że ich zdaniem "burmistrz Sieniawy Adam Woś popełnił przestępstwo polegające na porzuceniu psa". Pismo do wiadomości otrzymało kilka instytucji, m.in. przeworska prokuratura.
Sprawa ciągnie się od dłuższego czasu. Pierwszy raz, o problemie bezdomnych psów, mieszkaniec Leżachowa informował urząd w ub. roku. Jego zdaniem, nikt nie chciał mu pomóc. W tej sytuacji postanowił tymczasowo zaopiekować się zwierzęciem, do czasu wyjaśnienia sprawy. Ta zaczęła się przeciągać, dlatego o pomoc poprosił pogotowie z Trzcianki.
- Wielokrotnie kontaktowałem się z odpowiednim urzędnikiem z Sieniawy. Podpowiadałem, co może w tej sytuacji zrobić. Trudno oddać psa do schroniska, bo te są przepełnione, ponadto gminy nie mają podpisanych umów. Ale nie jest to jedyna możliwość. Są inne, wcale nie drogie sposoby - mówi Grzegorz Bielawski, prezes Pogotowia dla Zwierząt z Trzcianki.
- Zawsze natychmiast reagujemy na sygnały o bezpańskich psach. Sam przygarnąłem dwa bezdomne psy. Istotnie otrzymaliśmy od mieszkańcy Leżachowa informację o porzuconych psach zagrażających ludziom. Nie potwierdziliśmy tych informacji u innych mieszkańców tej wioski. W samym zgłoszeniu nie było konkretów.
Dodatkowo dowiedzieliśmy, że to mieszkaniec, który zgłaszał sprawę, przygarnął psa. Nie wiemy dlaczego zrezygnował z dalszej opieki nad nim. A teraz stowarzyszenie chce nas obciążyć wysokimi kosztami - opowiada burmistrz.
- Nie wystawiliśmy jeszcze żadnego rachunku. W telefonicznej rozmowie z wiceburmistrzem, na pytanie o koszty odwiezienia psa, odpowiedziałem, że może to być jakieś tysiąc, półtora tys. złotych - mówi Bielawski.
Czy to normalne, aby bezdomnym psem interesowało się stowarzyszenie z miasta odległego o kilkaset km?
- Dla obrońców zwierząt nie jest to nic niezwykłego. Gotowi są przejechać nawet kilkaset kilometrów - mówi Artur Bąk, kier. schroniska dla bezdomnych zwierząt w podprzemyskich Orzechowcach.
- Lokalne stowarzyszenia często nie są w stanie lub wręcz boją się interweniować w ciężkich sprawach. Ja to rozumiem. Mamy struktury w całej Polsce, nie musimy wszędzie jeździć z Trzcianki - mówi Bielawski.Bielawski słynie w Polsce z niekonwencjonalnych akcji interwencji w sprawie zwierząt. Dla znacznej części miłośników zwierząt jest wręcz "ikoną".
- To horror w majestacie prawa. Nie ma lepszego zarobku niż pojechać po bezdomnego psa na drugim krańcu Polski i wystawić samorządowi słony rachunek za dojazd - mówi Woś.
- Postanowiłem, że tej sprawy nie odpuszczę. Dlatego, że przez ponad półtora miesiąca nikt z gminy, nic w tej sprawie nie zrobił. Choćby nie pojechał do osoby, która zgłaszała problem, aby porozmawiać - twierdzi Bielawski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kaźmierska wróci za kraty? Mecenas Kaszewiak mówi, dlaczego tak się nie stanie
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"