Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodziny ciężko rannych w wypadku w Holandii, są już przy swoich bliskich

Ewa Gorczyca
OPRAC. ŁUKASZ BIAŁORUCKI
Dziewięć osób dziś wieczorem dotarła do miejscowości Harderwijk, jutro mają dojechać następni. To najbliżsi ciężko poszkodowanych w wypadku mieszkańców Krosna i okolic.

- Zostaniemy tak długo, jak będzie trzeba - zapewnia Rafał Data, szef firmy, która zatrudniała krośnian w Holandii.

W busie, który w środę rano na lokalnej drodze w prowincji Flevoland w środkowej Holandii, zderzył się z traktorem, jechało dziesięć osób. Wszyscy byli z Krosna i okolic, dobrze się znali. W Holandii mieszkali w jednym domu, który wynajmował dla nich pracodawca. Pracowali legalnie, w firmie, zajmującej się recyklingiem tworzyw sztucznych. Przed godz. 6 jak zwykle wsiedli do auta. Do fabryki mieli 15 kilometrów.

Nie wiadomo, dlaczego doszło do zderzenia busa z ciągnikiem wyładowanym ziemniakami, kierowanym przez 16-letniego Holendra. Warunki drogowe były trudne: ciemno, padał deszcz, na drodze zalegało błota z okolicznych pól. - W tej okolicy jeździ dużo traktorów, bo ten region to centrum kartoflane - opowiada Data.

Z dziecięciu mężczyzn jadących busem jeden zginął na miejscu, drugi zmarł w szpitalu. Śmiertelne ofiary to 30-letni Paweł D. i 43-letni Grzegorz B. Obaj mieszkali w Krośnie. Zostawili rodziny, osierocili dzieci. Wyjechali do Holandii, bo praca tam dawała im szanse na lepszy byt.
Osiem pozostałych osób trafiło do szpitali. Dziś trzy z nich nadal były w stanie krytycznym. Stan trzech rannych określano jako stabilny, ale wciąż pozostawały nieprzytomne. Dwie osoby miały poważne urazy, ale były przytomne.

Bliscy poszkodowanych dziś rano polecieli do Holandii, jutro wyleci następna grupa. Transport dla kilkunastu osób zorganizowała firma, która zatrudnia Polaków w Holandii. Zapewniła też pobyt.

- Wszyscy chcą być razem, w jednym miejscu. Towarzyszy nam ksiądz i psycholog - mówi Data.

Kiedy z nim rozmawialiśmy telefonicznie, ok. godz. 15, czekał na przyjazd rodzin, potem wspólnie mieli pojechać do szpitali (rannych przewieziono do czterech, w promieniu 40 km od miejsca wypadku). - Dla członków rodzin to najważniejsze, by teraz zobaczyć swoich bliskich, upewnić się co do ich stanu. Będą mogli zostać tak długo, jak będzie im to potrzebne - zapewnia właściciel firmy.

Pani Małgorzata z Krosna, która w wypadku straciła partnera i ojca jej 5-letniego synka Dominika, nie była w stanie jechać do Holandii. Ciężko jej uwierzyć, że Paweł już nie żyje.

- Od wczoraj, na zmianę z bratem, czuwamy przy Małgosi - mówi jej siostra Marzena. - Ona wciąż płacze, ja też. Paweł był wspaniałym, pracowitym człowiekiem. Nigdy nie narzekał. W Holandii pracował już od kilku lat. Na zmianę: kilka tygodni tam, parę dni w Krośnie i znowu wyjazd. Jak usłyszałam, że druga ofiara to Grzegorz, to był dla mnie szok. Mieszkaliśmy w jednym bloku. W jednej chwili dowiedziałam się, że dwóch moich bliskich znajomych zginęło.

Aleks, nastoletni syn Małgorzaty opowiada, że wczoraj, gdy usłyszeli o porannym wypadku polskiego busa w Holandii, mieli nadzieję, że nic Pawłowi się nie stało. Bo myśleli, że jego nie było w tym samochodzie.

- Tego dnia miał zaczynać pracę dopiero w południe - opowiada Aleks. - Próbowaliśmy się do niego dodzwonić na komórkę, ale wciąż nie odbierał. Jeszcze się łudziliśmy, że może nie słyszy telefonu, bo pracuje przy hałasującym urządzeniu. Dopiero po kilku godzinach mama dostała telefon z firmy, z informacją o spotkaniu w urzędzie miasta. Tam dowiedziała się, że Paweł zginął w tym wypadku.

Rafał Data mówi, że choć było to dla niego bardzo trudne, bo znał wszystkich pracowników, to zdecydował, że przyjedzie do Krosna i osobiście powiadomi rodziny o tym, co się stało z ich bliskimi.

Z rodzinami rozmawiali pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Do Holandii pojechał z nimi nasz psycholog, organizujemy też wsparcie finansowe dla tych rodzin, które tego potrzebują - mówi Jolanta Matys.

Holenderska spółka zatrudniała na kontraktach ok. 40-50 osób. Przede wszystkim mieszkańców Krosna i okolic, bo z tym regionem związany jest jej szef. - Spotkałem się z pracownikami, którzy zostali na miejscu. Wszyscy bardzo przeżywają to, co się stało. Pozostawiam im decyzję, czy zostają, czy chcą wracać - mówi Rafał Data.

Dodaje, że wszyscy poszkodowani byli zatrudnienie legalnie i będą im przysługiwać świadczenia jakie obowiązują według holenderskich przepisów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24