Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd mnie uniewinnił, ale czuję się skrzywdzony...

Jakub Hap
Jakub Hap
Zdzisław Dziedzic z Jasła nie przypuszczał, że do najcięższej z dotychczasowych walk - o obronę dobrego imienia - przyjdzie mu stanąć na emeryturze.

P rzez 80 lat swojego życia pan Zdzisław nie raz miał pod górkę. Współtworzy pokolenie, dla którego codzienność nie była usłana różami - zwłaszcza za młodu. Pewnie dlatego też, jako naoczny świadek horroru wojny, do współczesnych trudów dnia codziennego podchodził dotąd zwykle z dystansem. Przyjmował je z pokorą, wiedząc, że przecież zawsze może być gorzej. Nigdy jednak nie przypuszczał, że do najcięższej z dotychczasowych walk przyjdzie mu stanąć na emeryturze - o obronę dobrego imienia oraz wszystkiego, co w życiu zdołał się dorobić i czym zasłużył na szacunek. O udowodnienie swojej niewinności. Choć walka ta, jak się okazało, nie miała racji bytu, wyjęła z kalendarza mieszkańca jasielskiego osiedla Gądki ponad trzy lata. Zabierając mu więcej, niż wszystkie poprzednie razem wzięte...

Zarzuty jak ponury żartZarzuty, który opisywaliśmy już na łamach Faktów Jasielskich przed kilkoma miesiącami, spadły na Z. Dziedzica jak grom z jasnego nieba jesienią 2012 r. Zawiadomienie o tym, że podejrzewa się go o kłamstwo w oświadczeniu lustracyjnym, jakie złożył w związku z pełnieniem funkcji radnego Rady Miejskiej w Jaśle, zwaliło 80-latka z nóg. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś może przypiąć mu łatkę TW - zwłaszcza, że feralne oświadczenie było już trzecim, jakie przygotował w tej samej sprawie (w radzie pracował nieprzerwanie od 1990 r. - przyp. red.), a do żadnego z wcześniejszych nikt żadnych uwag nie miał. To nie był jednak zły sen, lecz rezultat śledztwa przeprowadzonego przez rzeszowski oddział IPN. Po upływie kilku miesięcy Dziedzic został postawiony w stan oskarżenia. Zarzuty odnosiły się do czasów, w których samorządowiec i wieloletni przewodniczący osiedla Gądki był pracownikiem jasielskiej rafinerii. Kolaboracja rzekomego TW „Uczciwy” z bezpieką miała mieć początek w czerwcu 1971 r. Dowodem na nią były, według prokuratury, notatki Tadeusza B. - esbeka, który regularnie spotykał się z panem Zdzisławem na terenie zakładów rafineryjnych. Sam Dziedzic owych spotkań nigdy się nie wyparł, konsekwentnie podkreślając, że wynikały one z polecenia przełożonych i miały charakter wyłącznie służbowy.

- Tematami (...) rozmów były tylko i wyłącznie stan techniczny urządzeń i awarie, które miały miejsce na wydziale sadz technicznych - tłumaczył w oświadczeniu wystosowanym do lokalnej społeczności za pośrednictwem mediów.

Winny, winny... NIEWINNY!Mimo że oprócz wspomnianych notatek funkcjonariusza SB prokuratura nie dysponowała żadnym dowodem na agenturalność 80-latka, w 2014 r. Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał go kłamcą lustracyjnym. Dziedzic pogodził się z utratą mandatu radnego, jednak postanowił, że nie spocznie, póki nie dowiedzie swojej niewinności. Z marszu podjął decyzję o apelacji. Ku zdziwieniu pana Zdzisława sąd apelacyjny podtrzymał wyrok I instancji. Gdy się uprawomocnił, obrońca jaślanina złożył kasację do Sądu Najwyższego, który uchylił niekorzystne dla Dziedzica orzeczenie - m.in. uznając, że w sprawie jaślanina zabrakło kilku przesłanek warunkujących wyrok skazujący w procesach lustracyjnych.

Zarzuty wobec byłego samorządowca ponownie rozpatrzyła rzeszowska „okręgówka”. Tym razem jednak nie dała im wiary i 13 listopada 2015 r. zdjęła z pana Zdzisława niechlubny status wtyczki SB. Choć prokurator IPN nie dał za wygraną, jego apelacja została odrzucona - 22 marca 2016 r. sąd apelacyjny podtrzymał wyrok uniewinniający Dziedzica. Dziś jest już prawomocny.

„Przeszedłem przez piekło”Mimo że sprawa została definitywnie zakończona, w sercu pana Zdzisława na zawsze pozostawi krwawą bliznę. A w głowie pytanie: dlaczego?

- Nie mieli żadnej podstawy, żeby mi to robić. Żadnych teczek, podpisów, pokwitowań... Gdy usłyszałem zarzuty, pojawił się szok, ale byłem przekonany, że ten horror szybko się zakończy, bo przecież byłem czysty. Tymczasem zrobiono ze mnie kłamcę, oczerniono mnie w oczach ludzi. Przeżyłem cztery lata męki, straciłem mandat radnego, nie spałem po nocach. To jest nie do pomyślenia, żeby w demokratycznej Polsce sąd uwierzył byłemu esbekowi, nie mówiąc już o tym, że przewodniczącym składu sędziowskiego, który mnie skazał, był były pierwszy sekretarz w Jaśle… Cieszę się, że wreszcie zapadł sprawiedliwy wyrok, ale tych wielomiesięcznych nerwów nikt mnie ani mojej rodzinie nie wróci - wyznaje załamującym się głosem Z. Dziedzic.

I korzystając z okazji pragnie podziękować wszystkim, którzy wspierali go od początku bolesnej historii, aż po jej kres.

- Przede wszystkim wdzięczny jestem inżynierowi Dylągowi, memu dawnemu przełożonemu, byłemu burmistrzowi Andrzejowi Czerneckiemu, profesorowi Karolowi Myśliwcowi, Ryszardowi Grzybowi, Zbigniewowi Balikowi, Andrzejowi Kachlikowi, Józefowi Kufelowi oraz Romanowi Skurskiemu. Dziękuję, że cały czas wierzyliście w moją niewinność i wspieraliście mnie na duchu - podkreśla pan Zdzisław.

Wyrok wydać łatwo, gorzej go odkręcićW trudnym czasie była z nim rzecz jasna również rodzina. Bliscy 80-latka wciąż nie mogą pojąć działań prokuratury, lecz najbardziej dziwi ich postawa sądu.

- W sądzie I instancji tata został skazany już na pierwszej rozprawie. Przesłuchano świadków i zapadł wyrok, wszystko trwało około dwie godziny. Nie było szans na obronę... Po apelacji sytuacja była niemal identyczna. Na szczęście ostateczny wyrok potwierdza dokładnie to, co napoczątku całego zamieszania tata zawarł w oświadczeniu rozesłanym do mediów. Pojawi się pytanie, jakim sposobem sąd pierwotnie tatę skazał, skoro później, na podstawie identycznych dowodów, zapadł wyrok zupełnie inny? Tata od początku mówił to samo, w toku procesu nie zgłaszał dodatkowych świadków - tak jak czynił to prokurator, tylko ci jego świadkowie w dziwny sposób ciągle chorowali. Zmieszać z błotem jak widać można szybko, ale żeby później to odkręcić potrzeba dwóch lat. A przecież w wyroki sądu ludzie przecież mniej lub bardziej ale wierzą. Jak tak można? - żali się Robert Dziedzic, syn pana Zdzisława.

I dodaje, że jeszcze jedna rzecz mocno go boli. Postawa mieszkańców osiedla Gądki.

- Tata będąc przez 25 lat przewodniczącym jego zarządu zrobił dla całej naszej społeczności wiele dobrego. Ciągle myślał o innych, szukał pomocy dla ludzi potrzebujących, pięciu biednym rodzinom wyremontował domy. Podczas powodzi ciągle załatwiał sprawy sąsiadów, mimo że sami byliśmy zalani. A przed ostatnimi wyborami samorządowymi zarzucano mu, że startuje pomimo nieczystej sytuacji. Podczas zebrania był dość mocno atakowany, w jego obronie stanął tylko jeden mieszkaniec. Gdy tata przegrał, nikt nie powiedział „dziękuję”. To bardzo krzywdzące i bolesne… - mówi pan Robert.

W sprawie Z. Dziedzica żadne „przepraszam” nic nie zmieni. Pan Zdzisław zresztą na nie nie liczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24