Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć kobiety z tatuażem. Mamy ślad!

Beata Terczyńska
Tatuaż z różą oraz biżuteria znaleziona przy denatce pomogły ustalić tożsamość kobiety, a następnie dopaść morderców.
Tatuaż z różą oraz biżuteria znaleziona przy denatce pomogły ustalić tożsamość kobiety, a następnie dopaść morderców. Archiwum KWP
Nagie zwłoki, porzucone w zaroślach nad brzegiem Wisłoka w Rzeszowie. W daleko posuniętym rozkładzie. I tyle. Żadnych świadków, innych śladów... I jak tu dopaść mordercę?

Jest wczesny ranek, 1 czerwca. Para pracowników naukowych Uniwersytetu Rzeszowskiego spaceruje nad rzeszowskim zalewem, nieopodal Lisiej Góry. Oglądają okazy przyrodnicze, bo miejsce jest bogate w różnorodne gatunki flory i fauny.

I nagle w wysokich zaroślach oddzielających ścieżkę od brzegu rzeki - około 150 metrów od wypożyczalni kajaków - natrafiają na makabryczny widok. Nagie szczątki ludzkie w daleko posuniętym rozkładzie. Spacerowicze wpadają w taki szok, że dopiero przed godziną 11 dzwonią na policję.

Chwilę później alarm najwyższego stopnia. Na miejscu pojawia się mnóstwo rzeszowskich policjantów.

- Pierwsza rzecz to oględziny. Zwłoki są porzucone w takim miejscu, że wszyscy doświadczeni policjanci wiedzą od razu, że tutaj do zbrodni nie doszło - mówi podkom. Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiego komendanta wojewódzkiego policji. - Można więc przypuszczać, że to ofiara wypadku drogowego, ale zwłoki są nagie, więc raczej przestępstwo na tle seksualnym. Ewentualnie przypadkowe zabójstwo, albo na przykład zwłoki podrzucone z Ukrainy albo Słowacji, bo granice blisko.

Same zagadki

Policjanci widzą, że ofiara ma pogruchotaną głowę i szyję. Lekarz nie ma wątpliwości, na wypadek samochodowy to raczej nie wygląda i ktoś jej musiał pomóc w zejściu z tego świata.

Oprócz tego same zagadki.

- Przeważnie w sprawie o zabójstwo jakieś dane są - mówi Międlar. - Policjanci zwykle wiedzą, kim była ofiara, mają pewne kierunki - znajomi, rodzina, środowisko zawodowe, ewentualne konflikty, styl życia, miejsca, w których przebywała. Można zacząć szukać konkretnych tropów.

W tym przypadku nie wiedzieliśmy nic, poza tym, że mamy zwłoki.

Policjanci, prokurator i lekarz biegły sądowy ustalają, że są to szczątki kobiety. Trzeba ją jeszcze zidentyfikować. Znak szczególny - widoczny na lewym ramieniu tatuaż róży z łodygą. Ofiara ma też dwa pierścionki i kolczyk.

- Z prokuraturą uzgadniamy, że poprosimy o pomoc prasę i to jest strzał w dziesiątkę - przyznaje rzecznik.

Chociaż po ukazaniu się komunikatów na początku była totalna cisza i policjanci zaczęli tracić nadzieję.

- Ale kilka dni później do komisariatu pierwszego w Rzeszowie przychodzi człowiek, mieszkaniec podrzeszowskiej miejscowości, pan po sześćdziesiątce i mówi, że taki tatuaż miała jego znajoma. A właściwie kobieta, która z nim żyła od kilkunastu miesięcy - opowiada Międlar.

Okazuje się, że wdowiec, jak ustaliliśmy - mieszkaniec Krasnego, nie kupuje gazet, dlatego nie zgłasza się w dniu publikacji. Dostaje prasę od rodziny i później zwykle przegląda. Tak trafia na komunikat (niewykluczone, że w Nowinach) i postanawia zareagować.

W komendzie mówi, że po raz ostatni widział znajomą 21 maja i że od kilkunastu dni jej nie ma. Jego to specjalnie nie dziwiło, bo gdy wpadała w alkoholowy ciąg, znikała, ale wracała po parunastu dniach.

Skąd ciało nad Wisłokiem?

Jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć, denatka to 47-letnia Teresa K., matka siedmiorga dzieci, zameldowana w powiecie strzyżowskim. Ponad 6 lat temu wybrała inną drogę niż wychowywanie dzieci - wędrówkę po Rzeszowie od meliny do meliny, od chłopaka do chłopaka, od piwa do piwa.

Generalnie urzędowała w miejscach lubianych przez meneli, niebezpiecznych. Tam, gdzie można spotkać kumpla - żula, który da się trochę napić, gdzie kogoś można zaczepić i poprosić o 50 groszy. Krążyła głównie w okolicach dworca i nocnego supersamu.

Prowadzący sprawę ustalają, że 47-latka została zamordowana 2 tygodnie wcześniej (między 21 a 24 maja), w innym miejscu, a zwłoki zostały przewiezione i porzucone nad rzeszowskim zalewem. Teraz pytanie, skąd się nad Wisłokiem znalazły?

Paweł Międlar: - To była mrówcza robota policjantów, szereg rozmów, sprawdzeń, weryfikacji. Nad sprawą pracował cały wydział kryminalny KWP, wspierany przez dochodzeniowo-śledczy. W sumie kilkanaście osób. A w pierwszej fazie także policjanci z komendy miejskiej.

Umówili się na seks

Funkcjonariusze docierają w końcu do dwóch mężczyzn: 27-letniego Łukasza P. oraz 26-letniego Łukasza T. Obserwowani zachowują się nerwowo. I to jest dobry trop!

Wstępne ustalenia są takie: mężczyźni spotykają Teresę K. przed supersamem. Ma to miejsce między 21 a 23 maja (na ten moment data jest nie do ustalenia). Prawdopodobnie proponują jej zapłatę (pieniądze, może alkohol?) w zamian za seks.

Podobno po to właśnie jadą nad wodę do Lipia koło Głogowa Małopolskiego. Gdy kobieta odmawia dalszych kontaktów, zaczyna się awantura, dochodzi do rękoczynów. Młodzi mężczyźni wpadają w pijacki amok, biją towarzyszkę, kopią po twarzy, katują. Wyciągają jeszcze z bagażnika poloneza metalowy lewarek samochodowy i okładają nim 47-latkę. Tłuką na śmierć.

- Gdy widzą, że nie żyje, palą jej ubranie. Szczątki tych rzeczy zostają później znalezione przez policjantów podczas wizji lokalnej - opowiada Międlar.

Jacek, musisz nam pomóc

Oprawcy wsiadają do samochodu, nagie zwłoki wrzucają do bagażnika. Jadą do Rzeszowa. Tu prawdopodobnie jak gdyby nigdy nic idą spać. Następnego dnia spotykają się i wyczuwają w aucie potworny smród. Decydują, żeby jak najszybciej pozbyć się ciała.

- Dzwonią do kolegi Jacka K.. To bezdomny z Dolnego Śląska, który plącze się po Rzeszowie, ukrywając się, bo ma wyrok do odsiedzenia za kradzieże, włamania... - kontynuuje rzecznik.

Mówią mu: masz nam pomóc.

- Nie wiadomo, jakie między nimi były układy, zależności. On wyraźnie jest pod ich presją, boi się. W każdym razie pomaga. We trzech jadą polonezem nad rzekę i tu zostawiają zwłoki. Potem próbują jeszcze zniszczyć samochód, by zatrzeć ślady. Jadą do punktu skupu złomu do Łańcuta, gdzie samochód, po demontażu silnika i elementów napędu, zostaje sprasowany w kostkę - mówi Międlar.

Podejrzani się przyznają

Pozostałości auta udaje się policjantom zabezpieczyć w ostatniej chwili. Będą poddane ekspertyzom.

- Dzięki intensywnemu śledztwu sprawców ustalono i wszyscy zostali zatrzymani - mówi Łukasz Harpula, z-ca prokuratora rejonowego dla miasta Rzeszowa.

Prokurator przedstawił 27-letniemu Łukaszowi P. oraz 26-letniemu Łukaszowi T. zarzuty zabójstwa, natomiast 33-letniemu Jackowi K., który pomagał ukrywać zwłoki, zarzut poplecznictwa.

- Wszyscy podejrzani przyznali się do zarzucanych czynów. Wobec Łukasza P. i Łukasza T. sąd - na wniosek prokuratora - zastosował w sobotę areszt tymczasowy na okres trzech miesięcy - dodaje prokurator. - Mężczyznom z zarzutami o zabójstwo grozi dożywocie.

Jacek K. został osadzony w zakładzie karnym, był bowiem poszukiwany przez policję. Jak mówi policja, nie stawiał się, by odbyć zasądzoną karę pozbawienia wolności. Teraz za udzielanie sprawcom przestępstwa pomocy w zacieraniu śladów grozi mu 5 lat więzienia.

Łukasz P. oraz Łukasz T. byli już wcześniej karni, ale nigdy za tego typu zbrodnię. Podobno nie okazują żadnej skruchy.

Uśmiechają się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24