Trener Resovii czuje, że go nie chcą w klubie

- Czy Resovia nadal pana chce?
- Wygląda, że nie. Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał w trakcie sezonu, nikt się nie odzywa po. Dla mnie to jednoznaczny sygnał.

- Dziwne. Prezes sekcji piłkarskiej deklarował, że jest za przedłużeniem z panem umowy.
- Widocznie prezes nie ma aż tak silnej pozycji w sekcji.

- Dla odmiany prezes klubu niezbyt dobrze ocenił efekty pana pracy.
- Cóż, jeśli Resovia pod kierunkiem innego trenera widzi przed sobą lepszą przyszłość, to ja się usuwam w cień i życzę następcy lepszych wyników. Ja mu spalonej ziemi nie zostawiam.

- Jesienią Resovia miała świetne momenty, ale wiosną szału nie było. Szóste miejsce wrażenia nie robi.
- Do miejsca mam pretensje, do gry nie. Trzy punkty więcej, byłoby trzecia pozycja i zbieralibyśmy wyższe oceny. Ale nie tylko o to chodzi. Kiedy przychodziłem do Resovii była mowa o ratowaniu ligi. Kibice byli wściekli. Dziś z trybun nikt nie wyrzeka piłkarzom. Klimat się poprawił, zespół szybko wyszedł na prostą. Porażki się zdarzały, ale powodem nie było to, że ktoś zabalował, albo mu się nie chciało.

- Mówienie o awansie było na wyrost?
- Wiosną pojawiło się światełko w tunelu, ale zgasło. Można winić mnie, piłkarzy, ale na wynik składa się wiele rzeczy. Dlaczego prezes nie mówi, że zimą miały być dwa obozy, a nie było żadnego. Po drugie, już od stycznia do marca był poślizg z wypłatami. Dziś też są trzy miesiące zaległości. Łatwo powiedzieć "słaby wynik, słaba gra", ale warto popatrzeć i na siebie. Czy działacze wykonali swoją robotę w stu procentach. Na pewno chcieli, ale czy im wszystko wyszło.

Cały wywiad w poniedziałkowym Stadionie.