Wiosną Arka grała na Hetmańskiej z dużą swobodą, łatwo wypracowywała okazje bramkowe, ale po golach Patryka Małeckiego i Damiana Michalika przegrała 1:2. To był kluczowy mecz dla Stali na drodze do uzyskania miejsca w strefie barażowej.
W niedzielę biało-niebiescy chcieli się po prostu przełamać, po raz pierwszy w sezonie skasować komplet punktów i odbić od dna tabeli. Podopieczni trenera Marka Zuba zagrali niezły, chwilami dobry mecz, ale całą pulę zgarnęła nadmorska ekipa trenera Wojciecha Łobodzińskiego, która wygrała 3:2.
Gdy wyjeżdżaliśmy z Gdyni, było 17 stopni. Na Podkarpaciu zderzyliśmy z upałem i był to dla nas trudny mecz pod względem fizycznym. Jeśli nie liczyć sytuacji z karnymi dla Stali, pierwsza połowa była bardzo dobra w naszym wykonaniu. W drugiej połowie nastąpiły wymuszone zmiany i jakość gry spadła. Stal mocno wtedy napierała ambitnie, ale z tego cierpienia wywozimy trzy punkty.
oceniał coach arkowców
Szkoleniowiec stalowców należy do mniejszości w swoim zawodzie, czyli ludzi, po których nie znać emocji, ale oblicze po meczu miał, rzecz jasna, strapione.
- Cóż, trudno zebrać myśli. Kolejny raz decydujące znaczenie ma pierwsza połowa, gdy łatwo tracimy gole. Wszyscy wiemy, że musimy punktować, ale we wszystkich trzech przegranych, zanim zabieramy się do zdobywania bramek, najpierw je tracimy i musimy gonić wynik. Druga połowa pod nasze dyktando, remis był w zasięgu – komentował coach rzeszowian.
W niedzielę po południu upał dawał się we znaki, sędzia zarządził kilka pauz na uzupełnienie płynów, ale obie drużyny zagrały ciekawe dla oka zawody. Biało-niebiescy często, gęsto gościli na połowie gdynian, jednak gol z gry nie zdobyli. Prawdziwym problemem po raz kolejny okazała się jednak gra w defensywie.
Nie ma prostej recepty na wyjście z dołka. W krótkim czasie nie staniemy się zespołem, który świetnie radzi sobie w ataku pozycyjnym. Jednak na pewno takie sprawy jak koncentracja, asekuracja mogą być na lepszym poziomie. Chęci do walki nikomu nie brakuje, ale towarzyszyła temu chwilami za duża nerwowość, brak cierpliwości, wyrachowania. Ale tak bywa, gdy wynik się nie zgadza
kontynuował trener gospodarzy.
Mecz był zacięty, ale piłkarze rzadko przekraczali przepisy. Sędzia o filmowym nazwisku, czyli pan Tomasz Wajda, wynalazł jednak przyczynki, by sięgać po czerwone kartki. Usunął z ławki gości asystenta asystenta Wojciecha Łobodzińskiego, a po golu Arki na 2:1 wysłał na trybuny samego coacha gdynian.
To nie jest niesłuszna, tylko absurdalna kartka. Rzuciłem z radości butelką, a sędzia uznał, że był to niesportowy gest. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało
dziwił się szkoleniowiec znad Bałtyku.
Trener Stali na konferencji usłyszał m.in. pytanie, czy nie czuje się na Hetmańskiej wsadzony na minę, skoro nie miał do końca wpływu na budowę zespołu.
- Absolutnie tak tego nie odbieram – zapewniał coach stalowców. – Spodziewałem się, że nie będzie łatwo. Poprzedni sezon rozbudził apetyty, spodziewano się kontynuacji, ale na razie jest niewesoło. Trudno się z tym pogodzić, ale musimy przejść przez ten etap. Wiem, jakie zadanie mam do wykonania i biorę odpowiedzialność za wyniki – podsumował opiekun zespołu znad Wisłoka.
W następnej kolejce nasza drużyna zagra na wyjeździe z Miedzią Legnica, w której gole strzelają m.in. Damian Michalik i Kamil Antonik. Przed meczem z Polonią miedziowi mieli bilans bramkowy 5:1. Stal na tym polu wygląda nieciekawie (5:10). Gorzej ma tylko Chrobry Głogów (4:15), który za niespełna dwa tygodnie zawita na Hetmańską.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?