Jesienią 1944 roku, tuż po wyzwoleniu NKWD założyło w Jastkowicach (wsi oddalonej o parę kilometrów od Stalowej Woli) obóz karny. Więźniowie przebywali w wykopanych przez siebie ziemiankach, a przesłuchiwano ich w chałupach mieszkańców wsi. Kilka ziemianek znajdowało się w ogródku domostwa państwa Pyzów.
Stefan Pyz, wówczas 15-letni chłopiec, doskonale pamięta tamte wydarzenia.
- We wsi mówiło się, że byli to żołnierze AK, ale nikt pewności nie miał, bo Sowieci kategorycznie zakazali jakiekolwiek kontaktu z nimi. Nikt się nie wyłamał, bo za to groziła kula w łeb - wspomina pan Stefan.
Po miesiącu, najwyżej dwóch, NKWD zlikwidowało obóz w Jastkowicach. Świadkowie tamtych wydarzeń są przekonani, że gros więźniów Rosjanie rozstrzelali i zakopali w lasach przylegających do wsi.
- Przez lata zbrodnia NKWD i masowe groby były tematem tabu. Z dwóch powodów, mieszkańcy bali się, a po drugie nikt z władz ich o to nie pytał - mówi Stefan Pyz.
O zbrodni głośno zrobiło się dopiero w 1990 roku, kiedy śledztwo wszczęła ówczesna Prokuratura Wojewódzka w Tarnobrzegu.
- Przesłuchiwaliśmy świadków, ale nie potrafili oni zlokalizować miejsc, gdzie mogą znajdować się mogiły, toteż do ekshumacji nie doszło - mówi prok. Andrzej Głowacki, który nadzorował zakończone niczym śledztwo.
- To było tuż po upadku komunizmu - mówi Zbigniew Markut, syn żołnierza AK - ludzie wciąż nie wiedzieli, czym to się skończy i bali się mówić.
Ponad rok temu wyjaśnienia zbrodni na nowo podjęła się Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, działająca przy rzeszowskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. Prowadzący wznowione śledztwo prok. Grzegorz Malisiewicz twierdzi, że sprawa posuwa się do przodu, a akta liczą już dwa tomy.
Niezależnie od IPN, Zbigniew Markut i Zbigniew Koczwara, miejscowy przedsiębiorca, prowadzą prywatne śledztwo. Na własną rękę odnajdują świadków wydarzeń sprzed 60 lat i nagrywają ich zeznania. - Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem - mówią - nieliczni świadkowie to osoby w podeszłym wieku, a IPN się nie spieszy.
Przed kilkoma dniami Z. Markut wspólnie z reporterem "N" dotarli do Marii Chołody i Bolesława Sęka. Nie byli oni (podobnie jak żaden z żyjących świadków), bo nie mogli być, naocznymi obserwatorami egzekucji wykonanej przez NKWD, ale ich zeznania mogą mieć kapitalne znaczenie dla wyjaśnienia sprawy.
- Pracowałem wtedy w polu - wspomina Bolesław Sęk - gdy ujrzałem jadący od strony wsi samochód ciężarowy. Po chwili rozległa się seria strzałów. Jeszcze tego samego dnia, gdy Rosjanie odjechali, poszedłem w to miejsce i zobaczyłem prostokąt świeżo ubitej ziemi zamaskowanej gałęziami i mchem.
Bolesław Sęk, Maria Chołody oraz dwóch innych świadków, choć przyznają, że przez lata jastkowcki las zmienił się nie do poznania, z dużą dokładnością wskazali osiem miejsc, gdzie najprawodopopobniej znajdują się zbiorowe mogiły ofiar NKWD.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Pogrzeb Jacka Zielińskiego wydarzeniem ostatnich lat. Koncerty jak na festiwalu
- Zborowska pokazała, co zrobił z nią poród. Nie zgadniecie, kogo za to wini [FOTO]
- Ostra balanga Szwed po finale "TTBZ". Tak potraktowała prezenty od fanów [ZDJĘCIA]
- Dom reżysera wystawiony na sprzedaż za 1,5 miliona złotych. W tle rodzinny dramat