Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekają przed piekłem wojny. W Korczowej pomaga im wielu [ZDJĘCIA]

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
Annę Jehun z Kijowa przyjechała do Polski przed wybuchem wojny na wycieczkę. W Korczowej czekała na swoją rodzinę i przyjaciół, uciekających ze stolicy Ukrainy
Annę Jehun z Kijowa przyjechała do Polski przed wybuchem wojny na wycieczkę. W Korczowej czekała na swoją rodzinę i przyjaciół, uciekających ze stolicy Ukrainy Bogdan Hućko
Na przejściu granicznym Korczowa - Krakowiec w środę wieczorem było wyjątkowo spokojnie. Jedynie kilka patroli policyjnych na drodze prowadzącej do granicy. Policjanci zatrzymują, pytają gdzie jedziemy i po co. Są mili, informują jak daleko do granicy.

Na samym przejściu nie ma prawie nikogo.

- Wszyscy przekraczający granicę są odwożeni autobusami do „Doliny Korczowej”

- informuje funkcjonariusz Straży Granicznej.

„Dolina Korczowa” jest dla uchodźców z Ukrainy miejscem tymczasowej lokacji. Tutaj odpoczywają po wielogodzinnej podróży, a nawet kilka dni trwającej ucieczce z terenów atakowanych przez Rosjan. Trafiają tutaj głównie osoby, które nie mają dokąd pójść, nie mają znajomych, rodzin w Polsce. Po odpoczynku w hali centrum handlowego, gdzie mogą zjeść gorący posiłek, wyspać się, są rozwożeni autokarami do miejsc wyznaczonych przez służby wojewody i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Tutaj też przyjeżdżają ludzie z różnych organizacji pomocowych, wolontariusze, którzy zabierają uciekinierów.

Wokół hal centrum handlowego na parkingu samochody z różnych regionów Polski, ale nie tylko. Są również auta z Niemiec, Czech, Słowacji. Co kilka minut podawane są komunikaty o ilości wolnych miejsc do danych miejscowości. Jedna z licznych wolontariuszek mówi, że z „Doliny Korczowa” pojechali uchodźcy aż do Hiszpanii.

Uciekający przed wojną, to nie tylko Ukraińcy. W centrum handlowym spotkać można przedstawicieli wielu innych narodowości.

Uciekli po pierwszym ataku

Młode małżeństwo z Iwano-Frankiwska z dwójką dzieci (chłopcy w wieku 3 lat i 6 lat), które uciekło po pierwszych atakach rakietowych na bazę lotniczą w ich mieście, z Korczowej pojedzie do Pleszewa w Wielkopolsce. Nie chcą podawać personaliów. Cieszą się, że udało im się wydostać z piekła wojny, są zaskoczeni niezwykłą gościnnością i życzliwością Polaków. Gdy żołnierz WOT przyniósł im słodycze, kobieta oddaje mu z powrotem, żeby dał innym, bo oni mają wystarczająco dużo. Młoda mama ociera po kryjomu łzę, tuląc starszego syna. Pytani czy wrócą po zakończeniu wojny do swojego kraju, jeszcze nie wiedzą.

- Nie wiemy co będzie dalej, ale gdy będzie nam dobrze w Polsce, znajdziemy pracę, to może zostaniemy

- mówi młody mężczyzna.

Do Pleszewa zawiezie ich busem wolontariusz z Ukrainy. Kursuje między swoim krajem a Polską. Na Ukrainę zawozi mundury, buty, kamizelki kuloodporne, a w drodze powrotnej zabiera swoich rodaków i rozwozi po naszym kraju do różnych miejsc.

- Jedni poszli na front i walczyć o wolną Ukrainę, a ja trochę w inny sposób pomagam ojczyźnie. To jest też ważne, co robię

- mówi jakby usprawiedliwiając się, dlaczego nie walczy z bronią w ręku. Jest przekonany, że jego kraj odeprze agresję Rosji.

Czekają na swoich współwyznawców

W „Dolinie Korczowa” w środę wieczorem jest - według szacunkowych danych - około tysiąca osób. Pomagają im policjanci, m.in. przy załadunku bagaży do autokarów oraz bardzo życzliwi żołnierze WOT i strażacy, zarówno z PSP jaki OSP. Najwięcej bieganiny mają wolontariusze i tłumacze. Na swoich współwyznawców czekają - oznakowani tablicami JW.ORG - Świadkowie Jehowy.

- Pełnimy dyżury 24 godziny na dobę, by nieść praktyczną pomoc, ale udzielamy też pomocy emocjonalnej i duchowej – bardzo potrzebnej w obliczu tej sytuacji. Świadkowie Jehowy w całej Polsce zgłaszają kwatery, w których nasi współwyznawcy z Ukrainy mogą zamieszkać – najczęściej bezterminowo, tak długo jak będzie to potrzebne

- mówi Robert Warda, lokalny przedstawiciel Świadków Jehowy.

Tylko tak mogę im pomóc

World Central Kitchen, pozarządowa organizacja non-profit, zajmująca się zapewnianiem posiłków po klęskach żywiołowych, jest również obecna w jednej z hal „Doliny Korczowa”. Wydają w stołówce obiady. Kłębi się przed kuchnią wielojęzyczny tłum. Wolontariusze uwijają się w pocie czoła, żeby zdążyć. Oczekujący są głodni, wyczerpani, ale zadowoleni. Podnoszą kciuk w geście, że wszystko jest ok.

Jedną z wolontariuszek World Central Kitchen jest Julia, pochodzi z Ukrainy, a studiuje w Przemyślu.

- Jak mogę pomóc swoim rodakom? Tylko tak

- mówi Julia, nakładając kolejne porcje jedzenia do jednorazowych naczyń.

- Oni potrzebują pomocy. Stoją po dwa, trzy dni na granicy, to są głodni. Jesteśmy otwarci, by im pomóc. Organizacja World Central Kitchen zebrała różne restauracje z wielu miast. Po prostu kto się zgłosił. Dzisiaj i tak jest niewiele osób. Wczoraj było więcej. Jedzenie znikało błyskawicznie. W pewnym momencie zaczęło nawet brakować, ale zostało błyskawicznie przywiezione. Jestem z Ukrainy, to wiem jak wygląda tam sytuacja. Od nas informacja jest przekazywana na granicę. Gdy jest trochę mniej ludzi, bo pojechali dalej, to kolejni są do nas kierowani. Nie można przewidzieć, że dzisiaj jest trochę spokojniej, to jutro też tak będzie

- tłumaczy Julia.

Nie zważa na zmęczenie, niewygody.

- Trzeba pomagać od rana do wieczora

- dodaje z uśmiechem.

Tak wyglądają Żytomierz i Charków na Ukrainie po rosyjskim o...

Jako Ukrainka szybko dogaduje się ze swoimi rodakami. Nie ma bariery językowej, co też jest ważne, bo uchodźcy pytają o wiele spraw i Julia stara się im tłumaczyć na tyle, na ile pozwala jej czas podczas wydawania posiłków.

Przyjechała na wycieczkę...

W centrum handlowym „Dolina Korczowa” spotkamy na parkingu Annę Jehun z Kijowa ze swoim partnerem i córeczką.

- Przyjechałam do Polski na wycieczkę, chciałam zwiedzić wasz kraj, przede wszystkim Warszawę, Kraków i inne miasta. Miałam taki plan. W Polsce pracuje mój partner. W Warszawie zastała mnie wojna na Ukrainie. Dzisiaj przyjechaliśmy na granicę, bo jadą nasi przyjaciele i rodzina z Kijowa. Zabierzemy ich do Warszawy. Czekamy na nich. Nie wiem kiedy tutaj dotrą, ale mają być jeszcze dzisiaj lub w nocy

- mówi Anna Jehun, szczęśliwa i z nadzieją wyczekująca przyjazdu najbliższych.

Akcja Bartka Żaka

Ludzie dobrego serca z Zielonej Góry zabierają do samochodów 28 osób. W tym gronie są dwie starsze osoby i 12 dzieci. Grupa przyjaciół skrzyknęła się i - jak mówią - z wodzirejem Bartkiem Żakiem przyjechali do Korczowej. To była spontaniczna akcja.

- Zabieramy ludzi tam gdzie mieszkają, tam gdzie są ich rodziny, znajomi oraz ci, którzy chcą ich przygarnąć. Zaraz jedziemy na coś ciepłego zjeść i w drogę

- mówi Bartek Żak, doglądając uchodźców w samochodach przed wyruszeniem w drogę.

Na granicę nie jechali z pustymi rękoma. Przywieźli do Medyki lekarstwa, odzież dla wojska, buty.

- Jeden samochód zawiózł kamizelki kuloodporne do Warszawy i wraca na granicę po ludzi

- rzuca na pożegnanie Bartek Żak.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24