MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Bieszczadach kręcą "Watahę"

Ewa Gorczyca
HBO, Fot. Krzysztof WiktorEkipa serialu, w centrum Dagmara Bąk.HBO, fot. Krzysztof WiktorDagmara Bąk i Leszek Lichota podczas zdjęć.HBO, fot. Krzysztof WiktorMarian Dziędziel z reżyserem Michałem Gazdą.HBO, fot. Krzysztof WiktorGłównym bohaterem jest owiany legendą wśród pograniczników kapitan Straży Granicznej Wiktor Rebrow, którego gra Leszek Lichota.
HBO, Fot. Krzysztof WiktorEkipa serialu, w centrum Dagmara Bąk.HBO, fot. Krzysztof WiktorDagmara Bąk i Leszek Lichota podczas zdjęć.HBO, fot. Krzysztof WiktorMarian Dziędziel z reżyserem Michałem Gazdą.HBO, fot. Krzysztof WiktorGłównym bohaterem jest owiany legendą wśród pograniczników kapitan Straży Granicznej Wiktor Rebrow, którego gra Leszek Lichota.
Grają świetni, znani aktorzy. Podczas zdjęć bywało, że wzruszali się autentycznie. Płynęły prawdziwe Łzy. W Bieszczadach kręcą "Watahę".

Zdjęcia do Watahy

Zdjęcia do Watahy

potrwają do połowy grudnia. Premiera w HBO planowana jest na 2014 rok. W rolach głównym zobaczymy Leszka Lichotę, Bartlomieja Topę, Andrzeja Zielińskiego, Magdalenę Popławską, Aleksandrę Popławską i Mariana Dziędziela.

Zrób teraz całość Leszku. I potknij się, jak będziesz przechodził - woła reżyserka Kasia Adamik do Leszka Lichoty, który czeka w dole wąwozu, za pniem drzewa zwalonego w poprzek leśnego potoku. Kochani, proszę o ciszę! Będzie ujęcie! - zapowiada.

- Dziewczyny, uciekajcie już stąd - woła do charakteryzatorek i wydaje jeszcze ostatnie instrukcje operatorowi. - Możesz to tak pokazać? OK - ocenia. - Kamera! Akcja!

Niemal wstrzymujemy oddech, żeby żaden dźwięk: ani szelest liści, ani trzask łamanej pod nogami gałązki, nie zakłócił pracy ekipy. Stojąc za plecami reżyserki, wpatrujemy się w monitor. Kamera daje zbliżenie na twarz Leszka Lichoty, potem odjeżdża dalej, pokazując szerszy plan. Lichota z trudem pokonuje kłodę. Ręce ma skrępowanie kajdankami. Biegnie z wysiłkiem jeszcze kilkanaście kroków, ślizgając się po kamieniach wystających z wody. Wreszcie dopada do drzwi skleconej z desek chałupki na brzegu strumienia. Za chwilę zniknie w jej wnętrzu...

- No, super, super, tylko nieostre - wyrokuje Kasia Adamik. Będzie kolejny dubel, ale najpierw przerwa. Króciutka, bo słońce za drzewami nieubłaganie schodzi coraz niżej. Ktoś z ekipy biegnie z kubkiem gorącej herbaty do przemoczonego aktora. Ktoś inny niesie plastikowe krzesełko dla reżyserki, która wcześniej przycupnęła przed monitorem na drewnianej skrzynce. Mokrej, bo wcześniej "siedziała" na niej kamera w strumyku. Adamik skupiona, choć dziś pracuje od świtu. O 6.65 ruszyły zdjęcia na porannym planie. Gdzie?

- Gdzieś w lesie. Sama nie wiem gdzie. Bo mnie tak wożą z miejsca na miejsce - żartuje wymijająco. Chętniej odpowiada mi na pytanie, co nosi w osobistym plecaczku, którego ani na na chwilę nie zdejmuje z ramion. - Proszę bardzo: ponczo na deszcz, czapeczka na deszcz, latarka, scyzoryk, chrupki bezglutenowe - wylicza swój żelazny zestaw w "bieszczadzkiej dziczy". - No i scenariusz, czasem się przydaje na planie - śmieje się.

Kamery ponownie idą w ruch. "Z potknięciem Lechu, z potknięciem" - przypomina reżyserka Lichocie. Tym razem wyszło idealnie. Światło się nie zmieniło, więc ekipa zdąży jeszcze z jednym ujęciem. To samo miejsce akcji, ale teraz kamera pokazuje plecy uciekającego aktora. - Powiedzcie Leszkowi, żeby trochę dłużej się rozglądał i nasłuchiwał - przekazuje reżyserka przez walkie-talkie.

To już dwunasty dubel tego dnia. - Długie sceny, z dramaturgią, dialogami, kreci się czasem łatwiej, niż jedno zdanie - przyznaje Kasia Adamik.

Fabuła? To tajemnica

Nie było łatwo dziennikarzom dostać się na plan "Watahy", do której zdjęcia w połowie września ruszyły w Bieszczadach. To pierwszy polski oryginalny serial HBO Europe ("Bez tajemnic" było klonem amerykańskiego "In Treatment", a wcześniej izraelskiego "BeTipul"). Szczegóły produkcja trzyma w wielkiej tajemnicy. Informacje medialne ograniczają się do ogólników. Dopiero po dwóch miesiącach udało nam się spotkać z ekipą realizującą serial.

Choć obecność filmowców w okolicy Rabego zdradzają charakterystyczne pojazdy, ustawione na leśnej drodze, to bez pomocy Izabeli Łopuch, szefowej produkcji HBO Polska, nie mielibyśmy szans żeby dostać się miejsce, które w filmowym języku nosi nazwę "lokacja: chata Szeptuna z zewnątrz". Przez chwilę możemy poobserwować pracę ekipy. Jednak zanim zostaniemy dopuszczeni do aktorów, specjalistki od PR HBO wielokrotnie przypominają: nie wolno zdradzać żadnych elementów związanych z rozwojem fabuły.

Ani Iza Łopuch, ani producent wykonawczy "Watahy" i zarazem współscenarzysta, Artur Kowalewski z ATM Grupa nie dają się namówić na ujawnienie filmowych wątków. To, co widzieliśmy przed chwilą, to fragment piątego z sześciu odcinków serialu.
Dwa lata temu do ATM przyszli z tekstem trzej młodzi scenarzyści. - Mieli pomysł na opowieść, która dzieje się w oddziale Straży Granicznej w Bieszczadach - mówi Kowalewski. - Wiele osób pracowało nad tym projektem. Staraliśmy się, aby scenariusz opowiadał uniwersalne historie, ciekawe nie tylko dla naszej widowni, ale dla widza w ogóle.

Pierwszy odcinek "Watahy" powstał w ATM Grupa wiele miesięcy temu. Kowalewski pokazał go Izie Łopuch z HBO. - Spodobał się i okazało się, że będziemy wspólnie pracować razem nad serialem - wspomina. - Dzięki temu jesteśmy teraz w Bieszczadach.

Kowalewski zapowiada: to realizacja bez kompromisów, odważna. Od początku było jasne: to jest serial o ludziach na granicy. W obu znaczeniach tego słowa. Ta pierwsza to granica Unii Europejskiej - ważna, bo często zapominamy o tym, jesteśmy w tej lepszej, bogatszej części świata. Druga to granica najpoważniejszych wyborów, jakich dokonują ludzie. Historia każdego z bohaterów opowiada o tym, że są sytuacje "graniczne", w których muszą zdecydować. Pójść w lewo albo w prawo, coś zmienić, coś zwalczyć, poradzić sobie albo się poddać. Iza Łopuch kwituje to jednym zdaniem: są granice, których trzeba strzec, ale są granice, które trzeba przekroczyć.
O tym, co się będzie działo w serialu, twórcy nie chcą mówić. - Jednym z ważnych elementów tej historii jest zdrada - uchyla rąbka tajemnicy Kowalewski.

Dramat sensacyjny z emocjonalną gęstwiną

Tytułowa "Wataha" to oddział specjalny Straży Granicznej w Bieszczadach. - To, co wiemy o tej granicy, to statystyka. Robiąc fabularny serial, mamy szansę zamienić tę statystyczną wiedzę w prawdziwe ludzkie historie - mówi Kowalewski. Pokazać strażników, którzy płacą cenę za to, czym się zajmują. Bo mają wrażliwość, która im na nie pozwala poradzić sobie z tą służbą. Służbą, podczas której podejmuje się decyzje o czyimś życiu.

To, że zdjęcia są kręcone na realnej granicy, wszystkim pomaga. Główną bazą "Watahy" (i zarazem głównym planem zdjęciowym) jest strażnica w Ustrzykach Górnych. Część historii scenarzyści oparli na autentycznych wydarzeniach. Będzie przemyt, nielegalne próby przekraczania granicy. - To skomplikowane operacje. Często zajmują się tym zorganizowane grupy przestępcze, przygotowane by przerzucać do lepszego świata kompletnie nieprzygotowanych ludzi. "Czarnych" - bo tak w slangu nazywają tutaj tych, którzy są przemycani. Całe wioski składają się na to, by mogli dostać się na Zachód i potem ze swojej pracy utrzymywać rodzinę, która pozostała - opisuje Kowalewski.

Historie będą prawdziwe, ale "zagęszczone", mocne, z dramaturgią. Świat "Watahy" jest dosyć mroczny. - Robimy dramat sensacyjny, z emocjonalną gęstwiną - tłumaczy Kowalewski. Zdradza, że bohaterowie znajdą się w sytuacjach, w których nie będą wiedzieć, czy przeżyją, czy nie.

Producenci podkreślają: obsada jest świetna. To aktorzy, którzy w tej historii szukają czegoś ważnego dla siebie. - Były takie momenty podczas realizacji, że wzruszali się autentycznie, nie w ramach swojej sztuki aktorskiej, to była prawdziwa, a nie zagrana emocja - opowiada Kowalewski.

Coś wylatuje w powietrze

Z odtwórcą głównej roli Leszkiem Lichotą czyli serialowym Wiktorem Rebrowem kapitanem SG, owianym legendą wśród pograniczników, spotykamy się wieczorem w barobusie (aktor dostaje gorącą pomidorówkę z makaronem), kilkanaście minut po zakończeniu zdjęć. Zdążył się już rozcharakteryzować, przebrać w suche ubranie.
- Ta scena, którą dzisiaj wiedzieliście, to była łatwizna - kwituje z uśmiechem.

- Poza tym, że w butach miałem jezioro o temperaturze 3 stopni, to wszystko inne było proste. - To był pikuś w porównaniu ze sceną, którą kręciliśmy rano, a o której nic oczywiście nie możemy wam mówić - dopowiada Kasia Adamik.

Od czego zaczyna się akcja serialu? Leszek Lichota opisuje nam pierwszą scenę w żartobliwy sposób. - Coś wylatuje w powietrze, mnie się udało nie wylecieć... Od tego zaczyna się intryga, która jest potem knuta i rozwiązywana. Nic więcej nie zdradzę.
Kiedy półtora roku temu Lichota kręcił pilotażowy odcinek "Watahy", reszta serialu była jeszcze zamysłem.

- Przyjąłem rolę bez wahania, bo to była okazja do fajnej przygody. Moja postać rozwinęła się bardziej niż się spodziewałem. Mój bohater musi rozwikłać zagadkę. Dowiedzieć się, kto pociąga za sznurki, kto za czym stoi. Przez kogo cierpi i kto jest jego wrogiem. Tych odpowiedzi będzie szukał od pierwszego do ostatniego odcinka.

Pytam aktora, czego musiał się nauczyć by zagrać kapitana SG. -Ukraińskiego - śmieje się. - Szybko mi to poszło, ale też szybko zapomniałem. Wyzwaniem było też bieganie po lesie.

Przyznaje, że choć trenował wcześniej do poważnych zawodów, to kondycja nie wystarczyła, trzeba było odpowiedniej techniki. - Zbieganie z góry po mokrych liściach i korzeniach, w deszczu, błocie, ciężkim umundurowaniu, w każdym dublu groziło trwałym uszczerbkiem na zdrowiu.

Jesień w Bieszczadach jest najpiękniejsza

Obok Rebrowa druga mocna postać serialu to Konrad Markowski, którego gra Andrzej Zieliński. To nowy dowódca tytułowej Watahy, który próbuje rozgryźć, kto jest odpowiedzialny za to, co się stało. W rolę wszedł "z marszu" i dobrze się czuje w mundurze. Jako dowód przytacza historyjkę sprzed kilku dni, która rozegrała się w strażnicy w Ustrzykach Górnych.

- Byłem w kostiumie, wyszedłem na schody na papieroska z dwoma kolegami, prawdziwymi strażnikami. W międzyczasie podjechało dwóch komandosów, którzy chcieli zostawić przy strażnicy samochody. Jeden z nich podszedł do mnie i zapytał: pan jest tutaj oficerem dyżurnym? Dowódcą - odpowiedziałem bez mrugnięcia okiem. On na to: przepraszam, panie majorze, dzwoniliśmy wczoraj w sprawie samochodów...
Dla reżyserki Kasi Adamik to nie pierwsza produkcja robiona dla HBO. (Wcześniej pracowała przy serialu "Bez tajemnic", w którym reżyserem była też jej mama, Agnieszka Holland). W Bieszczady przyjechała miesiąc temu.

- Podzieliliśmy się odcinkami "Watahy" z Michałem Gazdą. Ja mam trochę łatwiejszą sytuację niż on, który to wszystko rozkręcał, ustawiał aktorów - przyznaje. Za to ona wzięła na siebie bardziej "wymagającą" cześć serii, z lawiną zdarzeń, które doganiają bohaterów. Dużo spektakularnych akcji, scen z kaskaderami. - Najtrudniejsza jest jednak walka z czasem i z uciekającym słońcem. Stres, że musimy zdążyć z nakręceniem sceny przed 15.30 - opowiada.

Przyznaje jednak, że porę roku na kręcenie zdjęć wybrano nieprzypadkowo. Jesień w Bieszczadach jest najpiękniejsza. Niesamowite kolory, niskie światło. - Całej produkcji zależało na tym, by przyjechać w Bieszczady jesienią. I zahaczyć o jakąś zimę, jeśli się uda - żartuje Lichota.

- No i ja się boję, że się uda - dopowiada Kasia Adamik. I co wtedy? - Będziemy musieli góry odśnieżać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24