MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyprawa Łukiem Karpat

EWA CZAPKOWSKA
Realizacja tego pomysłu wymagała odwagi. Trzy miesiące w górach, dwa tysiące kilometrów wędrówki według map sprzed I wojny światowej. Łuk Karpat przeszła przed nimi tylko jedna ekipa z Polski.

Paweł Kilen, student Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie na ten pomysł wpadł w listopadzie będąc w Tatrach. Podczas Sylwestra na Ukrainie poznał Michała "Ważkę" Kukułę. Kiedy spotkali się w marcu, "Ważka" miał już mapy Karpat. Nietypowych, bo z czasów austro - węgierskich. Dostał je od członków ekipy, która Karpaty próbowała przejść kilka lat wcześniej. Bez powodzenia.
- Mapy okazały się bardzo dokładne. Mogliśmy swoje położenie określić z dokładnością do 50 metrów - mówi Paweł.
Do "Ważki" i Pawła dołączył Michał Zieliński, student Uniwersytetu Warszawskiego. Wyruszyli na początku lipca. Do Rumunii, gdzie zaczynała się trasa, dotarli po 48 godzinach. Przed nimi, według obliczeń robionych w Polsce, było 1 800 km.
- Później okazało się , że obliczenia robione za biurkiem nijak się miały do rzeczywistości - opowiada Paweł - W sumie przeszliśmy ponad 2 200 km.

Dieta, ale nie cud

Wybrali trasę wzdłuż wododziału, czyli głównego grzbietu Karpat. Na starcie mieli żywności na tydzień.
- Zaopatrywaliśmy się po drodze, schodząc z gór do miast. Kupowaliśmy od pasterzy bryndzę, mamałygę i mleko - mówi Paweł.
Na śniadanie jedli wysokokaloryczny ryż, suto zaprawiony dżemem, czekoladą i rodzynkami. Na kolację kluchy z mięsem. Czasami potrawy urozmaicali zbieranymi grzybami.
- Rumuńskie lasy pełne są kapeluszników. Tak ogromnych okazów nigdy wcześniej nie widziałem - wspomina.
Po dwóch tygodniach diety i 20 kilometrach marszu dziennie, wyraźnie schudli.
- Wrażenia na początku były przygnębiające. Okazało się, że nie jesteśmy wystarczająco przygotowani fizycznie. Jednak po kilku dniach złapaliśmy rytm i humory się poprawiły - relacjonuje Paweł.
Rozpoczęli w okolicach Żelaznej Bramy. W górach Aumaj przeszli bojowy chrzest.
- Szlaki nie są oznaczone. Zaliczyliśmy kilka "buraków", czyli niekontrolowanych zejść z drogi. Po tym względem lepiej było w Godeanach, Retazanach i Fogeraszach - wspomina Paweł.
W Godeanach towarzyszyła im ładna pogoda. Bezkresne przestrzenie, piękne krajobrazy dzikich gór wynagradzały im trudy wędrówki.

Magia pasterskiego fletu

[obrazek3] (fot. PAWEŁ KILEN)- Niesamowite wrażenie robiły wypasy zwierząt. Po drodze spotykaliśmy stada półdzikich koni, które były co prawda podkute i oznakowane, ale żyły na wolności - opowiada Paweł - Gdzieniegdzie stały scynki, pasterskie bacówki. Cofnęliśmy się o sto lat. A pierwszy nocleg w tych górach? Pozostanie w pamięci na zawsze. Pasterze grali owocom na fletach. Niby prosta muzyka, ale miała w sobie coś magicznego
Kiedy udało im się pokonać południową część Karpat uwierzyli, że przejdą cały łuk. Po drodze spotykali przyjaźnie nastawionych Rumunów.
- Stereotypowe opinie krążące o mieszkańcach Karpat są wyssane z palca. To gościnny i sympatyczny naród - uważa Paweł. - Pewnej nocy wypadło nam się zatrzymać w pobliżu jakiegoś gospodarstwa. Odwiedził nas gospodarz i poczęstował palinką, miejscowym alkoholem. Sam nie pił, bo był z dzieckiem, a przy dziecku nie można.
Rzadko zatrzymywali się w schroniskach. Te, które odwiedzili były w nie najlepszym stanie. - Infrastruktura turystyczna w Rumunii jest zaniedbana. W niektórych schroniskach czas zatrzymał się na latach 70. Na ścianach dominowały plakaty zgasłych gwiazd filmowych. Nie wiele można było kupić.

Droga na 2000 m.n.p.m

W Fagaraszach ich uwagę zwróciła droga wspinająca się na wysokość 2 tys. metrów, zbudowanana za czasów Ceaucescu. - W ten sposób chciano udowodnić, że Rumunii są świetnymi budowniczymi. Trasa jest czynna tylko przez trzy miesiące w roku i jest nie lada atrakcją dla zmotoryzowanych turystów - uważa Paweł.
W Fagaraszach padało całymi dniami. - Zaczęła psuć się atmosfera. Nie kłóciliśmy się, bo jeszcze przed wyjazdem ustaliliśmy zasadę: jeśli dwóch ma rację, to znaczy, że trzeci się myli. To wiele ułatwiało.
Wyjeżdżali z Rumunii po dwóch miesiącach. Zachwyceni krajem i jego mieszkańcami. Przekroczyli czas pobytu, który dla Polaków wynosi 30 dni. Musieli zapłacić karę - po 50 dolarów.
- Wywołaliśmy małą sensację na granicy. Ze śmiechem przyjęliśmy bowiem wiadomość o karze, bo mimo całej wspaniałości Rumunii byliśmy szczęśliwi, że wyjeżdżamy. Nasza radość dziwiła Ukraińców, z którymi jechaliśmy w autokarze. Także celników.
Na Ukrainie droga wiodła ich przez Czarnochorę, Gorgany i Bieszczady Wschodnie. Zarośnięci, w zniszczonej odzieży i schodzonych butach. Wyprawę kończyli w Bratysławie (w dzielnicy Devin). Przeszli pieszo łuk Karpat jako druga ekipa z Polski. Po 94 dniach wrócili do kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24