Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze Niezłomni – ci, którzy nigdy nie ulegli

Marek Jakubowicz
Kim byli „żołnierze Niezłomni” zwani też „Wyklętymi” i dlaczego jeszcze dziś boi się ich władza? Najprościej rzecz ujmując można powiedzieć, że byli to ludzie wolni kochający wolność i patrioci kochający wolną Polskę. To oni pierwsi nie godzili się na socjalistyczną Polskę w nowych, wyznaczonych przez Stalina granicach.

Byli pierwszą samoobroną Polaków przed sowieckim zniewoleniem. Dlatego byli tak znienawidzeni przez elity komunistycznej władzy instalowanej w Polsce przez ZSRR. Za swój sprzeciw przyszło im zapłacić najwyższą cenę.

Szacuje się, że w antykomunistycznym zrywie brało udział ok.120-180 tys. żołnierzy, z czego ok. 9 tys. poległo w walce zbrojnej, kilka tysięcy zakatowano w aresztach i więzieniach, następne kilka stracono na podstawie wyroków stalinowskich sądów. Bano się ich nawet po śmierci, dlatego ciała zamordowanych potajemnie grzebano na śmietnikach, więziennych dziedzińcach, w lesie, czy pod cmentarnym murem. Niezłomnych uśmiercano po wielekroć, przede wszystkim mordując ich fizycznie, następnie mordując ich godność, grzebiąc, jak zwierzęta, w tajnych, bezimiennych mogiłach i wreszcie mordując pamięć o ich bohaterstwie przedstawiając jako bandytów, wrogów demokracji ludowej, a więc i „pracującego ludu miast i wsi”. Kłamstwa te wygłaszano i rozpowszechniano już w trakcie zbrojnej rozprawy z Niezłomnymi, licząc na to, że społeczeństwo się od nich odwróci i stracą w nim oparcie. Na taką propagandę mogli się nabrać jedynie wierni towarzysze, ludzie łatwowierni i ignoranci, ale nie mieszkańcy wiosek gdzie partyzanci prowadzili zbrojny opór. Wszak ostatni z nich Józef Franczak „Lalek” zginął w obławie dopiero 21 października 1963 r.

Przywrócić godność

Przez całe dekady prawda o Niezłomnych była tuszowana i zakłamywana. Dopiero po transformacji ustrojowej zaczęła trafiać do szerszej, publicznej świadomości. Z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, już po jego tragicznej śmierci, Sejm w lutym 2011 r. uchwalił ustawę o ustanowieniu dnia 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. To data nieprzypadkowa gdyż 1 marca 1951 r. w mokotowskim więzieniu komunistyczni oprawcy strzałem w tył głowy zamordowali ostatniego szefa IV Zarządu Zrzeszenia WiN, Łukasza Cieplińskiego i jego współpracowników. Strzał w tył głowy, tortury, odpowiedzialność rozciągnięta na członków rodziny żołnierzy, grabież mienia, podpalanie domostw to typowe metody walki oprawców z bezpieki. Zwyrodnialcy nie znali granic bestialstwa. Dla przykładu, kiedy nie mogli schwytać Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”, aresztowali w Leżajsku jego żonę, sanitariuszkę oddziału Janinę Oleszkiewicz-Przysiężniak „Jagę”. Liczyli na to, że wskaże im kryjówkę partyzantów. Mimo widocznej ciąży – była w siódmym miesiącu – brutalnie ją przesłuchiwali. Kiedy to nie dało rezultatu, podwieźli ją autem do rodzinnej Kuryłówki i tam postrzelili w plecy, pozostawiając ranną na drodze, aby się wykrwawiła. Mieszkańcy wioski nie dali się zastraszyć komunistom i pogrzeb Janiny stał wielką patriotyczną manifestacją.

W komunistycznych więzieniach lepiej traktowano hitlerowskich zbrodniarzy niż obrońców polskiej niepodległości. Przekonała się o tym Stanisława Rachwał „Zygmunt”, żołnierz AK i WiN. Aresztowana w 1942 r. przez Gestapo trafiła do Auschwitz-Birkenau. Przeżyła. W 1946 r. aresztowana przez bezpiekę przez 11 miesięcy była brutalnie przesłuchiwana i torturowana. Wyrok kary śmierci zamieniono jej na dożywocie. W więzieniu spotkała bestię z obozu koncentracyjnego, Marię Mandl, w dobrej kondycji. Okrutne śledztwo, podczas którego stracił mowę i dostał obłędu, zakończone rozstrzelaniem przeszedł Ludwik Marszałek „Zbroja”, komendant AK Obwodu Dębica i ostatni kierownik wrocławskiego Okręgu WiN. Jego pomnik zostanie odsłonięty w niedzielę 3 marca w Dębicy. Bestialstwo ubeckich funkcjonariuszy lakonicznie skwitował legendarny bohater, rotmistrz Witold Pilecki. Ten dobrowolny więzień Auschwitz na ostatnim spotkaniu z żoną powiedział, że „Oświęcim to była igraszka”. Józef Cyrankiewicz, też więzień Oświęcimia nie stanął w obronie rotmistrza. To chyba największa plama w życiorysie tego człowieka.

Kiedy przeprowadzane obławy nie przynosiły skutku bezpieka werbowała agentów, zdrajców i kierowała ich jako emisariuszy z Centrali z misją do dowódców podziemnych oddziałów. Tak zginął Wojciech Lis „Mściciel”, którego podczas snu i towarzyszącego mu Konstantego Kędziorę zastrzelił agent „Tor”. Podobny los spotkał Antoniego Żubryda „Zucha”, o którym do dziś pamiętają w Sanoku. Wprowadzony do oddziału agent UB, Jerzy Vaulin zastrzelił Żubryda, zwabiając go w ustronne miejsce, a potem jego ciężarną żonę.

Boją się prawdy

Pamięć o Żołnierzach Wyklętych zaczęła wracać do świadomości Polaków. Jednak rząd 13 grudnia, złożony z Koalicji Październikowej jest temu przeciwny. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zakazała organizacji wydarzeń upamiętniających Józefa Kurasia „Ognia” i Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Zawnioskowała też o odwołanie szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, Jana Kasprzyka, co się stało. I na koniec rząd wycofał się z obchodów organizowanych 1 marca przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Czy zatem znów Żołnierze Wyklęci mają być wyklęci ? Nie sądzę żeby ubecko-stalinowska narracja wzięła górę. Niepodległościowa lawa wydobywa się na powierzchnię.

Boją się prawdy o „Ogniu” jak ognia, bo jak sam Józef Kuraś pisał do Bolesława Bieruta: Oddział partyzancki „Błyskawica” walczy o wolną, niepodległą i prawdziwie demokratyczną Polskę. Za taką Polskę oddał życie. Otoczony 21 lutego 1947 r. przez UB i KBW we wsi Ostrowsko próbował popełnić samobójstwo. Śmiertelnie ranny zmarł następnego dnia w szpitalu w Nowym Targu. Major Józef Kuraś był żołnierzem Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej, Ludowej Straży Bezpieczeństwa i dowódcą zgrupowania „Błyskawica”. Jeszcze za życia „Ognia” rozpuszczano o nim niestworzone historie: a to, że był koniokradem, a to, że kolaborował z Niemcami, a to, że był antysemitą, może nawet faszystą i zabijał Żydów. Kiedy zapytałem o to jego przyjaciela i żołnierza płk. Kazimierza Paulo, ten odpowiedział: „Zapewniam cię z ręką na sercu, że żaden Żyd nie zginął dlatego, że był Żydem. - Musisz jednak wiedzieć, że w tym czasie aparat bezpieczeństwa naszpikowany był Żydami, noszącymi także polskie nazwiska. Z nimi walczyliśmy. Oni ginęli.

Ostatni żołnierz „Ognia”

Płk. Kazimierz Paulo „Skała”, dowódca 5 kompanii „Błyskawicy”, mieszkający w podkrośnieńskiej Węglówce odszedł na wieczną wartę 7 kwietnia ubiegłego roku. Był osobą nietuzinkową o bogaym życiorysie. Mimo wielu dramatycznych wydarzeń zachował optymistyczne nastawienie do ludzi i dobry humor. Z uwagi na naszą bliską znajomość jestem mu winien tych kilka zdań przybliżających jego osobę. Urodził się w 1925 r. w Dobrzanach pod Gródkiem Jagiellońskim. Ojciec był leśniczym w Lasach Państwowych, mama zajmowała się ogródkiem i domem. Kiedy miał 5 lat rodzice wysłali go do siostry matki - Ludwiki, która wraz z mężem, Austriakiem Hugo Czappem mieszkała w Turaszówce pod Krosnem. Wuj był kierownikiem miejscowej gazoliniarni, z wykształcenia doktorem chemii, z zamiłowania poliglotą. On zajął się edukacją chłopca, który ukończył w sąsiednim Potoku siedmioklasową szkołę. W 1940 r. rozpoczął pracę w gazoliniarni. Mieszkający w sąsiedztwie porucznik pilot Domaniecki wciągnął młodego Paulo do konspiracji. Jego zadaniem było dostarczanie przesyłek do Mostów Wielkich. Podczas kolejnej wyprawy w wagonie którym podróżował, policja ukraińska znalazła ukrytą amunicję. Podejrzenie padło na niego. Przekazany w ręce Niemców, został wywieziony do pracy w zakładzie zbrojeniowym w Bitterfeld. Po pewnym czasie jeden ze strażników przekazał go niemieckiemu bauerowi do pracy w gospodarstwie w Kessen. Po wejściu Amerykanów wybrał się pieszo do kraju. Dom wujostwa, które uciekło do Austrii, zastał pusty i rozszabrowany.

Płk. Kazimierz Paulo 'Skała' został odznaczony Medalem 75-lecia NSZ.
Płk. Kazimierz Paulo 'Skała' został odznaczony Medalem 75-lecia NSZ.

Za radą inżyniera Bajgera z Towarzystwa Naftowego Karpaty poszedł na komendę MO. Tam zaproponowano mu pracę i wkrótce został komendantem posterunku w Węglówce. Kierownikiem miejscowej kopalni ropy był Zygmunt Dąbski, działający w podziemiu. Nabrawszy zaufania do Paulo poprosił go o zawiezienia przedwojennego oficera w stopniu majora w okolice Zakopanego, skąd kurierzy mieli go przeprowadzić dalej przez zieloną granicę. Wysiedli na stacji w Lasku, skąd przeszli do Ochotnicy Górnej. Na spotkanie wyszło do nich z lasu trzech żołnierzy. Jednym z nich był „Ogień”.

- Było widać, że to dowódca – wspominał. - Miałem przeczucie, że będę jego żołnierzem. Po powrocie do Węglówki Paulo wszedł w kontakt z podziemiem. Dozorował budowę leśnego partyzanckiego szpitala. W tym czasie oddział Antoniego Żubryda pacyfikował okoliczne posterunki MO z wyjątkiem Węglówki. Dla komendy w Krośnie wydało się to podejrzane. Uprzedzając aresztowanie Paulo zabrał z posterunku wszystkie karabiny maszynowe i wraz z pięcioma kolegami przyłączył się do oddziału Wojciecha Lisa „Mściciela”. Kiedy zimą okrążyło ich NKWD, udało mu się wraz z 12 żołnierzami wydostać z okrążenia. Dotarł do Lasku i zameldował się u „Ognia”, który powierzył mu dowództwo 5 kompanii. Z tym pododdziałem odbył szlak bojowy z Gorców aż po Ziemię Makowską. Pod Makowem Podhalańskim wpadli w kocioł, a Paulo został ranny. Zdołali się jednak przebić i połączyć z oddziałem Edwarda Rymarczyka „Tarzana”. Wspólnie dotarli z powrotem do Gorców.

Tutaj żołnierzom dano wolną rękę, mogą walczyć dalej lub przejść przez zieloną granicę.

- Doradzałem „Ogniowi” aby szedł na Zachód, ale on uważał, że trzeba dotrwać do wyborów. - Ja pożegnałem się i pojechałem do leśnego szpitala na leczenie. 22 lutego 1947 r. zmarł „Ogień” i ogłoszono amnestię. Nikt się nie spodziewał, że to chytry plan komunistów wyłapania partyzantów. Większość z nas ujawniła się, ujawniłem się i ja. Po powrocie do Węglówki dostałem pracę na kopalni i ożeniłem się. Wydawało się, że nadszedł czas normalnego życia.

Jakże głęboko mylili się ci, którzy uwierzyli komunistom. Dwa dni po narodzinach córki do domu Paulo zajechali funkcjonariusze NKWD. Aresztowano go i rok przesiedział w areszcie przechodząc brutalne śledztwo. Wybito mu zęby, pozrywano paznokcie, bito, podtapiano, rażono prądem. W końcu zasądzono wydając wyrok kary śmierci. W celi śmierci Paulo przesiedział 3 miesiące i 3 dni. Codziennie przechodził przez kolejne tortury. Jednak nie bez powodu nosił pseudonim „Skała”. - Wytrwałem – wspominał - chociaż nocami prosiłem Boga o rychłą śmierć. Nafciarze z kopali Węglówka upomnieli się o swego kolegę. Petycję do Bolesława Bieruta podpisali wszyscy. Kara śmierci została zamieniona na 15 lat więzienia. W 1956 r. w wyniku amnestii Kazimierz Paulo wyszedł na wolność. Prawa obywatelskie odzyskał w 1961 r.

Miałem okazję spotykać się z nim i rozmawiać wielokrotnie. Przesłanie jakie zostawił: „życzę wszystkim, szczególnie młodzieży, aby tak kochali ojczyznę jak myśmy ją kochali”. Na moje pytanie, czy nie żałuje drogi jaka wybrał, przecież nie musiał się angażować w podziemie niepodległościowe, odpowiedział: „To był mój obowiązek”.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24