Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata w Irlandii, Kasia w Szkocji, Greta w Szczecinie... Nasza paczka z osiedlowej ławki

Norbert Ziętal
Ławeczka - choć wirtualna - ciągle tętni życiem. Tylko osiedle pustawe.
Ławeczka - choć wirtualna - ciągle tętni życiem. Tylko osiedle pustawe. Krzysztof Łokaj
Kiedyś spotykali się na ławce przy śmietniku. Rozjechali po świecie, ale ciągle trzymają kontakt. Na Skype. Tylko osiedle, do którego czasem wracają, jest już jakieś inne.

Agata w Irlandii, pracuje w sklepie. Kasia w Glasgow, bierze każdą robotę. Karol, w Londynie był kelnerem, wrócił kilka lat temu. Greta w Szczecinie, jest dentystką. Kilka osób wyjechało w Polskę, nieliczni zostali. Spotykają się na Facebooku lub Skype.

Łączy ich to, że kiedyś mieszkali na jednym z przemyskich osiedli. Dzisiaj zostali tutaj ich rodzice albo tylko wspomnienia, bo np. rodzice wyprowadzili się. Większość chodziła do tej samej podstawówki, ale różnych klas i roczników.

Ale często, pomimo różnicy wieku, spotykali się na osiedlowym podwórku, trzepaku, czy choćby siedzieli na ławce koło śmietnika. Potem każdy poszedł swoją drogą. I zostało pustawe osiedle, które do bólu obrazuje los młodych ludzi w Polsce.

Kasia ze szkockiego Glasgow na święta do rodzinnego Przemyśla nie przyjedzie. Jej matka, pani Barbara tęskni za wnukami, ale wie, że córka nie może przyjechać. Zarabia.

- Byłaby chyba niepoważna, gdyby zostawiła tę robotę. W te kilka dni zarobi więcej niż przez cały miesiąc - pani Barbara tłumaczy zaskoczonym sąsiadkom.

Pani Basia to osoba głęboko wierząca. Co niedziela do kościoła, co najmniej raz w roku jeździ na pielgrzymkę. W podobnym duchu wychowywała swoje córki.

Ale wpajała im także to, że trzeba szanować każdą złotówkę. I jak jest możliwość jej zarobienia, to trzeba ją wykorzystywać. Ta sama zasada dotyczy euro i funtów.

- Tam nikt w niedzielę i święta nie chce pracować, a ludzi potrzeba, dlatego stawki są bardzo wysokie - tłumaczy pani Barbara. - Dlatego Kasia z mężem będą pracować. A prawdziwy szał to mają przed świętami, w grudniu. Przebierają się za Mikołaja, elfy, a nocami pomagają układać towary. Ale teraz też idzie dobrze zarobić.

W odwiedziny do Przemyśla Katarzyna przyjedzie więc latem. Podczas wakacji na wyspy brytyjskie zjeżdża tylu uczniów i studentów z całego świata, że stawki lecą w dół. Wtedy lepiej odpoczywać niż pracować.

Wrócił z Londynu, pracy nie ma

Karol do Londynu wyjechał zaraz po skończeniu zawodówki. W Przemyślu nie mógł znaleźć pracy, a wyjazd od dawna planował. Został barmanem i przez ponad 10 lat podawał ludziom piwo.

- Stałem się londyńczykiem. To ktoś inny niż Brytyjczyk czy nawet Anglik. Wyspiarze zawsze uważali się za kogoś innego niż kontynentalni Europejczycy - opowiada.
Noce, święta, weekendy. Wtedy najczęściej pracował, bo przecież wtedy ludzie odpoczywają i idą na piwo. Wreszcie powiedział dość.

- Trochę zaoszczędziłem. Z żoną wróciliśmy do Przemyśla.

Głównie dla synka, niedługo pójdzie do szkoły. Ale też dlatego, że już nie chcieli prowadzić takiego życia. Czy teraz żałują?

- Jestem w Przemyślu od kilku miesięcy. Nie mogę znaleźć pracy. W przemyskich pubach płacą niewiele. Znam dobrze angielski, ale nie mam przygotowania pedagogicznego. Zresztą w Polsce prawie każdy młody człowiek ma wyższe wykształcenie, a ja nadal ledwo zawodówkę. W Londynie to nie problem, w Przemyślu jest znacznie gorzej. Tutaj liczy się papier - żali się Karol.

Jest najstarszy z całej paczki. Dobija do czterdziestki. Osiedlowi kumple różnie sobie radzą. Kilka osób zostało w Przemyślu. Wśród nich jest urzędnik, przedstawiciele handlowi, strażnik graniczny.

Przedstawiciel handlowy robotę zawsze znajdzie

- Ogłosili nabór do służby. Złożyłem papiery i przeszedłem przez sito kwalifikacyjne. Dostałem się bez pleców. U nas granica będzie jeszcze długo, więc utrata pracy mi nie grozi - cieszy się Tomek.

Pracuje na przejściu granicznym, kontroluje kierowców, ich dokumenty, papiery samochodów. Jak na przemyskie warunki zarabia nieźle, około 3 tys. złotych na rękę. Myśli o szkole oficerskiej. Wtedy pracę będzie miał lżejszą, a i pewnie lepsze zarobki.

Irek od zawsze miał smykałkę do interesów. Pracował już w różnych firmach, zawsze jako przedstawiciel handlowy. Nie wyobraża sobie innego życia.

- Budzę się kiedy chcę, pracuję tyle godzin dziennie, na ile mam ochotę. Dla firmy liczą się wyniki, a te mam niezłe. Służbowy samochód, komputer i telefon. Jakbym stracił tę pracę, to nie ma obawy. Z takim doświadczeniem zaraz znajdę następną - mówi Irek.

Siedzimy na osiedlowej ławce z Irkiem i Tomkiem. Pierwszy przerzuca kartki z ofertami pracy ogólnopolskiego dziennika. Wyjaśnia, że zawsze może się trafić coś lepszego niż ma obecnie.

Zdecyduje się bez chwili wahania. Bo tak robią niemal wszyscy przedstawiciele handlowi, dlatego tak duża jest rotacja i tak wiele ogłoszeń o pracę.

Samolotem na studia

Agata należy do młodszej generacji osiedlowej paczki. Już od poprzednich świąt planowała, że na Wielkanoc wyrwie się z Dublina i wpadnie do Przemyśla.

- Na Boże Narodzenie były jakieś problemy z samolotami. Nie miałam jak się dostać. A może do Polski bym się dostała, ale z powrotem mogłam już nie wylecieć - wyjaśnia przyjaciołom.

Rozmawiamy poprzez Skype. Agata ustala, kto będzie na święta w Przemyślu i może choć na chwilę wyjść z domu w wielkanocny poniedziałek. Ona będzie w Polsce przez kilka dni po świętach, więc w realu spotkać można się później.

- Mam nadzieję, że ta zima nie pokrzyżuje planów. Tu, w Irlandii wystarczy, że spadnie trochę śniegu, a już ogłaszają stan klęski żywiołowej. Wszystko jest zamknięte, samoloty nie latają - opowiada. I z przerażeniem ogląda na Facebooku zdjęcia z zaśnieżonego, skutego mrozem Przemyśla.

W Dublinie pracuje w sklepie, układa towary, sprząta, od niedawna siada na kasie. Ale nie wiąże swojej przyszłości z Irlandią. Dlatego studiuje. W Polsce.

- Zapisałam się na zaoczne studia polonistyki. W Krakowie. Co dwa tygodnie latam z Dublina. Wychodzi tylko nieco drożej niż gdybym miała dojeżdżać z Przemyśla, a tutaj zarabiam o wiele lepiej.

Ze Szczecina do Rzeszowa przez Londyn

Wszyscy zazdroszczą Grecie. Też z młodszego pokolenia osiedlowego. Jeszcze kilka lat temu miała najgorzej, a na pewno najciężej. Trudne studia medyczne w Szczecinie.

- Sześć lat się męczyła. Na święta jeździła do domu z plecakiem wypakowanym książkami - wspomina Agata. - Ale za to teraz ma najlepiej z naszej paczki.

Greta jest stomatologiem. Mieszka w Szczecinie, pracuje w małej miejscowości, 90 km na wschód od stolicy Zachodniopomorskiego. Trzy, cztery dni intensywnej pracy w tygodniu i wyrabia podwójną średnią krajową.

W pozostałe dni uczy się, jeździ na konferencje, szkolenia. Dopiero zaczyna, pracuje u kogoś, za kilka lat chce pójść na swoje. Do Przemyśla raczej nie wróci. Choć często przyjeżdża.

- Ze Szczecina do Warszawy, a z Warszawy do Rzeszowa samolotami. Albo nieco inny wariant. Ze Szczecina do Rzeszowa przez Londyn. Dziwnie, ale szybciej a czasami taniej. Najgorsza ta droga z Rzeszowa do Przemyśla. Brak dobrych połączeń - narzeka Greta.

*****
Ludzie z osiedlowej ławki stworzyli grupę na Skype. Będąc w różnych miejscach w Europie, mogą ze sobą rozmawiać. Wszyscy naraz. Taka namiastka dawnego klimatu z ławeczki koło śmietnika.
Irek i Karol są tam codziennie, nawet po kilka godzin. Czasami, po służbie, dołącza Tomek. Często zagląda Agata. Opowiada, jak w Irlandii i pyta co na osiedlu. Czasami zajrzy Greta, od czasu do czasu Kasia.
Ławeczka - choć wirtualna - ciągle tętni życiem. Tylko przemyskie osiedle pustawe.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24