Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brali dla sióstr pożyczki. Teraz czują się oszukani

Andrzej Plęs
Od lewej: Edward, Donata, Marzena i Jerzy - zaufali i stracili
Od lewej: Edward, Donata, Marzena i Jerzy - zaufali i stracili Andrzej Plęs
Sylwia z Elwirą bardzo sugestywne były. Prosiły sąsiadów o te pożyczki, błagały, straszyły samobójstwem, w piersi biły się, że będą spłacać. No to ludzie nie odmawiali pomocy.

Znali je tu prawie wszyscy, od dziecka mieszkały w bloku przy ul. Broniewskiego w Rzeszowie. Pan Edward też je znał, od kiedy podkolanówki nosiły. Siostry kumplowały się z jego szwagierką, więc trochę "jak swoje" były. Elwira dopadła go przed blokiem.

- Siedem tysięcy kredytu na samochód było jej potrzeba, mówiła, że na siebie nie może, ale będzie spłacać, uczciwie - zaczyna pan Edward. - Sam spłacam dwa kredyty z 550 złotych renty, powiedziałem, że się nie da. Ubłagała, zawiozła taksówką AIG, tu powiedzieli, że z taką rentą siedmiu tysięcy mi nie dadzą. Aż mi ulżyło. Ale dali dwa tysiące, niestety. Siostry wzięły. Dwa tygodnie później zawiozły do Providenta. Znowu dałem się omotać. Bez szemrania dostałem kolejne pięć tysięcy, nawet nikt nie patrzył, ile mam renty. Te pięć też wzięły siostry i obiecały spłacać.

Spłacały przez 13 tygodni, a potem przestały, o czym pan Edward dowiedział się od komornika. Omal nie dostał wtedy trzeciego zawału.

Komornik "siadł" na świadczeniach rencisty i będzie siedział do końca 2014 roku, dopóki pan Edward nie spłaci banku i Providenta. Raz po raz telefonował do jednej i drugiej siostry. Telefonów nie odbierały. Na wiosnę ludzie wylegli przed blok, zaczęli gadać.

Pan Edward dowiedział się, że nie jest jedynym naiwnym na osiedlu. Wcale mu nie ulżyło, skoro do spłacenia ma jeszcze 11 tys. zł. Po 284 zł miesięcznie. Na 550 zł renty.

Emerytka jak bankomat

Pani Donata ledwie ze szpitala wróciła do mieszkania, jak siostry - sąsiadki zaczęły łomotać do jej drzwi.

- Jedna grozi, że się powiesi, druga mówi, że w nocy nie śpi, bo na gwałt im trzeba pieniędzy, obie płaczą na kolanach - opowiada. - Skąd mam im wziąć, jak mam lichą emeryturę? Zakrzyczały mnie, opętały, wsadziły w samochód i jazda po bankach.

Po szpitalnej kuracji pani Donata słaba była, półprzytomna, nawet nie bardzo wiedziała, po jakich ją bankach wożą. W dwóch się udało, machnęła dowodem osobistym, siostry pilnowały, żeby podpisała umowę kredytową i cały czas zarzekały się, że będą spłacać. Ona grosza nie wzięła z tych 23 tysięcy złotych.

- Pewnie na filmie z kamer bankowych jeszcze mają, jak im te pieniądze wręczam - mówi zdenerwowana.

Była w takim stanie, że nawet nie wiedziała, na ile siostry wypisały umowę kredytową. Listonosz ją uświadomił.

- Jak przyniósł zawiadomienie od komornika, że mi zajmuje emeryturę - rzuca ze złością. - Chodziłam do nich, dzwoniłam, za każdym razem słyszałam, że spłacą, ale teraz nie mają. Do dziś nie mają. Nawet, jak je prosiłam o siedem złotych na papierosy.

Poszła poskarżyć się na policję. Z żadnym skutkiem. Przez najbliższe 7 lat będzie spłacać po ponad 300 zł miesięcznie. Już nie śpi, jak Elwira i czasem ma się ochotę wieszać, jak Sylwia.

Włoski krawat Marzeny

Pani Marzena, kolejna sąsiadka, też uwierzyła w dramatyczną sytuację finansową sióstr i ich nieskazitelną uczciwość. Bardzo niechętnie, ale wzięła na obie 10 tys. zł kredytu, bo jak nie pomóc bliźniemu.
Przecież obie pracowały we Włoszech, pewnie kasę w ogóle mają i tylko chwilowo potrzebują. Tym bardziej, że jedna z sióstr ma męża Włocha. Właśnie włoski mąż śmiertelnie ją wystraszył.

- Jak się okazało, że nie chcą spłacać kredytu, zaczęłam dzwonić do nich, chodzić, pukać - opowiada. - Za każdym razem słyszałam, że nie mają teraz pieniędzy. Raz trafiłam na tego Włocha. W mieszkaniu był tylko on i konkubent drugiej siostry.

Włoch zaczął mi wymachiwać nożem przed twarzą, krzyczeć, że zrobi mi "włoski krawat", że jest wariatem i nic mu za to nie zrobią.

W trakcie szarpaniny wyrwała się, złapała torebkę i uciekła. Jeszcze tego samego dnia przyjaciel pani Marzeny natknął się pod blokiem na Włocha. O incydencie z nożem nie miał pojęcia.

- Stał na balkonie, palił papierosa - relacjonuje pan Jerzy. - Jak mnie zobaczył, to przejechał dłonią po szyi. Nie wiedziałem, o co mu chodzi.

Dopiero w mieszkaniu pani Marzena nie wytrzymała, opowiedziała i o kredycie, i o szarpaninie z Włochem. A potem z trudem powstrzymywała pana Jerzego, który chciał "skuć makaroniarzowi pysk". Pyska nie skuł, a przez lata będą spłacać kilkanaście tysięcy, z których nie zobaczyli ani grosza.

Państwowy wymiar sprawiedliwości

Pani Donata poskarżyła się policji, niewiele to dało. Pani Marzena też, z podobnym skutkiem. Złożyła doniesienie o groźbach karalnych i machaniu nożem. Policja sprawę umorzyła. Bo nie było świadków zajścia.

W parę osób złożyli doniesienie o przestępstwie oszustwa. Te też niedawno umorzono, bo "brak jest dowodów na to, że [Sylwia i Elwira] miały zamiar doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem" swoich sąsiadów.

"Przesłuchane w charakterze świadka [...] zeznały zgodnie, że faktycznie prosiły różne osoby o pobranie pożyczek z banków, jednak pożyczki te później spłacały. Miały zamiar spłacić je w całości, jednak później zaczęły się problemy finansowe i chwilowo przestały spłacać zobowiązania finansowe" - donosi dokument policyjny.

Pan Edward wścieka się, że "chwilowo" to one już nie płacą od kilkunastu miesięcy. Pani Donata dorzuca, że jej "chwilowo" było od początku, bo w ogóle nie spłacały. Wymiar sprawiedliwości może siostrom nagwizdać, bo biły się w piersi przed śledczymi, że przecież miały zamiar spłacać. A że popadły w kłopoty finansowe?

Nie dało się udowodnić paniom, że naciągały ludzi na kasę, bo trzeba by udowodnić, że miały taki zamiar. Takie mamy prawo. Jeden z policjantów bezradnie rozłożył przed panem Edwardem ręce i powiedział, że głupie.

Ale właśnie z całego tego dobrosąsiedzkiego towarzystwa jedynie pan Edward zachował odrobinę rozsądku, bo zmusił obie siostry do podpisania oświadczenia, że pożyczyły od niego kasę i zobowiązują się oddać. Dokładnie tyle, ile wziął dla nich z banku i Providenta. Nie spłacały, więc oddał sprawę do sądu.

Trochę trwało, ale wygrał: obie siostry mają mu zwrócić pieniądze, pokryć koszty sądowe, itd. Tyle, że siostry nie oddawały. Z wyrokiem sądu w ręku pan Edward pobiegł do komornika: jest wyrok, niech funkcjonariusz publiczny i pracownik sądu w jednej osobie ściągnie z sióstr pieniądze.

- Powiedział, że się nie opłaca, bo siostry nie pracują, pieniędzy nie mają, tylko starego lanosa wartego 2 tysiące - opowiada pan Edward. - Tylko ja musiałbym zapłacić 600 złotych i pokazać, gdzie ten samochód jest. Co mi po wygranej sprawie, jak grosza z tego nie mam? A tym wyrokiem, to ja się mogę...

U pani Donaty komornik też był. Żeby ją poinformować, że zajmie jej emeryturę na poczet kredytowych długów bankowych.

- I chciał ode mnie 150 złotych tylko za to, że się do mnie pofatygował - mówi oburzona.

Przyjęła do wiadomości, że sąsiadki ją oskubały, bo "niektóre ludzie są złe". Ale że państwo polskie nie chce (nie potrafi?) pomóc poszkodowanemu, a jeszcze chce go wydoić na 150 zł? Tego pojąć nie może.

Sąsiedzki wymiar sprawiedliwości

Zrobili śledztwo na własną rękę, okazało się, że takich jak oni, jest co najmniej kilkanaście osób. A nie wiadomo ile nie przyznało się ze wstydu.

Jak się wokół sióstr na Baranówce zrobiło gorąco, przeprowadziły się z początkiem września do kawalerki na ul. Dąbrowskiego. To delegacja z Baranówki postanowiła je tam odwiedzić. I ich nowych sąsiadów też. Zaczęli pukać do kolejnych drzwi, ostrzegać przed obiema paniami. I "po drodze" natknęły się na kilka osób, które Sylwia z Elwirą namówiły na pożyczki.

- Elwira chodziła po sąsiadach i opowiadała, że ma dziecko chore na stwardnienie rozsiane, siostrę w szpitalu - relacjonuje pan Jerzy. - Że też się nie boi, że Bóg ją pokaże za wywoływanie takiego nieszczęścia - dorzuca pani Marzena.

Wciąż szukają ofiar obu sióstr. Tylko na Baranówce doliczyli się kilkunastu, w mieszkaniach przy ul. Dąbrowskiego kolejnych kilku. Z rozmów z poszkodowanymi wyszło im, że od wszystkich naiwnych siostry wzięły jakieś 460 tysięcy zł. O odzyskaniu długu przestali marzyć.

Zmęczone narzekaniem poszkodowanych siostry przestały odbierać telefony. Jedna z nich właśnie wyjechała z mężem do Włoch. Organy ścigania rozkładają ręce.

***

Z siostrami posądzanymi przez sąsiadów o oszustwo próbowaliśmy się kontaktować przez kilka dni. Konsekwentnie nie odbierały telefonu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24