Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Darek potrącił trzy dziewczyny i uciekł! Jest winny. Musi to poczuć

Małgorzata Froń
Dariusz Sz. twierdził, że niewiele z wypadku pamięta, bo był w silnym szoku.
Dariusz Sz. twierdził, że niewiele z wypadku pamięta, bo był w silnym szoku. Krzysztof Łokaj
Sylwia Krawiec, jedna z ofiar wypadku, mówiła przed sądem, że nie chce wysokiej kary dla Darka. Chce tylko, żeby sąd uznał jego winę, bo ona ma wrażenie, że Darek do winy się nie poczuwa.

Była środa, 13 sierpnia 2008 roku, tuż przed 23. W stronę Dębna w pow. leżajskim poboczem drogi szły trzy przyjaciółki: 20-letnia Sylwia Krawiec, starsza o osiem lat Agnieszka Baran i 19-letnia Marzena Jaszczyszyn.

Wracały z sąsiedniej wsi z baru, w którym pracuje Agnieszka. Pogoda była paskudna: padał deszcz, było ciemno. Gdy zobaczyły nadjeżdżający od strony Dębna samochód, przeszły na prawą stronę jezdni.

Pierwsza szła Agnieszka, prowadziła oświetlony rower, druga Marzena, a na końcu Sylwia, która dla bezpieczeństwa trzymała świecący telefon komórkowy.

- Nagle usłyszałam huk, a potem zapadła cisza - wspominała po wypadku Agnieszka. - Po chwili dotarło do mnie, że leżę w rowie i słyszę jęk. To była Marzena. Jakoś wygramoliłyśmy się i zaczęłyśmy szukać Sylwii. Marzena strasznie krzyczała.

Znalazły Sylwię w rowie. Nie dawała oznak życia. Agnieszka pobiegła po pomoc do najbliższego domu. Kiedy wracała, zauważyła, że od strony Dębna coś nadjeżdża.

- Samochód nie miał jednego światła i jechał tak jakoś dziwnie - wspomina. - Podjechał bliżej i zobaczyłam, że jedzie na felgach. To był ford probe, srebrny metalic.

Dziewczyny znały właściciela tego oryginalnego auta. Był nim 23-letni Dariusz Sz., syn policjanta z sąsiedniej wsi. Powiedziały o tym policji.

Strach pomyśleć, co mogło się stać

Marzena i Agnieszka wyszły ze szpitala następnego dnia. Agnieszka nosiła przez jakiś czas kołnierz ortopedyczny, Marzena kulała na jedną nogę.

Sylwia była w szpitalu ponad tydzień. Miała strzaskaną kość w nodze, wstrząs mózgu, mocno stłuczony kręgosłup. Bardzo martwiła się, czy będzie mogła dalej studiować na swoim ukochanym AWF-ie. Na szczęście wróciła na studia.

Matka Marzeny mówi, że to cud, że dziewczyny przeżyły. - To było na odludziu, była noc, samochody rzadko tamtędy przejeżdżają. Strach pomyśleć, co mogło się stać, gdyby były bardziej poszkodowane.
[obrazek2] Sylwia Krawiec: - Mam żal, że unikał kontaktów, udawał, że nas nie zna. (fot. Krzysztof Łokaj)Sprawca w... psychiatryku

Policjanci jeszcze tej samej nocy rozpoczęli poszukiwania podejrzanego. Najpierw znaleźli opisane przez dziewczyny auto. Stało obok domu Darka. Jego nie było. Znaleziono go na drugi dzień na oddziale psychiatrycznym leżajskiego szpitala.

Kazimierz Krawiec, ojciec Sylwii, nie krył zdziwienia. - Coś mi nie grało - opowiada. - Zdrowy, młody chłopak nagle ląduje na psychiatrii?

Policjanci znajdują go dopiero 20 godzin po wypadku?

W Dębnie ludzie komentowali to po swojemu. Dla nich było oczywiste, kto mógł chłopaka odwieźć do psychiatryka, żeby go ochronić przed odpowiedzialnością.

Niektórzy wprost twierdzili, że Darek był pod wpływem, dlatego "musiał" na jakiś czas zniknąć.

- Tego, że sprawca był pod wpływem alkoholu, nie udało się udowodnić, więc sąd nie mógł brać tego pod uwagę - zastrzegła sędzia łańcuckiego sądu Renata Jucha.

- Czemu się nie zatrzymał? Czemu im nie pomógł? - ojciec Sylwii do dzisiaj zadaje sobie te pytania.

Dariusz Sz. twierdził, że mało pamięta, bo był w silnym szoku. Potem przyznał się do winy, próbował przepraszać.
- Ale jakoś tak bez przekonania - mówi ze smutkiem Sylwia Krawiec.

Jego wina jest bezsporna

W ubiegły piątek przed Sądem Rejonowym w Łańcucie zapadł wyrok. Oskarżonego nie było na sali. Sąd uznał go za winnego spowodowania wypadku, w którym ranne zostały trzy kobiety i ucieczkę z miejsca zdarzenia.

Dostał półtora roku w zawieszeniu na 3 lata, zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów przez 4 lata i kilkanaście tysięcy złotych kar pieniężnych.

Sędzia Renata Jucha nie miała wątpliwości, że wina oskarżonego jest bezsporna. - To, że po zdarzeniu oskarżony znalazł się w szpitalu psychiatrycznym, niczego nie zmienia - argumentowała.

- Nie udzielił ofiarom pomocy i tylko dlatego, że jedna z dziewcząt zdołała wezwać pomoc, nie doszło do tragedii.

Nie będzie odwołania

Sylwii Krawiec, która była oskarżycielem posiłkowym, podczas odczytywania wyroku nie było. Pojechała na obóz narciarski do Szklarskiej Poręby razem z kolegami ze studiów. Był za to jej ojciec.

- Córka będzie zadowolona - mówił tuż po ogłoszeniu wyroku. W rozmowie telefonicznej Sylwia potwierdza, że nie będzie się odwoływała. - Chodziło mi tylko o to, żeby sąd uznał, że jest winny.

Bo miałam wrażenie, że on się do tej winy nie poczuwa. Mam do niego żal o to, jak się zachowywał po tym zdarzeniu. Unikał kontaktów, udawał, że nas nie zna. Każdy może popełnić błąd i ja to rozumiem. Tylko nie każdy potrafi się przyznać i przeprosić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24