Po raz pierwszy doświadczyła tego w czwartej klasie podstawówki, kiedy wściekła ślęczała w domu nad zadaniem z języka polskiego, a jej koleżanki grały w gumę na dworze.
Spoglądała raz w zeszyt (z nienawiścią), raz w okno (tęsknie) i wtedy ciężka donica z kwiatem zaczęła zsuwać się z parapetu. Powoli, po trochu, ze zgrzytem, aż runęła na ziemię. Z przerażeniem Marzena wybiegła do rodziców przed dom.
I ze skargą, że duch zrzucił kwiatek z parapetu. Dostała ochrzan, że nie chce jej się odrabiać lekcji, a pretekstu u duchów szuka.
Było kilka lat spokoju, ale potem coraz gorzej.
- Książki o czarnej magii, ezoteryce okultyzmie zaczęłam czytać,, kiedy miałam siedemnaście lat - opowiada Marzena. - A jednoczenie uczestniczyłam w ruchu oazowym, byłam związana ze scholą w kościele. Przeczytałam "Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi" Marii Simma, o kobiecie widzącej dychy zmarłych i próbującej im pomóc. Też chciałam tak pomagać.
Właziła "w zaświaty" coraz głębiej, aż one przyszły do niej. I to nie archanioły, a ZŁE przyszło, kiedy pewnej nocy usłyszała świst, jak dźwięk silnika odrzutowego, potem cisza, a koło jej łóżka pojawiały się czarne lakierki, nad nimi - czarne nogawki spodni…
Wyżej nie miała odwagi spojrzeć, sparaliżował ją strach. Jedno "Ojcze nasz" sprawiło, że nastąpił kolejny świst i mara znikła.
Nie zliczy drobnych incydentów, kiedy w jej obecności i bez wyraźnego powodu półki spadały ze ścian, albo przedmioty z półek.
Coraz częściej popadała w stany nagłego osłabienia, utraty przytomności, drżenia rąk i nóg, szczękościsku. I zawsze w nocy, nigdy za dnia.
- Pierwszym odruchem były wszelakie badania - tłumaczy swoją reakcję. - Od neurologicznych, po psychiatryczne. Wszędzie mi mówiono, że jestem zdrowa jak wieloryb. Nie wierzyłam, powtarzałam badania i wciąż nic.
Znikło samoistnie tak szybko, jak się pojawiło. Minęło kilka lat. Wyszła za mąż, urodziła córkę...
I znów wróciło.
- Mąż po każdym takim ataku woził mnie do szpitala, już mu nawet było wstyd - opowiada. - Żaden lekarz żadnej specjalności nie był w stanie określić, co się dzieje.
Sprzątanie szkoły
Muzyk z wykształcenia, znalazła pracę w jednej z leżajskich szkół. Od początku źle się tam czuła. Fajni ludzie, bardzo fajne dzieci, niby nie było powodu, ale kiedy przekraczała drzwi budynku, pojawiało się w niej napięcie.
A kiedy szkołę opuszczała, czuła się wręcz fizycznie chora. Kolejne badania i znów nic. Próbowała nawet medycyny chińskiej, z czego zwierzyła się spotkanemu w kościele w rzeszowskiej parafii w Białej księdzu Jackowi Goleniowi, wówczas egzorcyście diecezjalnemu.
Ten zasugerował jej, że jeśli wszelkie badania medyczne wykluczają u niej chory neurologiczne i psychiatryczne, to jej zawirowania zdrowotne mogą powodować siły inne niż ziemskie.
Nabrała do tego pewności, kiedy dziwne zjawiska w jej domu zaczęły się nasilać.
- "Samospadające" półki, "samozamykające się" i otwierające drzwi były do zniesienia, ale kiedy po śmierci naszego proboszcza żarówki w domu zaczęły tańczyć, zapalać się i gasnąć raz po raz, to nawet moja mama struchlała - opowiada Marzena. - O tym, co się w leżajskiej szkole dzieje, nawet jej nie opowiadałam.
A tam pracowników lub członków ich rodzin dopadła epidemia nieszczęść. Choroby, przedziwne zjawiska, niespodziewane śmierci. Mąż jednej z pracownic rozbił się samochodem o jedyne w okolicy drzewo przydrożne.
Popytała tu i tam, dowiedziała się, że budynek ma makabryczną historię, a w czasie okupacji wykonywano w nim egzekucje. O tym, że coś złego nad nim ciąży, przekonała ją dopiero jedna z uczennic.
- Powiedziała mi, że nie chce ćwiczyć w sali numer osiem - mówi Marzena. - Że boi się tam wchodzić, a na pewno nie zostanie tam sama. Bo pewnego dnia została tam sama i postać jakiejś kobiety stała obok niej. Bardziej ją czuła, niż widziała, ale nigdy więcej sama tam nie zostanie.
Marzena do spółki z koleżanką namówiły dyrektora do wyegzorcyzmowania szkoły. Obrzęd dokonał się w czerwcową sobotę, żeby sensacji wśród dzieci nie wzbudzać.
Sprzątanie domu
Zanim Marzena poprosiła ks. Jacka o podobne egzorcyzmy u niej w domu, stało się coś, co utwierdziło ją w przekonaniu, że to konieczność.
- Córka chciała zrobić zdjęcie swojego dwuletniego wówczas brata, ten uciekł jej sprzed obiektywu w ostatniej chwili, ale migawka pstryknęła - relacjonuje Marzena. - Po chwili przyszła do mnie przerażona córka, wskazała na wyświetlacz aparatu i zapytała - kto to? Na zdjęciu, na pustym fotelu, siedziała postać z ciemnymi włosami, dłonią podpierała twarz. Córka przerażona, moja mama, która zerknęła w aparat, też była rozdygotana, mnie ze strachu zrobiło się zimno. Żeby nie straszyć dzieci, zbagatelizowałam sprawę i kazałam wykasować zdjęcie.
Na jej prośbę dom odwiedził ks. Jacek. Po egzorcyzmach ustały stuki, półki przestały spadać i drzwi już same się nie otwierały.
Demon rodzinny
Nie wierzyła, żeby to jej młodzieńcze, amatorskie zainteresowanie zaświatami sprowadziło na nią ZŁE. Nie ona jedna w dzieciństwie bawiła się w wywoływanie duchów, czytała o opętaniach i nawiedzeniach. Przypadek sprawił, że tajemnicę wyjaśniła. Swoją i rodzinną.
- To było podczas pobytu na wakacjach u kuzynki w górach, z którą nie widziałam się latami - wspomina Marzena. - Jej syn właśnie wrócił z zakonu pod Lublinem, w którym spędził trzy miesiące, a chciał spędzić życie. Poproszono go, żeby zrezygnował, bo - jak mu powiedziano - jest chory.
Krzysiek miewał ataki padaczkowe, choć żaden z lekarzy padaczki u niego nie stwierdził. Jego starsza siostra nagrała kamerą jeden z takich ataków.
- Kilka osób nie mogło go utrzymać, ryczał chrapliwie w jakimś dziwnym języku, zupełnie nie swoim głosem - opisuje Marzena. - Jego matka potwierdziła, że byli u trzech egzorcystów, żaden nie dostrzegł zagrożenia. Tydzień był na obserwacji psychiatrycznej, która niczego nie wykazała. Tomograf i rezonans magnetyczny też nie, a neurolog zbadał go dokładnie. Pomyślałam, że przecież miałam bardzo podobne objawy. Ubłagałam o pomoc księdza prałata Mariana Rajchela z Jarosławia. Potrzebny był naprawdę charyzmatyczny egzorcysta.
Zgodnie z zaleceniem duchownego, pojechali do Jarosławia w cztery osoby. "Do modlitwy i do trzymania" - jak zaznaczył ksiądz. Na miejscu Krzysiek nie był w stanie przeżegnać się do wstępnej modlitwy.
Przy kolejnej, siedząc w fotelu, milczał i tylko w dziwny sposób dłonie obrócił na zewnątrz. Po kilku minutach zaczął drżeć, ciało wygiął tak, że obecni przy obrzędzie jego ojciec, Marzena i jej mąż rzucili się na chłopaka, żeby go przytrzymać.
- Zaczął mówić straszne rzeczy, wycharczał do mojego męża: wujku, zaraz ci powiem twoje grzechy - opowiada Marzena. - Zaczął ryczeć do swojego ojca: "ciebie opanowała mamona, już na ciebie czekamy", po czym zaczął mu wyliczać jego grzechy. Poryczałam się ze strachu. Z godzinę to wszystko trwało.
Na jednej wizycie u ks. Rajchela się nie skończyło. Marzena mówi półżartem, że to wyjątkowo oporne diablisko musiało być.
- Ten młody człowiek był u mnie dwukrotnie, trzeciej wizyty nie było, więc tak sobie myślę, że nie była potrzebna - potwierdza ks. Rajchel.
Marzena wciąż nie miała pojęcia, dlaczego podobne przypadki dotykają członków jej rodziny. Bo nie tylko ona i Krzysiek tego doświadczyli. Nie miała pojęcia, dopóki nie sięgnęła do historii rodziny.
- Kilkoro moich krewnych potwierdziło, choć niechętnie, czym zajmowały się dwie moje prababki ze strony mamy - tłumaczy Marzena. - Takie środowiskowe guślarki. Zamawiały, rzucały i odczyniały uroki, zajmowały się przepowiadaniem, wróżeniem. Babka i jej siostra ze strony ojca zajmowały się przeklinaniem "ze zdjęcia". Co robiła babcia, to jeszcze pamiętam z dzieciństwa, ale wtedy wydawało mi się to nieszkodliwą zabawą prostego człowieka, który wierzy w gusła.
Ksiądz Rajchel mówi, że zasadniczo "grzechy ojców" są dla współczesnego pokolenia tylko potencjalnym zagrożeniem, choć bywają wyjątki.
- Bezpośrednim zagrożeniem obciążenia przodków stają się wtedy, kiedy człowiek sam otworzy się na to zło. Ale najpierw potrzeba własnej winy - tłumaczy ks. Rajchel i przyznaje, że młodzieńcze zainteresowania Marzeny ezoteryką mogły być dla niej takim momentem.
Jak uwolnić się od piekielnego dziedzictwa?
- Jeśli kto był krewny w linii prostej: ojciec, dziadek, pradziadek, to od jego "spuścizny" można uwolnić się, żyjąc w łasce uświęcającej, blisko Boga - podpowiada ks. Rajchel. - To powinno uchronić przed złem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kaźmierska wróci za kraty? Mecenas Kaszewiak mówi, dlaczego tak się nie stanie
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"