Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do sądu z premier Kopacz. Bo obiecała, że słucha i pomaga

Andrzej Plęs
“Słucham, rozumiem, pomagam” - deklarowała w kampanii Ewa Kopacz.
“Słucham, rozumiem, pomagam” - deklarowała w kampanii Ewa Kopacz. Alik Keplicz
Nie może być tak, że politycy - jak Ewa Kopacz - deklarując wobec obywateli, że ich słuchają, rozumieją, pomagają, nie odpowiadają za zaciągnięte zobowiązania publiczne - wykazuje Tadeusz Chrobak. I pozywa premiera rządu.

Tadeusz Chrobak powiedział: sprawdzam. Nasłuchał i napatrzył się na wyborcze hasło Ewy Kopacz, która deklarowała na bilbordach: „Słucham, rozumiem, pomagam” i postanowił skorzystać z tej deklaracji. Jak chce pomagać, to ma okazję. Niech wreszcie politycy wezmą odpowiedzialność za swoje przedwyborcze obietnice. I miał dwa powody, żeby spróbować z tej pomocy skorzystać.

Pozew dla nauki

Pierwszym była chęć poznania naukowego. Dr hab. nauk politologicznych i socjologicznych Tadeusz Chrobak w 2014 roku uczestniczył w konferencji „Nienawiść w polityce”, zorganizowanej przez Uniwersytet Papieski w Krakowie i temat postanowił drążyć.

- Jedną z takich form nienawiści jest alienacja grupy politycznej od reszty społeczeństwa - tłumaczy. - W uproszczeniu: partia zainteresowana jest wyborcą tylko wtedy, kiedy zabiega o jego głos, kiedy wyborca zabiega o zainteresowanie grupy politycznej, spotyka się na ogół z obojętnością.

A przecież, kiedy grupa polityczna coś wyborcy obiecuje publicznie, to powinna z deklaracji się wywiązać. Kiedy więc nasłuchał się o „słuchaniu, rozumieniu i pomaganiu”, napisał list do premier Ewy Kopacz, w którym wyjaśniał, że jest - na mocy wyroku - pozbawiony praw wykonywania zawodu wykładowcy uczelnianego, bez pracy i środków do życia, zmuszony był zająć się rolnictwem, a że nie ma kapitału, toteż: „Proszę o udzielenie mi finansowej lub rzeczowej pomocy w maszynach i środkach produkcji rolniczej tak, abym mógł uprawiać ziemię, którą posiadam”. I wcale nie chciał ich na własność, a jedynie na czas, aż dorobi się własnych. I podkreślał, że nie jałmużny oczekuje, ale „środków produkcji”, które pozwolą mu się samemu utrzymać.

Napisał z nadzieją, że zostanie wysłuchany, zrozumiany i uzyska pomoc, jak widniało na przedwyborczym bilbordzie. Z nikłą nadzieją, ale miał w tym swój cel.

- Chodzi o badania nad zjawiskiem nienawiści w polityce - tłumaczy. - Chciałem wykazać, jak aparat polityczny i aparat administracyjny zareagują na konkretną propozycję konkretnego obywatela.

System zareagował zgodnie z oczekiwaniami: starał się obywatela nie zauważać. Wówczas Chrobak poszedł na całość. Skierował sprawę do sądu. To miał być dalszy ciąg eksperymentu naukowego. I machina administracyjna poszła w ruch.

Ale zanim to się stało...

Na pohybel systemowi

Byłemu prorektorowi nieistniejącej już Wyższej Szkoły Społeczno-Gospodarczej w Tyczynie, a potem wykładowcy WSIiZ, sąd zakazał sprawowania funkcji nauczyciela akademickiego za „dopuszczenie innej czynności seksualnej”. Naukowiec zajął się więc rolnictwem, a że to nielekki kawałek chleba, zwrócił się do stosownych instytucji o pomoc „na rozruch”. I tak zaczął swoją krucjatę przeciwko systemowi. Jako skazany miał prawo skorzystać z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, którego zadaniem jest także wsparcie skazanych, by mogli wrócić na łono społeczeństwa.

- Dowiedziałem się, że środkami z funduszu formalnie dysponuje urząd wojewódzki, ale dystrybucję tych pieniędzy powierzono Caritas - opowiada. - Caritas odmówił mi wsparcia, wcześniej zażądał czegoś w rodzaju rekomendacji mojego proboszcza. Rekomendacji nie dostałem, bo onegdaj prowadziłem ostrą polemikę z arcybiskupem Życińskim. Do tego stopnia ostrą, że w końcu zażądałem od niego, by skreślono mnie z „listy ochrzczonych”. W wyniku czego biskup stwierdził, że skoro tak, to nie przysługuje mi prawo pochówku w ceremonii katolickiej. Czyli nie mogą mnie pochować w poświęconej ziemi. Dla Kościoła i Caritas stałem się persona non grata. W konsekwencji dla funduszu też. A poza tym Caritas nie ma żadnych prawnych podstaw, aby swoimi prywatnymi kanałami mnie inwigilować.

Może tak było, ale już nie jest.

- To już w żaden sposób nie jest w gestii wojewody - wyjaśnia Agnieszka Skała z biura prasowego wojewody podkarpackiego. - Pomoc postpenitencjarna jest bezpośrednio w gestii Ministerstwa Sprawiedliwości i to ono powołuje komisję, która ma za zadanie dystrybucję środków z funduszu.

Na fundusz nie mógł liczyć, na Caritas też, pomocy odmówiły mu i inne instytucje państwowe i samorządowe. Chwycił się więc hasła „Słucham, Rozumiem, Pomagam”.

Kiedy kancelaria Ewy Kopacz dostała prośbę Chrobaka o pomoc w uzyskaniu maszyn rolniczych, przesłała ją do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ministerstwo odpowiedziało: „Pomoc rolnikom oraz mieszkańcom obszarów wiejskich w zakresie usług doradczych, działalności informacyjnej i edukacyjno-szkoleniowej świadczona jest przez Ośrodki Doradztwa Rolniczego”. I wskazało mu najbliższy, czyli ten w Tyczynie. Tyczyński ośrodek Chrobaka uświadomił, ża maszynami nie dysponuje, ale wskazał, gdzie może sobie maszyny rolnicze pożyczyć.

Premier rządu pozwana

Chrobak się jednak wkurzył: - Skoro piszę do kandydatki na posła, powołując się na jej hasło przedwyborcze o słuchaniu i pomaganiu, to sprawą powinien zająć się jej komitet wyborczy, a nie administracja rządowa.

I pozwał do sądu panią premier w trybie przedwyborczym, domagając się sprostowania oświadczenia publicznego: „Nie jest prawdą, iż Ewa Kopacz Słucha, Rozumie, Pomaga” w dzienniku ogólnopolskim. Bo - jak utrzymuje - pani premier wprowadziła go tym hasłem w błąd. Liczył, że zostanie wysłuchany i uzyska pomoc, wysłuchany nie został, pomocy nie uzyskał, więc zobowiązanie publiczne Ewy Kopacz było „informacją jawnie fałszywą”. Zażądał jeszcze, żeby wpłaciła 10 tysięcy na PCK. I żeby zaprzestała „niecnych praktyk wykorzystywania osób zatrudnionych w strukturach administracji rządowej do zadań prowadzenia kampanii wyborczej”. Bo przecież to do kandydatki na posła wystosował prośbę, a nie do premiera rządu. Dlaczego więc kandydatka wprzęgła do przedwyborczej roboty administrację państwową?

- Powinna moją prośbę przekazać do realizacji swojemu komitetowi wyborczemu, bo to on deklarował wysłuchanie, zrozumienie i pomoc - wyjaśnia.

Panu nie przysługuje

Nad pozwem Chrobaka pochylił się Sąd Okręgowy w Rzeszowie. I zdecydował: wniosek odrzucić. Bo Chrobak pozwał panią premier w trybie wyborczym, a pozywanie w trybie wyborczym przysługuje tylko innemu kandydatowi albo pełnomocnikowi wyborczemu zainteresowanego komitetu wyborczego.

Dla Chrobaka to był kolejny przyczynek do badań naukowych: przedwyborczo można żreć się tylko w wąskim gronie politycznym, szary obywatel nie ma prawa. Kolejny przykład na alienację władzy. Sygnał dostał, ale krucjatę pociągnął dalej, bo poskarżył się sądowi apelacyjnemu na odmowną decyzję okręgowego. Sąd Apelacyjny w Rzeszowie przytaknął jednak okręgowemu, zażalenie Chrobaka odrzucił. Z takim samym uzasadnieniem: skarżyć w trybie wyborczym to może się kandydat na parlamentarzystę albo pełnomocnik komitetu wyborczego. Zwykły obywatel już nie. Ale pozostawił Chrobakowi furtkę: przecież obywatel może się skarżyć na kandydata na parlamentarzystę w trybie zwykłym, a nie wyborczym. Czyli pozwać kandydata przed sąd cywilny.

A jemu chodziło o to, żeby przekonać się ,na ile i czy w ogóle polityk ma obowiązek wywiązywać się ze swoich publicznie rzucanych obietnic.

- Oczekiwałem, że to sąd rozstrzygnie, czy przedwyborcze hasło jest formą zobowiązania publicznego - tłumaczy. - Wtedy zyskalibyśmy dość interesującą wykładnię prawną, jakie hasła przedwyborcze są dopuszczalne, a jakie nie. Czy treść hasła jest dla polityka zobowiązująca wobec społeczeństwa i poszczególnych jego obywateli, czy nie. A jeśli tak, to kiedy jest początek jego realizowania: czy jeszcze w trakcie kampanii wyborczej, czy po jej zakończeniu. I po trzecie: czy obietnice przedwyborcze ma realizować tylko partia, która władzę uzyskała, czy też realizacji obietnic mogę wymagać także od przegranych.

Bo - mówi - nie spodziewał się tak naprawdę, że zostanie wysłuchany, zrozumiany i że udzielona zostanie mu pomoc. Chciał tylko sprawdzić, jaką pozycję ma obywatel wobec świata polityki.

- I doświadczyłem głębokiej nierówności podmiotów wobec prawa - dopowiada. - Ja - obywatel nie mam prawa czuć się okłamywany przez hasło przedwyborcze, do takich uczuć uprawnieni są tylko kandydaci na parlamentarzystów albo komitet wyborczy.

Wyroki sądów wcale go nie zniechęciły. Dalej zamierza drążyć, na ile polityka ma być odpowiedzialna za swoje obietnice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24