Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dudni w Dydni Dudni w Dydni Dudni w Dydni

MARIAN STRUŚ
"Wójt Dydni przeciw mieszkańcom", "Akcja protestacyjna przeciwko łamaniu prawa przez wójta" - banery z takimi napisami pojawiły się końcem stycznia na drodze między Brzozowem a Sanokiem. Od razu wzbudziły sensację. Codziennie przejeżdżają tędy setki aut. Ludziska czytają i zastanawiają się, o co chodzi. Kto protestuje przeciwko wójtowi?

Protestują pracownicy zakładu drzewnego Grabo z Niebocka w gminie Dynia. Taka formę protestu wymyślił Waldemar Irzyk, właściciel tej największej - zatrudniającej ok. 170 ludzi - firmy w gminie.
- Lepsze to, niż marsze protestacyjne tłumaczy Irzyk. - W ten sposób więcej ludzi dowie się, że coś złego dzieje się w gminie.
W miniony wtorek Irzyk zmienił taktykę. Pracownicy Grabo przez 5 godzin protestowali w budynku gminy. Jednak wójta Jerzego Adamskiego nie zastali, a rozmowy z jego zastępcą, Stanisławem Parysem nic nie dały.
Konflikt na linii: Grabo - Urząd Gminy trwa już od co najmniej ośmiu lat i wiąże się - zdaniem Irzyka - z działaniami gminy, która ogranicza możliwości rozwojowe zakładu. Nie zgadza się z takim zarzutem obecny wójt Jerzy Adamski. - To jakaś teoria spiskowa, którą trudno zrozumieć. Widać, pan Irzyk musi mieć wokół siebie przeciwników, z którymi walczy. Jako gmina zupełnie nie czujemy się ani winowajcą, ani nawet stroną konfliktu.

Budowano z naruszeniem prawa

[obrazek2] właściciel "Grabo" protestował we wtorek wraz z załogą w siedzibie gminy: - Będziemy protestować do skutku - zapowiedział (fot. MARIAN STRUŚ)Zaczęło się w 1996 roku od zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, w którym gmina próbowała powiększyć strefę zabudowy mieszkaniowej w okolicy zakładu Grabo, zamieniając część terenów przemysłowych i rolnych na budowlane. W manewrze tym nietrudno było dopatrzyć się chęci zalegalizowania wybudowanych wcześniej i będących w budowie budynków mieszkalnych. Dlaczego udzielano pozwoleń, choć teren, na którym je wzniesiono, nie był przeznaczony pod zabudowę mieszkaniową?
- Rażące naruszenie prawa zostało stwierdzone decyzjami Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, Wojewody Krośnieńskiego, a następnie udokumentowane wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego z kwietnia 1999 roku - podkreśla Irzyk.
Wydawało się, że wykazanie racji na drodze administracyjnej i sądowo-administracyjnej sprawi, iż największy pracodawca w gminie złapie oddech i będzie mógł działać i rozwijać się bez obaw o podjazdy ze strony gminy. Nic podobnego.

Znowu wojna

Wybuchła w czerwcu 2003 roku w związku z ujawnieniem informacji o opracowanym studium uwarunkowań i zagospodarowania przestrzennego gminy Dydnia. - Bombę tę szykowano przez kilka miesięcy w pełnej konspiracji, bez jakichkolwiek konsultacji społecznych i uzgodnień, co samo w sobie jest już złamaniem prawa - mówi Irzyk. - Obawiałem się więc najgorszego. I nie pomyliłem się. Na mapach studium obszary przemysłowe i rolne położone wokół zakładu zmieniły się w obszary przeznaczone pod zabudowę mieszkaniową. Środkiem mojego prywatnego terenu poprowadzony jest szlak turystyczny, a cały zakład znalazł się w obrębie Wschodnio-Beskidzkiego Obszaru Krajobrazu Chronionego. Perfidia posunięta do granic nieprzyzwoitości.
Irzyk przejrzał - jak twierdzi - taktykę wójta i gminy. - Skoro sądy stwierdziły, że nie jest możliwa budowa domów mieszkalnych w otoczeniu mego zakładu, gdyż nie pozwalał na to miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, to trzeba ten plan tak zmienić, aby było to możliwe. Podbudową tego jest właśnie studium - objaśnia.
Próby wniesienia uwag i poprawek do studium - zdaniem Irzyka - zostały przez gminę zignorowane. W piśmie do wojewody podkarpackiego sprzeciwił się temu.
8 stycznia 2004 r. wojewoda wszczął postępowanie zmierzające do unieważnienia uchwały Rady Gminy z grudnia 2003 r., zatwierdzającej studium uwarunkowań i zagospodarowania przestrzennego gminy Dydnia. Urząd błyskawicznie jednak zareagował wprowadzając kilkadziesiąt niezbędnych poprawek. 14 stycznia 2004 r. Rada Gminy jeszcze raz podjęła uchwałę o przyjęciu studium.
- W lutym nasze studium zostało przyjęte przez organ wojewódzki i jest już dokumentem prawnym - wyjaśnia wójt Adamski.
Reakcją "Grabo" było pismo skierowane do Prokuratury Okręgowej w Krośnie zawierające oskarżenie, że akceptacja studium przez Wojewodę i umorzenie śledztwa przez Prokuraturę Rejonową w Brzozowie są wynikiem fałszywych zeznań urzędników gminy. - "Ten skandal i bezkarność trzeba w końcu przerwać i uczciwie rozpoznać".

Protest za dnia

Nie pogodziła się z tym załoga firmy Grabo i grupa mieszkańców Niebocka. W wystosowanym do władz gminnych wezwaniu do usunięcia naruszenia interesu prawnego czytamy m.in.: "... uchwała ta stwarza niebezpieczne zagrożenie dla bytu zakładu, a tym samym i dla nas, bo to są nasze miejsca pracy. (...) Przeciwko takiemu postępowaniu Wójta i Rady Gminy, trwoniącym w ten sposób pieniądze podatników, z których finansowane jest opracowanie studium, wyrażamy swój stanowczy sprzeciw..." Pod pismem podpisało się 65 pracowników. Pod drugim, podobnej treści, podpis złożyło 84 mieszkańców Niebocka.
26 stycznia przy okolicznych drogach, a także na budynku Grabo, pojawiły się banery z protestem. Już pierwszej nocy zostały pocięte na strzępy przez nieznanych sprawców. Wystarczył jednak dzień i w ich miejsce pojawiły się nowe. Aby nie dopuścić do powtórki z rozrywki, od tamtego czasu są każdego dnia przed zmierzchem ściągane i rankiem znów wystawiane.

Chyba nas nie lubi

Wójt Jerzy Adamski nie ukrywa, że ma już dość tematu Grabo. Bo to i wstyd dla gminy i tworzenie złej atmosfery wśród społeczności. - Jest mi przykro, że za przeciwnika pan Irzyk wybrał sobie właśnie gminę. Dlaczego nas? Chyba nas nie lubi...
Zdaniem Ewy Irzyk, zajmującej się w Urzędzie Gminy budownictwem, nie można było w studium na obszarach już zabudowanych wyznaczać terenów rolnych, bądź przemysłowych, jak chciałby właściciel Grabo. - Najlepiej dla niego byłoby, gdyby wokół zakładu nie było domów mieszkalnych. Ale one są. I pan Irzyk musi zrozumieć, że z uciążliwością zakładu musi się zmieścić w obrębie posiadanej działki. Tak bowiem mówią przepisy. Ogólnopaństwowe, nie gminne.

Niech sobie funkcjonuje

W Urzędzie Gminy Irzyk nie jest lubiany, choć nikt nie podziela teorii spiskowej, jakoby władze gminy świadomie dążyły do wykurzenia go z Niebocka.
- Niech sobie funkcjonuje, w końcu daje ludziom zarobić na chleb. Ale niech normalnie współżyje z sąsiadami, z gminą. A prawda jest taka, że on nas wszystkich psychicznie wykończy ciąganiem po sądach, dręczeniem i ciągłym zastraszaniem - mówi jedna z mieszkanek Niebocka, pracująca w Dydni. - I dopóki tego nie zrozumie, niech się nie dziwi, że ludzie odpłacają mu się tym samym - dodaje.
Urzędnicy z gminy wspominają, jak to Irzyk nie zezwolił przeprowadzić regulacji wylewającej rzeczki, ani kanalizacji, z którą trzeba było się przenieść na drugą stronę drogi. - Czuliśmy się oburzeni, ale uszanowaliśmy jego prawo. Mógł tak postąpić, choć względy współżycia społecznego podpowiadały coś innego. Ale w tej sytuacji niech nie oczekuje, że go wszyscy będziemy kochać - mówi wójt.
Irzyk odpowiada: - To nieprawda. Wymyślano idiotyczne, nie do przyjęcia rozwiązania, tylko po to, aby rozsiewać wieści, że się nie zgodziłem. W obydwu przypadkach potrafię udowodnić perfidię gminy, a nie mój upór.

Przyjeżdżajcie do nas

Właściciel Grabo, mając po swojej stronie orzeczenia sądowo-administracyjne, jest przekonany o swojej racji. - Obecna gmina chce uniknąć odpowiedzialności odszkodowawczej i zmierza do legalizacji budowy domów mieszkalnych, które powstały z naruszeniem prawa. A my się temu przeciwstawiamy i będziemy to robić do skutku - zapowiada Irzyk.
Nie zgadza się z tym wójt Adamski, który równocześnie odrzuca zarzuty, iż jego działania skierowane są przeciwko Grabo.
A naród jeździ i czyta: "Wójt Dydni przeciw mieszkańcom" , "Wójt Dydni nietykalny?" Temat stał się medialny. Po zaprezentowaniu go w Teleekspresie do Grabo zadzwonił jeden z wysoko postawionych urzędników z Gorlic: - Zwijajcie interes i przenoście się do nas. Dostaniecie 50 hektarów pod zabudowę. Bez sąsiadów. W ten sam dzień dzwonił ktoś z Nadleśnictwa w Cisnej: przyjeżdżajcie do nas! Zaniepokoili się też główni odbiorcy produktów Grabo. Pytają, czy konflikt nie zakłóci dostaw, proszą o potwierdzenie terminów.
Zareagował też Urząd Wojewódzki. Zażyczył sobie naniesienia na tereny położone w otoczeniu zakładu Grabo klauzuli: obszary konfliktowe. Chyba pierwsze takie w województwie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24