Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy sztorm połamał maszty, wiedzieliśmy, że jest źle - przerwany rejs gimnazjalistki z Kolbuszowej

Beata Terczyńska
Podróż na Karaiby "Fryderykiem Chopinem" miała być dla Katarzyny nagrodą za pomoc niesioną innym.
Podróż na Karaiby "Fryderykiem Chopinem" miała być dla Katarzyny nagrodą za pomoc niesioną innym. ARCHIWUM KATARZYNY KOZUBAL
Katarzyna Kozubal z Kolbuszowej, jedyna z Podkarpacia, miała popłynąć aż na Karaiby wspaniałym żaglowcem "Fryderyk Chopin". Plany zniweczył szalejący sztorm. Wiatr połamał maszty i reje. - Żałujemy, że nie dopłynęliśmy do celu, ale mamy nadzieję, że to tylko przerwa w podróży - mówi 14-latka.

Podróż na Karaiby majestatycznym, polskim żaglowcem "Fryderyk Chopin", wodowanym 20 lat temu, miała być dla Kasi nagrodą za pomoc niesioną innym.

- W internecie wyszperałem informację, że fundacja "Szkoły pod Żaglami" kapitana Krzysztofa Baranowskiego organizuje akcję "Dookoła świata za pomocną dłoń" - opowiada Adam Kozubal, tato Kasi. - Zgłosiło się ponad 700 dzieci z całej Polski, w tym córka. Eliminacje trwały prawie rok. Na rejs mieli szansę tylko ci, którzy bezinteresownie pomagają innym.

Byłam żądna przygody

Kasia od kilku lat, podobnie jak jej mama, jest wolontariuszką. Bierze udział w różnych akcjach charytatywnych, np. "Podziel się posiłkiem", czy kwestowaniu.

- Współpracuję też z miejscową fundacją Serce. Co jakiś czas chodzimy z koleżanką do zakładu opiekuńczo-leczniczego. Rozmawiamy z chorymi, robimy zakupy - opowiada 14-latka.

Kandydaci na rejs musieli też napisać wypracowanie, czy lepiej zwiedzać świat na morzu, czy przez internet. Gimnazjalistka udowadniała, że lepiej zobaczyć ciekawe zakątki na własne oczy. Najlepszą dwusetkę zaproszono do Dęblina, do szkoły lotniczej na testy sprawnościowe. Biegali i pływali.

- Bardzo lubię pływać. Trenuję już od podstawówki - śmieje się córka wuefisty.
Tu wybrano 60-osobową załogę na planowane dwa rejsy. Kasia miała płynąć w drugim turnusie, ale wycofał się sponsor i okazało się, że na Karaiby popłynie tylko pierwsza 30-tka. Drugoklasistce jako nagrodę pocieszenia zaproponowano tygodniowy rejs Pogorią po Bałtyku.

Choć ekscytujący i wspaniały, miał być końcem morskiej przygody. Tymczasem na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego dziewczyna dostała maila. Okazało się, że na urokliwe wyspy między kontynentami Ameryk może popłynąć o 6 osób więcej: 3 dziewczyny i 3 chłopaków, którzy najbardziej angażowali się na Pogori.

- Wybrano również mnie. Od razu byłam na "tak". Uważam, że żeglarze to jedni z najwspanialszych ludzi na świecie. Byłam żądna przygody. Chciałam zobaczyć dużo ciekawych miejsc. Na Pogorii przeszłam chrzest i złapałam bakcyla.
[obrazek2] Dzięki temu rejsowi mam wielu przyjaciół i wiele wspaniałych wspomnień - mówi Katarzyna (fot. Archiwum Katarzyny Kozubal)Wspinaczka na 37-metrowy maszt

Na przygotowania zostało niewiele czasu. - Musiałam kupić sztormiak - ciepłą, nieprzemakalną i nieprzewiewną kurtkę ze spodniami. Nauczyciele z kolbuszowskiego Gimnazjum nr 2 napisali mi, jaki materiał muszę przerobić na statku. I w drogę.

25 września pojechała z tatą do Gdyni. Tam w basenie prezydenckim na młodziutką załogę czekał już żaglowiec.
- Zapisałam się na statek. Dostałam kajutę wraz z dwiema koleżankami z Wrocławia i Gdańska.

Niewielkie pomieszczenie mieściło wąską szafę podzieloną na trzy części i koje - jedna nad drugą. - Nie można było swobodnie usiąść wyprostowanym - śmieje się. - Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić.

W porcie stali tydzień. Uczyli się wspinaczki na 37-metrowy maszt (około 12 pięter) i chodzenia po rejach (poziomych belkach przytwierdzonych do masztu).
- Na początku trochę się bałam, ale się przyzwyczaiłam. Podobnie, jak do bujania. Nikogo jednak nie ominęła choroba morska.

Typowy dzień na pokładzie: o 6.30 - pobudka. Tylko 10 minut na ubranie się i wyjście na pokład. Szybka rozgrzewka.
- Jeśli byliśmy w porcie, szliśmy trochę pobiegać. Jeśli na morzu - wchodziliśmy na maszt. O siódmej była pierwsza tura śniadania, o ósmej - podnoszenie bandery.

Po banderze była druga tura śniadania, potem sprzątanie rejonów, a od 9 zaczynały się lekcje. 5 godzin dziennie, także w soboty i niedziele. O 13.30 obiad i dalej wachty. Zmiana co 4 godziny.

- Były trzy wachty: kambuzowa, kiedy pomaga się cookowi w kuchni przez cały dzień. Druga to bosmańska. Wykonuje się wtedy wszystkie polecenia bosmana, np. szorowanie pokładu. I ostatnia, najbardziej ulubiona, morska - kiedy sterowaliśmy i nawigowaliśmy. - Chodziliśmy spać ok. 22, jeśli się nie miało wachty. Lekko nie było.

Kontynuacja rejsu wiąże się ze sporymi kosztami. Fundacja "Szkoły pod Żaglami" prosi o pomoc. Wpłaty można przekazywać na konto Fundacji. Dostępne jest ono na stronie: http://www.szkolapodzaglami.org.pl/

Wiedzieliśmy, że jest źle

Pogoda nie była łaskawa dla nastoletnich wilków morskich.
- O kłopotach żaglowca dowiedziałem się w szkole, około godz. 13 - wspomina pan Adam. - Zadzwonił kolega, żebym zajrzał do internetu, bo "Fryderyk Chopin" ma kłopoty.

29 października, podczas szalejącego sztormu na Atlantyku (9 stopni w skali Beauforta) połamały się maszty i reje. Żaglowiec dryfował niedaleko brytyjskich wysp Scilly z 47 osobami na pokładzie.

- Czy baliśmy się o dziecko? To chyba naturalne. Najbardziej obawialiśmy się, żeby połamane reje, których nie mieli jak odciąć, nie przebiły pokładu. Gdyby, odpukać, coś się stało, to helikopter nie miałby jak zabrać dzieci z pokładu. Wystawały przecież połamane maszty, splątane liny. Gdyby helikopter zahaczył o ten "szkielet" mógłby spaść - mówi. - To nie statek pasażerski. Łodziami też trudno byłoby podpłynąć, bo fale były ogromne.

Nie dzwonili do córki. Wiedzieli, że tyle kilometrów od brzegu i tak nie ma zasięgu.
Jak Kasia zapamiętałe tamte chwile?
- To był poranek. Szalał sztorm. Większość z nas była pod pokładem, jedliśmy śniadanie. Gdy usłyszeliśmy, co się stało, kazano wszystkim ubrać się w sztormiaki. Pierwsze parę godzin siedzieliśmy wszyscy cierpliwie - gotując się w sztormiakach - i czekaliśmy, czy nie trzeba będzie się ewakuować. Mocno kołysało. Wiedzieliśmy, że jest źle, ale ufaliśmy doświadczonej kadrze. Paniki nie było.

Gdy sytuacja na morzu uspokoiła się, mogli ściągnąć wodoodporne ubrania.
- Zaczęło się sprzątanie, bo trochę naczyń się potłukło. Na górę jednak nadal nie mogliśmy wyjść, lekcji też nie było. Trochę się dłużył czas, zwłaszcza, że nie wiadomo było, czy to dzień, czy noc. Bulaję musieliśmy zamknąć, bo reja mogłaby wybić szybę, a z metalową pokrywą było bezpieczniej. Mogliśmy spać.

Żal przerwanej podróży

Kozubalowie odetchnęli z ulgą w niedzielę po południu, gdy usłyszeli Kasię. - Przepływali koło jakiegoś nabrzeża i kapitan Ziemowit Barański pozwolił im wychodzić na rufę po 5 osób i dzwonić do rodziców. - Trzeba mieć charakter, żeby coś takiego przetrwać - nie kryje dumy z córki - Słyszałem słowa kapitana, który pływa już 61 lat, że czegoś podobnego jeszcze nie przeżył.
Uszkodzony żaglowiec został doholowany do brytyjskiego portu Falmouth. Tu gimnazjaliści czekali na lądzie w nadziei, że po remoncie popłyną dalej. Na razie odesłano ich jednak do domu.

- Nie wiemy, ile będzie trwał remont żaglowca, ale pewnie nie krócej, niż miesiąc - tłumaczył kapitan Baranowski. - Dlatego rozsądniej jest zabrać brykające na lądzie dzieci i wrócić z nimi do macierzystych szkół, a kiedy żaglowiec zostanie naprawiony, przywieźć je z powrotem do Anglii. Na spotkaniu z częścią rodziców te wszystkie ewentualności omówiliśmy.

Armator (Europejska Wyższa Szkoła Prawa i Administracji) wyraża zgodę i chęć wykorzystania załogi Szkoły pod Żaglami na doprowadzenie statku na Karaiby, mimo, że wykroczy to poza planowany czas, czyli do 20 stycznia.

Kasia przyznaje, że żal im przerwanej podróży, ale mają nadzieję, że to tylko chwilowa przerwa. Choć wcześniej nie była pasjonatem żeglarstwa, myśli o szkoleniach i patentach.

Co dał jej ten rejs?
- Bardzo dużo. Przede wszystkim wielu przyjaciół i wiele wspaniałych wspomnień, jak choćby niezapomnianych wschodów i zachodów słońca. Byliśmy w Anglii, Danii, Szwecji, Norwegii. Nauczyłam się dyscypliny, odpowiedzialności za innych, współpracy w grupie. Stworzyliśmy naprawdę fajny zespół, który nadal ma marzenia - mówi kolbuszowianka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24