Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głośna kłótnia w świecie głuchych

Andrzej Plęs
Zaległości finansowe i konflikty sprawiły, że Katarzyna Hul i Edyta Polak opuściły Polski Związek Głuchych i założyły Podkarpackie Stowarzyszenie Głuchych.
Zaległości finansowe i konflikty sprawiły, że Katarzyna Hul i Edyta Polak opuściły Polski Związek Głuchych i założyły Podkarpackie Stowarzyszenie Głuchych. Krystyna Baranowska
Podkarpacki Oddział Polskiego Związku Głuchych rozpadł się z hukiem i pozostawił po sobie długi. Teraz trwa kłótnia o to, kto rozwalił organizację o 60-letniej tradycji. I o kasę.

Część członków zarządu Podkarpackiego Oddziału Polskiego Związku Głuchych złożyła funkcje. Chętnych do objęcia wakatów nie ma, bo wszyscy boją się, że przyjdzie im opowiadać za finansowe zobowiązania.

- Tam są rozgrywki pomiędzy byłymi pracownikami, osobami słyszącymi i to jest brzydkie - ocenia Danuta Stępień, sekretarz PZG w Warszawie.

Swąd rozpadu podkarpackiej organizacji głuchych czuć już było, kiedy przyszło do rozliczenia finansowego za 2010 rok. Tylko środków trwałych brakowało na sumę 60 tys. zł, a bałagan w papierach był taki, że nawet biegły sądowy rewident orzekł, że za żadne pieniądze nie chce "prostować" księgowości.

PZG wynajęło firmę rachunkową, która za 10 tys. zł miała uporządkować księgowość. Firma stwierdziła, że lepiej to wszystko podpalić i zacząć na nowo, bo żadnego porządku zrobić się z tym nie da.

Idziemy na dno

Wiosną 2011 zarząd podkarpackiego PZG zawiesił prezesa L. i zwolnił dyscyplinarnie Piora K, kierownika oddziału. Tego ostatniego "za całokształt". Odwoływał się wprawdzie do sądu pracy, ale przegrywał w kolejnych instancjach. W końcu założył własne stowarzyszenie, które m.in. uczy języka migowego.

Roszady personalne niewiele zmieniły, bo dług nad PZG wisiał. Wiosną 2011 r. powołano nowy zarząd podkarpackiego PZG, wiceprezesem została Katarzyna Hul, na której teraz część środowiska głuchych w Rzeszowie wiesza psy i oskarża o rozpad podkarpackiego związku.

- Obwinia się mnie o spowodowanie katastrofy, tymczasem przez kilka miesięcy próbowałam ratować i związek i jego finanse - tłumaczy dziś. - Pozyskiwałam sponsorów, pracowałam społecznie. Podobnie, jak część pracowników, ale nie wszyscy chcieli i trudno im się dziwić.

Mówi, że mimo starań nie dało się spłacić całości długu związku po poprzednim zarządzie, w tym - niezapłaconych składek ZUS. Atmosfera z rzeszowskim związku już wtedy była paskudna, ale widmo kompletnego rozkładu dopiero się zbliżało. Prosto z Warszawy, albo raczej z Łodzi.

Katastrofa finansowa

Podstawą istnienia finansowego PZG jest Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Zarząd Główny PZG, za pośrednictwem swojego oddziału w Łodzi, podpisał z PFRON trzyletnią umowę na finansowanie szeregu działań związku.

To miał być potężny zastrzyk pewnej gotówki dla związku głuchych. Byłby, gdyby Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nie dopatrzyło się poważnych nieprawidłowości w papierach związku.

"Kontrola ujawniła nieprawidłowości w postaci ujęcia w ramach rozliczenia ww. umowy oświadczeń 227 osób, które zmarły przed rozpoczęciem realizacji zadań" - pisze ministerstwo do PZG.

Czyli z pieniędzy PFRON Polski Związek Głuchych wypłacał pieniądze zmarłym. PFRON zgłosił ten fakt do prokuratury.

I nie tylko ten. Doszukano się, że związek brał pieniądze za szkolenia, których wcale nie prowadził, a instruktorzy PZG dostawali pieniądze na swoje konta bankowe za prace, których nie wykonywali.

Co poświadczyli głusi, którzy - według wykazów PZG - brali udział w szkoleniach, a którzy o tych szkoleniach nawet nie mieli pojęcia. Zarząd PFRON się wkurzył, wstrzymał dotacje dla PZG, co czkawką odbiło się we wszystkich wojewódzkich oddziałach związku, ale podkarpacki pogrążyło.

To już jest koniec

Dług wciąż nad nim wisiał, nie było czym płacić etatowym pracownikom związku, nawet za co opłacać rzeszowskiej siedziby organizacji.

Próby ratowania sytuacji niewiele dały, w maju ub.r. przygotowano wypowiedzenia umów o pracę dla etatowców, ale pracownicy kół terenowych uprosili zarząd, by jeszcze poczekać, może zarząd główny związku sypnie groszem. Nie sypnął, do grudnia dług jeszcze urósł, bo płace, składki ZUS, podatki...

- Jeszcze z kursów języka migowego udało się mi się zapłacić cztery miesiące poborów dla pracowników, ale już nie składki zusowskie - mówi K. Hul.

W grudniu zabrał się zarząd podkarpackiego związku, pojawił się pomysł o rozwiązaniu struktur podkarpackich.

Decyzje nie zapadły, więc Hul zrezygnowała z funkcji wiceprzewodniczącej i w lutym zarejestrowała Podkarpackie Stowarzyszenie Głuchych, do którego przystąpiła część pracowników i członków PZG.

- Nie wytrzymałam, doszłam do ściany - tłumaczy. - Wcale nie zamierzałam i nie zamierzam opuszczać środowiska głuchych, po prostu w związku i ze związkiem już nic nie dało się zrobić. Jako organizacja z niespłaconymi zobowiązaniami, PZG nie miał szans na dotacje i granty, a bez podstawowego finansowania działalność nie była możliwa.

I nie tylko ona podziękowała za funkcję w zarządzie, który z siedmioosobowego zrobił się trzyosobowy. A związek zaczął dogorywać, bo trzyosobowy zarząd nie może podejmować decyzji.

W połowie kwietnia, podczas Nadzwyczajnego Zjazdy Delegatów podkarpackiego związku padła oficjalna propozycja rozwiązania podkarpackiego PZG. Większość była za utrzymaniem, ale nikt nie kwapił się do funkcji w zarządzie.

Zaczął się rozpad błyskawiczny: koła terenowe w Jarosławiu, Dębicy, Sanoku, Przemysłu zaczęły żyć własnym życiem, członkowie w kole rzeszowskim zaczęli się żreć na potęgę, a związek podkarpacki jest jak zombie: jest, ale nie żyje.

Wojna na zgliszczach

Danuta Stępień zapewnia, że "w województwie nie ma problemu, problem jest tylko w Rzeszowie" i zarząd główny zastanawia się, jak ratować podkarpacki oddział.

- Nie ma chętnych do zarządu, w zasadzie Podkarpackiego Związku Głuchych nikt teraz nie reprezentuje - wyjaśnia. - I to nie osoby głuche do tego doprowadziły, ale osoby słyszące w związku, które pracowały, brały pensje.

Sugeruje, że sprawcą rozpadu podkarpackiego oddziału była Katarzyna Hul, ale konflikty w rzeszowskim oddziale trwały od lat. Zresztą zarząd główny PZG pozbawił ją funkcji wojewódzkiego koordynatora ds. języka migowego. A Hul przekonana jest, że to z zemsty.

- Zarząd główny narobił bałaganu finansowego, wyprzedaje teraz majątek, nieruchomości, które wypracował cały związek przez dziesięciolecia, sobie wypłaca regularnie sowite pobory, a my tu w Rzeszowie mamy pracować społecznie - denerwuje się była wiceszefowa podkarpackiego Związku PZG.

Część rzeszowskiego środowiska głuchych stoi za nią murem, część obarcza ją odpowiedzialnością za rozpad związku.

- Cały ten konflikt rozpętała jedna osoba, chciała zamknąć cały związek - tłumaczy Monika Wilk, która opiekuje się głuchymi w Jarosławiu. - Głusi przyjeżdżali do mnie, prosili, żeby w Jarosławiu ich nie zostawiać, więc założyłam działalność gospodarczą, z własnych pieniędzy opłacam lokal. I mam nadzieję, że związek przetrwa ten kryzys.

Swoim, pozarzeszowskim już życiem, zaczęło żyć środowisko głuchych w Sanoku.

- Za sytuację w związku odpowiada poprzedni zarząd, który nie chciał współpracować z pracownikami - zdradza Anna Węgrzyn, która zarejestrowała w Sanoku osobowość prawną koła głuchych. - Pani Katarzyna odrzucała wszystkie nasze propozycje, który mogłyby ratować związek. A proponowaliśmy na przykład obniżenie poborów pracowniczych. - A osoby, które spowodowały te długi, wycofały się i stworzyły sobie nowe stowarzyszenie, rezydują w siedzibie PZG w Rzeszowie, ale rachunków nie płacą.

Katarzyna Hul tłumaczy, że pracodawca nie może zmuszać podwładnych do obniżki poborów, na to potrzebna jest zgoda pracownika, a niewielu z nich się na to zgodziło, więc pomysł upadł.

O kasę idzie

Pieniądze z PFRON, od sponsorów, płatne kursy języka migowego, szereg krajowych i unijnych programów pomocowych dla niesłyszących - to tylko część źródeł finansowania pomocy dla głuchych.

Były kierownik PZG założył swoje stowarzyszenie i ogłasza się, że uczy języka migowego. Nie za darmo. Podkarpackie Stowarzyszenie Głuchych, któremu przewodzi Katarzyna Hul, już uczy urzędników języka migowego.

Terenowe koła PZG uzyskały osobowość prawną i mogą ubiegać się o środki pomocowe. Podkarpackiemu oddziałowi Polskiemu Związkowi Głuchych wyrosła konkurencja w wyścigu do krajowych i unijnych pieniędzy.

PZG w Rzeszowie nikt nie chce przewodzić, bo musiałby wziąć na kark balast długów. Środowisko głuchych jest zdezorientowane, bo nagle zostali bez pomocy.

Przynajmniej ci w Rzeszowie. Pomiędzy organizacjami głuchych toczy się walka o rząd dusz: im więcej zjedna się niesłyszących, tym większa szansa na granty, dotacje, sponsorów, na kasę... Choć wszyscy, jak mantrę, powtarzają refren o dobru niepełnosprawnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24