Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głucha cisza i śmierć. Co się wydarzyło w zabarykadowanym mieszkaniu?

Andrzej Plęs
Szturm policji na mieszkanie w Sanoku, w którym zabarykadował się Andrzej B. z 17-letnią Kamilą.
Szturm policji na mieszkanie w Sanoku, w którym zabarykadował się Andrzej B. z 17-letnią Kamilą. Dariusz Delmanowicz
On w garniturze, ona w białym swetrze. Leżeli martwi, trzymając się za ręce. Czy ona odeszła z własnej woli?

Martwy Krystian L., z ranami postrzałowymi pleców i potylicy, leżał twarzą do ziemi przed cerkwią w Międzybrodziu nieopodal Leska.

To była egzekucja - orzekli śledczy. Dramat, który rozegrał się w środowy poranek, 9 stycznia, wywołał lawinę zdarzeń, która wstrząsnęła całym krajem.

30-letni Krystian "Lala" L. grzecznym chłopcem nie był. Karany za pobicie, pracujący dorywczo w Niemczech, czasem jako "bramkarz" w dyskotece, ocierał się o zainteresowanie policji.

Podejrzewano go o udział w przestępczości narkotykowej, a postrzał w plecy i w tył głowy wyglądał na typowe porachunki gangsterskie. Działania operacyjne dzień później doprowadziły policjantów przed blok w Sanoku, w którym mieszkał 32-letni Andrzej B., domniemany zabójca.

Ten Krystiana znał jeszcze z czasów dziecięcych z Leska, długo uchodzili za serdecznych kumpli. Dlaczego miałby go zabić? Śledztwo trwa i na razie prokuratura o motywach mówić nie chce.

Miłość toksyczna

Andrzej B. nie był lok alnym mafioso, czy hersztem bandy, ja go już utytułowała opinia społeczna. Ale prawdą jest, że policja się nim interesowała.

Za przestępstwa narkotykowe, za jazdę pod wpływem alkoholu, za znieważenie policjanta, za niestosowanie się do poleceń sądu. To jednak za mało, żeby uchodzić za gangstera, nawet jeśli ma się ksywę "Żółw".

- Teraz dorabiają mu gębę miejscowego bonzy, bo miał BMW, ale tak naprawdę nie rzucał się w oczy - mówi jeden z policjantów. - Nic nie wskazuje na to, że był uwikłany w zorganizowaną przestępczość.

Nawet jeśli sąsiedzi w Sanoku widzieli go obwieszonego złotem, kiedy wyprowadzał przed blok przy ul. Cegielnianej swojego rasowego czarnego shar pei i widzieli go za kierownicą równie czarnego i drogiego BMW. I nie mieli pojęcia z czego 32-latek żyje.

Część wspomina go jako grzecznego pana, który kłaniał się sąsiadom, ale tak naprawdę niewiele o nim wiedzieli. To, z czego Andrzej B. żył, jest jednym z elementów prokuratorskiego dochodzenia.

A żył bogato i szybko. Pierwsze małżeństwo zaowocowało pierwszym dzieckiem i szybkim rozwodem. Drugie małżeństwo drugim dzieckiem i równie szybkim rozwodem. Mógł iść drogą swego ojca, znanego leskiego oficera milicji, wybrał życie po drugiej stronie prawa.

I wybrał Kamilę.

Koleżanki gimnazjalne przyznają, że śliczna dziewczyna była. Pełna radości życia i towarzyska, i tylko czemuś pod koniec trzeciej klasy spoważniała.

Bo wtedy poznała Andrzeja B. Zainteresowanie ze strony starszego o 15 lat i majętnego właściciela BMW musiało jej zaimponować.

Jesienią ub. roku siedemnastolatka przeprowadziła się z rodzinnego Leska do jego trzypokojowego mieszkania w Sanoku, przestała chodzić do nowo rozpoczętej szkoły średniej, choć ojciec zapewnia, że dowoził ją na zajęcia w ramach szkoły zaocznej.

- Żyła pełnią życia. Nie była jednak typem buntowniczki, ale spokojnym i dobrym dzieckiem - wspominał córkę Marian Maliborski przed telewizyjnymi kamerami. - Tak wybrała, że z takim człowiekiem się związała i na to nic nie można było poradzić.

A nie można było, bo zauroczona Andrzejem Kamila groziła, że zerwie kontakty z rodzicami, jeśli nie pozwolą jej na ten związek.

- Ona kilka razy wracała od niego do nas, mówiliśmy: zostaw tego człowieka, ale jak zaczęły się od niego SMS-y, telefony, to znów do niego szła - tłumaczy ojciec. - Myśleliśmy, że przejrzy na oczy i go zostawi. Nie chcieliśmy robić nic na siłę, bo to by pogorszyło nasze relacje.

Kamili sąsiedzi z sanockiego bloku niemal nie pamiętają. Czasem pojawiała się na spacerach u boku Andrzeja, ale przez ostatnie tygodnie jakby w ogóle nie wychodziła z domu.

Miało być spokojne zatrzymanie

Nieoznakowany policyjny wóz pojawił się przed blokiem przy Cegielnianej w Sanoku w czwartek tuż po 12 w południe. Policjanci wybiegli z pojazdu, żeby wpaść do mieszkania i zatrzymać "Żółwia".

Ten jakby na nich czekał, bo z okna na trzecim piętrze huknęły strzały. Prowadząca śledztwo prokuratura doliczyła się siedmiu, cztery pociski utkwiły w policyjnym samochodzie.

Nie byle jakie pociski, bo do policjantów Andrzej B. ostrzelał ze sztucera. Pocisk był w stanie przebić kamizelkę kuloodporną z odległości 700 metrów.

W ciele Krystiana L. znaleziono pistoletowe pociski kal. 9 mm, więc można było przypuszczać, że Andrzej B. jest solidnie uzbrojony, choć na broń pozwolenia nie miał.

- I był kompletnie nieobliczalny - ocenia jeden z policjantów. - Wiadomo było, że od dłuższego czasu zażywa mocne narkotyki, że pod ich wpływem potrafi był agresywny i niestabilny emocjonalnie. Już sam fakt, że wygarnął do naszych z okna o czymś świadczy. Skończyła się zabawa.

I dodaje jeszcze, że jeśli potwierdzi się, że to Andrzej B. był sprawcą egzekucji w Międzybrodziu, to wiele będzie tłumaczyć.

Bo kto strzela do człowieka niemal w biały dzień, w miejscu wprawdzie ustronnym, ale uczęszczanym? Trzeba być albo szalonym, albo... naćpanym. Jak "Żółw" zidentyfikował policjantów w nieoznakowanym wozie?

- Sanok to nieduże miasto, obcy samochód podjeżdża przed blok, on miał ojca w policji, więc i jakąś wiedzę - zdradza funkcjonariusz. - I zajęcie takie, że wyczulony był na zagrożenie ze strony organów ścigania.

Nieobliczalny, może pod wpływem narkotyków i zdolny do wszystkiego, człowiek z bronią. Trzeba było ewakuować pobliskie przedszkole, zamknąć teren, lokatorzy bloku nie mogli dostać się do mieszkań, ci, którzy zdecydowali się na ewakuację, opuszczali mieszkania nie wiadomo na jak długo.

Bo nie wiadomo, jak długo potrwa nakłanianie "Żółwia" do poddania się. Z Warszawy przyleciał pododdział antyterrorystyczny. Jeśli Andrzej B. się nie podda, trzeba będzie wejść siłą. Może uda się uniknąć przemocy, więc najpierw negocjacje.

Głucha cisza i śmierć

Nie tylko "Żółw" jest w mieszkaniu - ustalili policjanci. Jest też młoda kobieta. Operacyjnie ustalili jej personalia. Zakładniczka czy wspólniczka? Może napastnik pozwoli jej wyjść? Przez kilka godzin policyjni negocjatorzy telefonowali pod numer Andrzeja i Kamili. Bez odzewu. Słali SMS-y. Bez odzewu. Do sanockiej komendy policji przyjechali rodzice Kamili.

- Przynajmniej mogli dać nam spróbować porozmawiać - skarży się na policjantów dziś ojciec dziewczyny. - Może mielibyśmy jakiś wpływ. Po prostu nie pozwolono nam tam podejść. Nie mówiąc o tym, że nas zatrzymano w komendzie i gdyby radio nie było włączone, to nawet nie wiedzielibyśmy, co się dzieje.

Policja protestuje: to pan Maliborski zdecydował, żeby pozostać w komendzie, bo obawiał się, że po powrocie do domu będzie bombardowany doniesieniami z mediów.

W pomieszczeniu, w którym przebywali rodzice Kamili, nie było radia, a wszelkie bieżące informacje otrzymywali od funkcjonariuszy. Również rodzice próbowali telefonować do córki, słać wiadomości. Bez echa.

Choć przyznawali policjantom, że matka jeszcze przed południem rozmawiała telefonicznie z Kamilą i córka zapewniała, że wszystko jest w porządku. Przed rozpoczęciem negocjacji matka dzwoniła ponownie. Córka nie odebrała.

- Nie skorzystaliśmy z pomocy rodziców przy negocjacjach, bo tych negocjacji nie było - tłumaczy Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiego komendanta policji. - Z wielu względów. Wejście do bloku było pod oknami uzbrojonego i zdesperowanego napastnika. Gdyby ojciec kobiety dostał się pod drzwi, nie wiadomo, jaka byłaby reakcja Andrzeja B. Być może sprowokowałby go do otwarcia ognia. Procedury w takich sytuacjach nie przewidują udziału rodziny. Zamknięci wewnątrz mogą potraktować taki kontakt jako pożegnanie.

Dwójka zabarykadowana w mieszkaniu na trzecim piętrze ciągle milczała. Nie pomagały telefony, SMS-y, nie pomogło użycie tuby. Próby kontaktu powtarzano od południa do 1 w nocy.

Potem policja podjęła decyzję: wchodzimy. Dwa granaty hukowe rzucone na balkon i wejście antyterrorystów przez zabarykadowane meblami i lodówką drzwi...

W małym pokoju na wersalce leżały ciała Andrzeja B. i Kamili. Odświętnie ubrani. On - w garniturze, ona - w białym swetrze. Trzymali się za ręce. Ślady wskazują, że na krótko przed wejściem policji Andrzej najpierw strzelił do Kamili, potem - do siebie. Leżeli na tyle blisko, że pocisk, który przeszył jego czaszkę, utkwił w głowie martwej 17-latki. W mieszkaniu znaleziono sztucer i broń krótką rosyjskiej produkcji. Badania mają dać odpowiedź, czy z rosyjskiego pistoletu zastrzelony został Krystian L. Nieoficjalnie wiadomo, że znaleziono też niewielkie ilości białego proszku.

Skur... zabił mi córkę

W tle wydarzeń pozostają kulisy policyjnej akcji. Dlaczego tak długo to trwało? Czy zrobiono wszystko jak należy? - padają w mediach pytania.

Policjanci zapewniają, że działania były starannie planowane, przygotowano się na wiele wariantów. Opracowano plan wyważenia drzwi, analizowano ryzyko użycia taranu, środków pirotechnicznych, rozważano nawet rezerwowy szturm z sąsiedniego mieszkania.

Przed akcją policja zorganizowała siedem zespołów operacyjnych w trzech najbliższych szpitalach, zapewniono zapasy krwi.

Jedynymi ofiarami czwartkowego dramatu byli Andrzej i Kamila. Dlaczego on?

Policjanci mówią, że "Żółw" na pewno dostałby dożywocie. Choćby za usiłowanie zabójstwa funkcjonariuszy. A jak się potwierdzi, że zastrzelił "Lalę", to nawet na przedterminowe zwolnienie nie miałby szans, więc wybrał samobójstwo.

Ale dlaczego Kamila? Czy nastolatka dobrowolnie zgodziła się na śmierć?

Jej ojciec publicznie przyznaje, że mężczyzny, który odebrał mu Kamilę, nigdy nie darzył sympatią. Po śmierci dziewczyny napisał na Facebooku: "Skur... zabił mi córkę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24