Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grozi nam masowa likwidacja szkół! Ludzie protestują. Czy można tego uniknąć?

Andrzej Plęs
Powody likwidacji zwykle są dwa: brak pieniędzy i brak uczniów.
Powody likwidacji zwykle są dwa: brak pieniędzy i brak uczniów. Tomasz Wilczkiewicz
Naszej szkoły nie oddamy! - słychać protesty w wielu wsiach i miasteczkach. Władze podkarpackich gmin znalazły się w imadle: po jednej stronie twarde argumenty finansowo-demograficzne, a po drugiej - twardy sprzeciw wyborców. Jak tu wyjść z tego pata?

Gmina Bircza planuje zlikwidować cztery szkoły filialne, Ustrzyki Dolne z dwóch szkół sześcioklasowych chcą uczynić trzyklasowe, Dukla trzy gimnazja chce oddać w prowadzenie stowarzyszeniom, w Krajowicach wrze, bo mieszkańcy dowiedzieli się, że gmina Kołaczyce chce likwidacji miejscowego Zespołu Szkół.

Zresztą po Kołaczycach krążą słuchy, że w gminie mają zniknąć cztery gimnazja i jedna podstawówka.

W gminie Tarnowiec szykuje się oświatowy pogrom: siedem z dwunastu istniejących podstawówek może zniknąć z oświatowej mapy gminy - Brzezówka, Łubienko, Nowy Glinik, Glinik Polski, Wrocanka i Roztoki. Za likwidacją sześciu już opowiedziała się rada gminy. Lubaczów chce likwidacji szkoły podstawowej w Dąbkowie, gimnazjum w Wólce Krowickiej, a sześcioklasową szkołę w Załużu chce przekształcić w trzyklasową.

Przykłady podkarpackie można mnożyć, bo mniej lub bardziej zaawansowane w realizacji plany likwidacji szkół dotyczą wielu placówek. Podobne zjawisko jest w całym kraju. Pesymistyczne szacunki mówią, że od 1 września 2011 r. w niebyt odpłynie ok. 350 polskich szkół.

Powody są dwa: nowa ustawa o finansach publicznych i prognozy demograficzne. Pierwszy wymusza na gminach ostre rygory budżetowe, więc i oszczędności. A w wielu gminach oświata to najkosztowniejsza rubryka po stronie wydatków. Drugi argument - demografia. Mniej dzieci, to mniejsze subwencje od państwa, czyli mniej pieniędzy. A wydatki na utrzymanie szkoły wciąż takie same.

Szkoła - nasza duma, nasza praca!

Dla niewielkich i niezamożnych sołectw w niezamożnych gminach wiejskich likwidacja szkoły oznacza likwidację przedmiotu dumy, symbolu cywilizacji, czasem pamiątki po zbiorowym wysiłku przodków.

W Krajowicach (gm. Kołaczyce) nie ma kościoła, domu kultury, remizy. Jest tylko Zespół Szkół i ambicje miejscowych. W 1944 roku wykupili opuszczone obiekty dworskie, żeby zainstalować sobie szkołę. W 1990 roku wspierali budowę nowego obiektu, do którego cztery lata później przeniosły się ich dzieci.

To ich praca, ich duma, ich budynek i ich dzieci. Nawet nauczyciele są ich. Jak władze Kołaczyc zlikwidują gimnazjum i przeniosą 32 uczniów do innej placówki (a takie są plany), to likwidacja podstawówki (dziś ok. 50 dzieciaków) będzie tylko kwestią czasu.

- Syn jest załamany planami przenosin, jego koledzy także - przyznaje Elżbieta Czajka, matka gimnazjalisty.

Dodaje, że uczniowie wolą krajowickie gimnazjum, bo tu cisza, spokój i poczucie bezpieczeństwa.

Oburzeni planami władz gminy Ustrzyki Dolne są mieszkańcy Łodyni, Hoszowa i Dźwiniacza Dolnego: "Zamykanie wiejskich szkół powoduje utratę lokalnych więzi społecznych, w przyszłości ucieczki młodzieży do dużych miast i drenaż regionu z ludzi wykształconych" - napisali do radnych, Kancelarii Prezydenta RP, ministerstwa edukacji, Rzecznika Praw Dziecka i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Tymczasem w Łodyni i Hoszowie nie ma mowy o likwidacji, a o przekształceniu szkół podstawowych z sześcioklasowych na trzyklasowe. Miejscowych to nie uspokaja. Za przykład podają szkołę w pobliskim Bandrowie, którą w 2004 r. przekształcono z sześcioklasowej na trzyklasową. A i ta przestała istnieć. Boją się, że z łodyńską i hoszowską będzie podobnie.

Protestują rodzice 29 uczniów w szkole w Błędowej Tyczyńskiej. Gmina Chmielnik przymierza się do likwidacji trzech klas w miejscowej podstawówce. - Budowaliśmy ją w czynie społecznym, daliśmy na nią własne działki i materiały budowlane - tłumaczy jeden z protestujących. - To dla nas nie tylko szkoła, to także ośrodek kultury.

A władze ripostują: roczna subwencja na dziecko to 7 tys. zł, a rzeczywisty koszt - 20 tysięcy. Różnica rujnuje budżet gminy.

Do Podkarpackiego Kuratorium Oświaty płyną wnioski władz gmin o zaopiniowanie planów likwidacji szkół, a jeszcze więcej płynie protestów od rodziców. Na razie kuratorium rozpatruje cztery wnioski z gminy Bircza i dwa (przekształcenie) z gm. Ustrzyki Dolne, za to czyta listy protestacyjne rodziców z Huty Brzuskiej, Kuźminy, Załuża, Łodyni, Glinika Polskiego, Roztoków.

Mieszkańców przeraża wizja dowożenia dzieci do szkół, utraty kontroli nad dzieckiem, wizja, że popadnie w "złe towarzystwo", wczesne godziny wyjazdu do szkoły i późne powroty. Nawet padają argumenty o chorobie lokomocyjnej pociechy. Pisemnych i ulicznych protestów można spodziewać się więcej, kiedy zaczną dojrzewać pomysły o likwidacji kolejnych ośrodków oświatowych.

Bieda pod tablicą

Wszystko przez nowelizację ustawy o systemie oświaty z 2009 roku, najnowszą ustawę o finansach publicznych i oczywiście przez demografię. Ustawa oświatowa zniosła wymóg, by samorządy, które chcą zlikwidować szkołę, musiały uzyskać na to zgodę kuratorium.

W zasadzie już w 2010 roku mogły rozpocząć procedury likwidacyjne bez oglądania się na kuratoria, ale w roku wyborczym taki gest byłby samobójstwem politycznym dla każdego wójta, starosty, burmistrza i wójta. Nowo wybranych zdopingowała jeszcze nowa ustawa o finansach publicznych, która rygorystycznie określa, co wolno a czego nie samorządowemu budżetowi. A nie wolno już zaciągać kredytów na wydatki bieżące, do czego dotychczas samorządy były zmuszane.

- Średni koszt utrzymania dziecka w szkołach w Łodyni i Hoszowie to ponad 15 tysięcy złotych, a subwencja z budżetu państwa to około 7 tysięcy - wylicza Henryk Sułuja, burmistrz Ustrzyk Dolnych.

Podobne proporcje kształtują się w innych gminnych szkołach, samorządy różnicę pokrywały albo z dochodów własnych, albo z kredytów na bieżącą działalność. A tego ostatniego już im nie będzie wolno. Bircza do swoich szkół dołożyła w 2009 roku prawie 1,5 miliona zł z własnych pieniędzy. Rok później prawie 2 mln zł. W tym roku dołoży ponad 3 mln zł. Wójt Birczy ciął wydatki, gdzie się dało, byle utrzymać szkoły. Dalej już nie ma z czego.

Mało nas, mało nas...

Coraz mniej dzieci w szkołach, to coraz mniej subwencji od państwa. Prognozy demograficzne malują przed polską oświatą czarne scenariusze. Burmistrz Sułuj podaje przykład: w latach 90. Zespół Szkół Publicznych nr 2 w Ustrzykach Dolnych liczył 1400 uczniów. W przyszłym roku wszystkie szkoły podstawowe całej gminy liczyć będą 950 uczniów. Przed niespełna 20 laty jedna szkoła ustrzycka miała więcej dzieci, niż teraz liczą wszystkie gminne podstawówki.

Dziś do sześcioklasowej podstawówki w Łodyni uczęszcza 36 dzieciaków, w Hoszowie brać szkolna jest w podobnej sile. Za dziesięć lat może być o połowę mniej, a koszty utrzymania placówki wcale nie będą mniejsze. W Kuźminie (gm. Bircza) w sześcioklasowej szkole uczy się 17 dzieci. Czyli średnio - trójka uczniów w klasie. Marzenie każdego nauczyciela.

Tyle że klasy są łączone, więc w jednej uczą się pierwszo-, drugo- i trzecioklasiści. Na każdą przypada 15 minut z każdej godziny lekcyjnej. A program nauczania trzeba zrealizować. A to już jest koszmar każdego nauczyciela.

- Nikt nie jest zainteresowany dobrem dziecka, tylko kasą - mówi z goryczą Józef Żydownik, wójt Birczy w przerwie między spotkaniem z rodzicami uczniów z Kuźminy a spotkaniem z rodzicami z Korzeńca.

Stowarzyszenia uleczą oświatę?

Trzeba sporej determinacji lokalnej społeczności, by szkołę utrzymać przy życiu, nawet jeśli do likwidacji dąży organ prowadzący, np. władze gminy. W Głojscach (gm. Dukla) gimnazjum próbowano zlikwidować nie raz, a bój o jego istnienie uczniowie rodzice i nauczyciele toczyli od 2001 r. Podobnie było w sąsiednich Iwli, Tylawie i Wietrzni. W 2010 władze gminne postawiły sprawę na ostrzu noża i wtedy społeczność Głojsców zdecydowała, że sami poprowadzą gimnazjum. Od roku prowadzi ją Stowarzyszenie "Wspólna Szkoła".

Teoretycznie każda oświatowa placówka z widmem likwidacji może wybronić się rękami (i po części finansami) mieszkańców. Tyle, że nie wszyscy mieszkańcy chcą łożyć na coś, co w teorii winien zapewnić budżet państwa do spółki z budżetem samorządu. A i dla nauczycieli tej szkoły to zwykle degradacja finansowa.

- W Kuźminie zaproponowałem, żeby rodzice i nauczyciele założyli stowarzyszenie i przejęli prowadzenie szkoły - opowiada wójt Birczy. - Kłopot w tym, że w tej chwili średnia płaca naszych nauczycieli to ponad 5 tysięcy złotych brutto, a pani dyrektor na pomysł o stowarzyszeniu zaprotestowała, że oni w społecznej szkole za połowę tej stawki nie będą pracować. A ja nie poświęcę gminy dla jednej grupy zawodowej.

Włodarze również innych podkarpackich gmin mają wrażenie, że nie tyle rodzice, co nauczycielskie lobby najsilniej protestuje przeciwko likwidacjom. W obawie przed utratą pracy albo perspektywą dojeżdżania do innej szkoły.

W kuratorium podkarpackim mają i inne obserwacje: nie tylko lokalne społeczności obawiają się przejęcia finansowej odpowiedzialności za likwidowane placówki, ale i władze samorządowe też.

- Bo w sytuacji, kiedy prowadzące szkołę na przykład stowarzyszenie z różnych przyczyn rezygnuje z obowiązku organu prowadzącego, samorząd musi szkołę przejąć - tłumaczy Jadwiga Świętoń z Podkarpackiego Kuratorium Oświaty. - I w ten sposób problem wraca do samorządu.

A one już są pod ścianą. Finansową.

- Z reformy oświaty się nie wycofam - uprzedza wójt Żydownik. - Jak nic nie zrobię, to za rok zwali mi się 120 nauczycieli, bo nie będę miał im z czego wypłacać poborów. A z tacą na oświatę po gminie nie pójdę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24