Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Islandia - w krainie ognia, wody i lodu

Katarzyna Mularz
- Warto jeździć po świecie choćby po to, żeby przekonać się, jak ludzie potrafią być pomocni. Nasz bus tradycyjnie podczas wyprawy odmawiał posłuszeństwa, ale awaria pompy wody mogła nas uziemić na stałe. W dostarczenie nam tej części na Islandię zaangażowało się około trzydziestu osób. Dzięki nim udało się ją sprowadzić z Polski. Z drugiej strony mogliśmy liczyć na ogromną pomoc miejscowej Polonii. Naprawdę zdają egzamin. Ludzie są niesamowici, bardzo wam dziękujemy! mówią studenci.
- Warto jeździć po świecie choćby po to, żeby przekonać się, jak ludzie potrafią być pomocni. Nasz bus tradycyjnie podczas wyprawy odmawiał posłuszeństwa, ale awaria pompy wody mogła nas uziemić na stałe. W dostarczenie nam tej części na Islandię zaangażowało się około trzydziestu osób. Dzięki nim udało się ją sprowadzić z Polski. Z drugiej strony mogliśmy liczyć na ogromną pomoc miejscowej Polonii. Naprawdę zdają egzamin. Ludzie są niesamowici, bardzo wam dziękujemy! mówią studenci. archiwum wyprawy
Na uboczu Europy leży niewielka, niezbyt ludna wyspa, o której świat przypomina sobie wtedy, gdy grzmią wulkany.

Skład ekipy: Bartek Kud, Paweł Wiśniewski, Maciej Piotrowski, Klaudia Rejman, Agnieszka Zakonek, Magdalena Sitarz, Adrianna Lampart, Monika Korbecka.

Na ogół próżno szukać informacji o Islandii na czołówkach światowych gazet. Głośno o wyspie zrobiło się kiedy w 2008r. dotarła tam pierwsza fala kryzysu i dwa lata później - po tym jak wulkan o niemożliwej do wymówienia nazwie zablokował ruch lotniczy na świecie. Na co dzień jednak, niewielu zawraca sobie głowę tym położonym na rubieżach Europu krajem, który jest dokładnie trzy razy mniejszy od Polski. Islandię zamieszkuje zaledwie 300 tys. osób, oznacza to, że o ile u nas na kilometr kwadratowy przypada 123 dusze, to tam zaledwie trzy. Jest zresztą spora szansa, że wśród tych trzech osób, przynajmniej jedna będzie mówiła po polsku, bo to Polacy stanowią największą na Islandii mniejszość narodową.
- Polska na Islandii jest wszechobecna: mieszka tam 10 tysięcy naszych rodaków, po polsku mówi się w urzędach, polskie etykietki widuje w sklepach, a w szkołach polscy rodzice mają prawo do tłumacza - opowiada Klaudia Rejman, która razem z grupą znajomych wróciła właśnie z ponad 40-dniowej, zapierającej dech w piersiach, wyprawy po Islandii i Wyspach Owczych.

Księżycowy krajobraz

Ekipa spod szyldu wyprawybusem.pl od trzech lat objeżdża Europę wysłużonym volkswagenem. Pomysł na to, żeby tym razem opuścić kontynent początkowo wydawał się karkołomny i bardzo drogi, ale od czego jest studencka fantazja?

- Udało się pozyskać sponsorów, w tym firmę organizującą przeprawy promowe z Danii na Islandię. Dzięki temu zapłaciliśmy ułamek wartości biletów, które w pełnej kwocie by nas zrujnowały - opowiadają.

Podróż promem trwa ponad dwa dni. Wrócić można najwcześniej po tygodniu. W międzyczasie trzeba sobie jakoś zagospodarować czas, ale z tym nie powinno być problemu, bo atrakcji na wyspie jest zaskakująco wiele.

Maciej Piotrowski i Paweł Wiśniewski islandzki krajobraz opisują kontrastami. Z jednej strony wodospady, trawiaste wzgórza i pasące się owce, z drugiej dosłownie Księżyc na Ziemi: skały, wulkany, czarne plaże, brak drzew, pustka. Nie bez przyczyny na Islandii astronauci NASA trenowali swoje kosmiczne lądowania.

- Co najbardziej zapadło w pamięć? Niesamowite jezioro - tzw. lodowcowa laguna, skały odcinane jak od linijki, bazaltowa jaskinia stworzona jakby z sześcianów. No i gejzery, które wyrzucają gorącą wodę na kilkadziesiąt metrów do góry, w tym ten jeden najbardziej znany - od którego nazwy pochodzi samo słowo "gejzer" - dorzuca Bartek Kud.

- To jest raj na ziemi. Nie wyobrażam sobie, że "tam na górze" mogło być piękniej - podsumowuje Magda Sitarz.

Wrzuć na luz

Islandczycy cenią sobie oddalenie od europejskiego zgiełku, wyścigu szczurów i zabójczego tempa życia. Na wyspie pośpiech jest źle widziany.

- Kiedy zepsuł nam się bus, na część czekaliśmy czwarty dzień i już nam się ziemia pod stopami paliła, usłyszałam: Klaudia, spokojnie, wszystko jest po coś - opowiada dziewczyna. Tak było na każdym kroku: nie ma się co spieszyć, nie dziś to jutro. Chcesz zobaczyć widok, to po co zjeżdżasz z drogi? Zatrzymaj się, napawaj, a ci co jadą za tobą przecież poczekają. Wyobrażasz sobie taką akcję w Polsce? Dlatego ta islandzka powolność najbardziej podobno irytuje polskich imigrantów - przynajmniej do czasu aż się zasymilują. W końcu większość przejmuje tę filozofię.

Największym miastem Islandii jest stolica Rejkiawik, który liczy sobie ok. 120 tys. ludzi. W porównaniu do innych miast (dla uzyskania tego statusu wystarczy zaledwie 200 mieszkańców) - to metropolia. Z punktu widzenia przyjezdnych raczej rozległa mieścina.

- Rejkiawik potwierdza teorię, że na Islandii najważniejsza jest natura- miasta można pominąć bez uszczerbku dla wycieczki - śmieje się Magda.

Wszyscy Islandczycy, jedna rodzina

Islandzka izolacja odbija się silnym piętnem nie tylko na stylu życia. Wyspiarzy dotyka problem, który na kontynencie wydaje się abstrakcyjny. Odosobnienie i niewielka liczba mieszkańców oznaczają, że pula genów, którymi się wymieniają jest bardzo ograniczona. Na każdym kroku Islandczycy spotykają zatem swoich krewnych, choć niekoniecznie muszą ich oczywiście znać. Z tego powodu bardzo przydatna okazuje się aplikacja, za pomocą której potencjalni partnerzy mogą sprawdzić stopień swojego pokrewieństwa. Íslendingabók (Księga Islandczyków) zawiera genealogiczne dane o ludziach zamieszkujących wyspę nawet sprzed 1200 lat. Ma ona uchronić przed związkami, których efektem będzie potomstwo obciążone chorobami genetycznymi.

- Oczywiście dużo prostszą metodą jest związek z kimś spoza wyspy. Podobno wyjątkowo preferowane są tam Filipinki, choć na Polaków też spoglądają łaskawym wzrokiem - zwłaszcza na tych, którzy osiedlają się całymi rodzinami.- opowiada Agnieszka Zakonek.

- Imigranci czują się tam mile widziani. Kraj ma bardzo rozbudowany system socjalny, jeśli pracuje się legalnie - a to norma - ma się wszelkie przywileje, urlopy, pewność pracy. Najniższa stawka wynagrodzenia to ok. 1200 euro, którą otrzymuje się za wykonywanie najprostszej pracy. Za te pieniądze można się utrzymać i spokojnie żyć. A jak się zajęcie znudzi? Zmieniasz je. Tam nie żyje się po to, żeby pracować, a pracuje by żyć - kwituje Maciek.

Polski produkt eksportowy

Wjeżdżając na Islandię można mieć przy sobie maksymalnie 3 kilogramy jedzenia i litr mocnego alkoholu na osobę. Na promie posiadacze wschodnich rejestracji mogą liczyć na to, że zostaną szczegółowo sprawdzeni z przestrzegania tych przepisów.

- Wwiezienie alkoholu kusi, bo tam można na nim nieźle zarobić. Na Islandii litr wódki kosztuje aż 80 euro, a piwo np. 10 zł. Mimo to nie są narodem abstynentów - śmieje się Bartek.

Do popularnych islandzkich pamiątek należą wyroby z wełny - rękawiczki 250 zł, sweter 500 zł. Dla tych z płytszą kieszenią słoiki wypełnione powietrzem (80 zł) albo wodą z lodowca ("zrób sobie własny lodowiec w zamrażarce!"). Ceny innych produktów na sklepowych półkach także przyprawiają o zawrót głowy. W przystępnej cenie dostępny jest natomiast ukochany batonik Islandczyków sprowadzany tam wprost z - a jakże! - kraju nad Wisłą. Znak rozpoznawczy: złote opakowanie.

- Tamtejsza kuchnia należy raczej do specyficznych. Dużo jagnięciny, ryb. Przywieźliśmy nawet do Polski lokalny przysmak: suszoną rybę. Nie cieszy się jednak zainteresowaniem. Tradycyjnym daniem jest natomiast hákarl, czyli mięso rekina, które fermentuje zakopane przez kilka, kilkanaście tygodni w ziemi. Nawet chcieliśmy tego spróbować, ale odradzali nam wszyscy spotkani Polacy i się zraziliśmy - opowiada Magda.

Po wpisaniu w Google nazwy kontrowersyjnej potrawy, wyskakuje krótka recenzja: najgorsza rzecz, jaką w życiu jadłem!

W krainie Farerów

W drodze między Islandią, a Wielką Brytania leżą Wyspy Owcze. Archipelag zamieszkuje dwa razy więcej owiec niż ludzi. To piękna, zielona kraina, w której trawa rośnie nawet na dachach domów, ale widoki osiągalne są tylko wtedy kiedy nie pada. A pada tam przez większość roku.

- Zatrzymaliśmy się tam w drodze powrotnej. Sześć na siedem dni naszego pobytu padał deszcz. Zmęczeni i zmoczeni zwiedziliśmy jednak i tak całkiem sporo. Udało się nam m.in. zaliczyć miejscową atrakcję i polecieć helikopterem nad fiordami. W helikopterze na końcu świata spotkaliśmy kogo? Oczywiście innych Polaków! - śmieje się Agnieszka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24