Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak przegraliśmy ze śniegiem

NORBERT ZIĘTAL
Nie widać kompletnie nic - zaspy ponadtrzymetrowe i śnieżna mgła. Nowinowy fotoreporter wysiada i idąc, "prowadzi" nasz samochód. Kierowca jedzie na ślepo, wpatrzony jedynie w czarne spodnie przewodnika. Gdy ten oddala się więcej niż na półtora metra, jazda staje się niemożliwa.

Nasz sposób pokonywania śnieżnych zasp wymyśliliśmy na poczekaniu. W środę, w drodze do Gaci Przeworskiej. Wcześniej próbowaliśmy przez Urzejowice i Mikulice - przejezdne zaledwie 200 metrów drogi. Teraz podjęliśmy walkę od Przeworska przez Studzian i Dębów. Kilkukilometrowa trasa do Dębowa wygląda tragicznie. Kilkunastocentymetrowa warstwa rozjeżdżonego śniegu na znacznie zwężonej drodze. Za chwilę zatęsknimy za tym luksusem. Niebo gwałtowanie ciemnieje, jak w lecie przed burzą.
- Przejedziecie spokojnie. Tylko bądźcie ostrożni, bo zawiewa - przestrzega kierowca z ciemnozielonego opla corsy. Jedzie z Gaci. Udało się mu umknąć tuż przed burzą. Może i my przejedziemy.

Nie da rady

Jak przegraliśmy ze śniegiem
JAN JAROSZ

(fot. JAN JAROSZ)Wieje coraz bardziej. Dobrze, jeżeli chociaż czasami pojawi się łatka czarnego asfaltu. Im dalej, tym gorzej. Pługi zdołały przebić wąziutki tunel, niewiele szerszy od maski samochodu. Nowe jęzory śniegu wpychają się pod koła. Miejscami przed nami tylko biała ściana. Przez kilka sekund jedziemy jak ślepi. Równie dobrze można by zamknąć oczy.
- Nie da rady. Jeszcze chwila i wpakujesz się w zaspę, a wtedy nie wyjedziemy stąd do wiosny - mówi fotoreporter Janek. Na "ochotnika" decyduje się iść przodem. Samochód metr za nim. Jesteśmy zaledwie dwa, trzy kilometry od Gaci, przed Białobokami. W szczerym polu, na wzgórzu. Nawet marnego drzewka. Udaje się przejechać kilkaset metrów. Wiatr coraz silniejszy.
- Zawracamy. - Dobra, ale w którym miejscu? - samochód stoi w wąskim śnieżnym tunelu, na który nawet sprawnemu człowiekowi trudno byłoby się wdrapać. Na szczęście, jakieś 20 metrów dalej pług zrobił niewielką zatoczkę. Udało się obrócić samochód.
Wyraźnie zadowolony fotoreporter pruje na piechotę przed siebie. Hamuje go pierwszy podmuch wiatru. Idzie jak po lodowisku, ślizga się z prawej strony drogi na lewą. Myślę, że on tak specjalnie, ale to silny wiatr nie pozwala mu iść prosto. Widać tylko jego zieloną kurtkę. Śnieg szybko przefarbowuje ją na biało. Na głowie zamiast czapki - śniegowa kula. Chwilami przewodnik oddala się na więcej niż 1,5 metra. Wtedy nie widać kompletnie nic. Może zostawić samochód?
Minęła prawie godzina. Przebrnęliśmy nie więcej niż 1,5 km. Ale jesteśmy już w innym świecie. Jezdnie "tylko" zaśnieżone. To nic, że wąskie na jeden pas.
- Jak na drodze? - rodzina z Gaci polonezem wybrała się na poświąteczne zakupy do Przeworska. Pojechali rano, teraz wracają.
- Nawet nie próbujcie jechać - grzecznie informujemy. - My zawróciliśmy.
- Ale my tam mieszkamy! Tam zostały nasze dzieci. Jedziemy! - kierowcą bezlitośnie komenderuje starsza pani. Chyba teściowa, bo taka stanowcza...
Ujechali kilkadziesiąt metrów i zrezygnowali przed niewielką góreczką. Za nimi podążył jakiś biały maluszek z samotnym kierowcą. On nie zrezygnował. Zniknął w śnieżycy. Oby nie skończył jak ci na radymiańskiej obwodnicy, tzw. międzynarodówce. Byliśmy tam wcześniej.

Międzynarodówka zasypana

Jak przegraliśmy ze śniegiem
JAN JAROSZ

(fot. JAN JAROSZ)Tuż po godz. 9. O tej porze obwodnica jest już zamknięta. Można przejechać starą trasą przez Radymno. Do pierwszego skrzyżowania na obwodowej nawet nieźle. Tuż za nim, w rowie pierwszy pojazd - autobus. Miał jechać do Zurichu w Szwajcarii. Ugrzązł kilkanaście kilometrów od Przemyśla. Jednak ten ma jeszcze szczęście. Po kilku godzinach wyciągnął go traktor.
- O pierwszej w nocy byłem już w piekarni. Załadowałem chleb i w trasę, jak każdego dnia. Najpierw do Żurawicy. Potem na Jarosław - opowiada kierowca jednej z podprzemyskich piekarń. - Ugrzązłem przed czwartą rano. Nikt nawet nie przyszedł się spytać, co i jak. Jesteście pierwsi. Jest już po godz. 10.
Na szczęście, ma ponad pół baku paliwa, więc silnik może chodzić non stop. Przynajmniej nie grozi mu zamarznięcie w kabinie. Nie ma jednak nawet odrobiny gorącej herbaty. Nie mówiąc o telefonie komórkowym, przez który mógłby poinformować piekarnię, gdzie zdołał dojechać.
- A jak droga na Maćkowice, Barycz? - dopytuje się. - Tam też wozimy.
Proponuję, aby zostawił auto. - A z chlebem co? Moment i by rozkradli.
Po drodze mijamy sznurek dostawczych samochodów. Kilka z Ukrainy. Stoją już ósmą godzinę.
- Panowie, macie jakąś łopatę? - mężczyzna z czerwonego volkswagena prosi o pomoc. Ugrzązł w zaspie, nie może nawet drzwi otworzyć. Śnieg podchodzi pod dach. Pożyczamy od kierowcy z piekarni.
- No, już myślałem, że w ogóle nie wyjdę. Śniegu wciąż przybywa, a pomocy znikąd. Ja to w sumie też z prasy, bo codziennie wożę do Przemyśla "Tempo" i inne. Nie zawieźlibyście dalej? Ja nie dam rady tak szybko stąd wyjechać.

Pomagamy

[obrazek4] (fot. JAN JAROSZ)- Ja też tak łopatą odkopywałem. Nie ma szans. Jedynie trochę się rozgrzałem. Pługi tu były, ale teraz w k... pojechały. Podobno na Pruchnik - żali się kierowca z piekarni.
Pługi są też tutaj. Dwa. Potężne. Tyle że ugrzęzły w śniegu, niedaleko dostawczaka z piekarni. Ani w przód, ani w tył. Same wypatrują pomocy.
Po drodze jeszcze kilkanaście samochodów. Od kilku godzin w tym samym miejscu. Niektórzy, żeby zaoszczędzić benzynę, siedzą po kilku w jednym samochodzie. Na jałowym biegu przez kilka godzin auto też sporo spali.
- Wszystko może byłoby dobrze, gdyby nie ludzka ciekawość. W nocy na obwodnicy była jakaś kolizja, drobna. No, ale kierowcy poszli popatrzeć, co się dzieje. Auta zostawili na środku drogi - tirowiec z Leszna nie może się nadziwić podkarpackiej bezmyślności. - Nic porzundku - dorzuca wielkopolszczyzną.
- Próbowaliśmy jakoś objechać bokiem i... - drugi pokazuje na kabinę swego auta, która ugrzęzła w potężnej zaspie.
- Policja zabrała tylko te strzaskane auta i tyle było ich widać - komentuje kierowca tira.
Tirowcy sami chcą sobie poradzić. Jeden wyciąga ogromną stalową linę. Po parę metrów i jakoś wyjadą.
- A tamci? - pytamy.
- Oby nie do wiosny.
Oddana kilka miesięcy temu do użytku obwodnica radymiańska jest od kilku dni najbardziej zasypanym odcinkiem Przeworsk - Przemyśl. Czyja to wina? Drogowców, wykonawcy, czy śniegu, który akurat w tym miejscu uparł się, aby padać najobficiej?

Bezmyślność

Jeszcze jedna środowa przygoda. Tuż za Jarosławiem. Na drodze szklanka. Kierowca golfa rączo wyjeżdża z przydrożnej posesji. Pewnie nawet nie popatrzył czy coś jedzie po drodze. On niby tylko na pobocze... Tego ostatniego nie wie jednak ukraiński kierowca forda transita. Lekki skręt kierownicy, może przyhamowanie i mamy Ukraińca pakującego się w nas na "czołówkę". Jakimś cudem jedynie musnął nas bokiem. Skończyło się na zarysowanym lakierze. Mniej szczęścia miał kierowca autobusu z Biłgoraja. Wypełniony pasażerami, ląduje w rowie. Ford wbija się mu w bok, odskakuje i obraca. To dziwne, ale nikt nie odniósł obrażeń. Kierowca golfa nie może zrozumieć, że to on jest sprawcą kolizji. Przecież wyjechał tylko po to, aby zjechać na pobocze... W tak trudnych warunkach drogowych, gdy wymagana jest podwójna czujność, bezmyślność niektórych kierowców jest zdumiewająca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24