Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaci, tortury i czarownice, czyli inkwizycja w naszym regionie

Arkadiusz Bednarczyk
Piekło. Fragment obrazu "Cztery rzeczy ostateczne", Krosno
Piekło. Fragment obrazu "Cztery rzeczy ostateczne", Krosno Repr. Arkadiusz Bednarczyk
I na Podkarpaciu w czasach inkwizycji płonęły stosy, rzucano klątwy na heretyków. A szczególnie ważnym "fachowcem", który miał pełne ręce roboty, był kat.

W trudnych czasach Reformacji w XVI w. biskupie rządy na dzisiejszym Podkarpaciu sprawował Jan Dziaduski. Znany był ze swojego stanowczego stanowiska w kwestiach innowierstwa i niezdrowych namiętności jakie pobudzały modne wówczas wśród szlacheckiej braci prądy.

Przymuszony okolicznościami posługiwał się klątwą biskupią przeciwko magnatom. Nierzadko kłopoty pieniężne oraz długi, jakie posiadali możni, zmuszały ich do porzucenia Kościoła.

Przejmując majątek parafii łańcuckiej i konwentu dominikanów, taki choćby Krzysztof Pilecki liczył na podreperowanie swoich finansów. Zakazał odprawiać w łańcuckim kościele nabożeństw, nakłaniał poddanych do łamania postów kościelnych. Tych, którzy sprzeciwiali się, niemiłosiernie gnębił.

Wieści z Łańcuta dotarły na biskupi dwór Dziaduskiego. Nakazał on niepokornemu magnatowi stawić się przed sądem biskupim w Brzozowie, w piątek przed Niedzielą Palmową w 1548 roku. Pilecki jednak zlekceważył wezwanie.

Wówczas Dziaduski 19 kwietnia 1549 roku specjalnym dekretem wyklął Pileckiego, a na Łańcut nałożył interdykt. Biskup zakazał odprawiania nabożeństw na terenie miasta; księża mieli wezwać wiernych do kościołów biciem w dzwony, następnie rzuciwszy świece na posadzkę w kościołach mieli oficjalnie wykląć Pileckiego.

Klątwy rzucał biskup Dziaduski także na żonatych kapłanów diecezji - Marcina Krowickiego z Sądowej Wiszni czy kanonika i oficjała przemyskiego Stanisława Orzechowskiego.

W 1547 roku Stanisław Orzechowski publicznie sprzeciwił się bezżeństwu księży i chciał ożenić się z niejaką Anuchną z Brzozowa, tłumacząc się koniecznością zapewnienia ciągłości swojego rodu. Spotkał go za to sąd kościelny, ale wyrok anulowano na mocy decyzji Sejmu z 1550 r.

W 1551 roku ożenił się jednak, co spowodowało natychmiastowe zawieszenie go w czynnościach kapłańskich. 8 kwietnia 1551 r. uznany został za heretyka i uznano jego małżeństwo za nieważne.

W II połowie XVI sądy inkwizycyjne w Rzeczypospolitej zanikły. Kościelną inkwizycję zlikwidowano. Kompetencje trybunałów inkwizycyjnych przejęły trybunały koronne, a w XVII-wiecznej Polsce szczególnie sprawy o tzw. czary rozstrzygały sądy grodzkie i miejskie, pełne ciemnych i fanatycznych ławników.

Czarownica z Rzeszowa

W Rzeszowie w 1718 roku u Wojciecha Szastaka służyła niejaka Zośka, pochodząca z Wielopola. Chciała uwieść swojego chlebodawcę. O pomoc zwróciła się do swojej koleżanki Katarzyny Koczanowiczównej, która miała znać jakąś znachorkę, "czarownicę".

I "czarownica", po wypiciu u miejscowego Żyda gorzałki, podała jej różne sposoby na uwiedzenie Szastaka. Receptą mogła być woda, w której moczono chustę z ukrytym komunikantem.

I tak przyrządzoną wodę miał popijać kawaler będący obiektem zalotów. Pomóc mogły także gotowane serca gołębie, czy też wiechcie z butów sproszkowane i dolane do napoju.

Sprawa dostała się do sądu miejskiego. Za winne uznane zostały: Katarzyna Koczanowicz - za namawianie do czarów, Zośka Janowska - za zbrodnię świętokradztwa oraz Katarzyna Wróblowa z Pobitnego - za zbrodnię czarnoksięstwa.

17 września 1718 roku skazano Zośkę na ucięcie prawej ręki, przybicie jej gwoździem na bramie, po ucięciu ręki na spalenie na stosie. Katarzynę Wróblową skazano na ucięcie dwóch rąk i spalenie na stosie, a Katarzynę Koczanowicz na ścięcie szyi mieczem oraz spalenie na stosie.

Stos płonął w Leżajsku

W XVII stuleciu wydano wiele równie absurdalnych wyroków. M.in. w Leżajsku odbył się sąd wójtowski nad niejaką Mielczarkową, którą oskarżono o rzucanie na ludzi uroków.

W jednej z rzeszowskich karczm żydowskich niejaki Szmul Dubiński w rozmowie z katolickim mieszkańcem Rzeszowa naigrawał się z krucyfiksu, pytając, dlaczego Zbawiciel dał się ukrzyżować, skoro jest taki potężny. W rezultacie został Żyd uwięziony i skazany "na wywleczenie języka", który następnie miał być spalony.

Podczas procesów o czary stosowano tortury. Podejrzane kobiety chłostano, golono im też głowy, wierząc, iż wszelkie siedlisko zła znajduje się w długich włosach. Często posądzone o czary kobiety zamykano w tzw. beczkach czarownic lub w wiszących klatkach - chodziło o to, aby odizolować je od ziemi skąd - jak wierzono - czerpały one swoją moc.

Przeprowadzano również pławienie, puszczając nieszczęsne kobiety na wodę; jeśli utrzymywała się ona na wodzie - o co przy ówczesnych strojach było nietrudno - wierzono, iż nawet woda nie chce przyjąć czarownicy.

Rzeszowski kat Jakub

Wykonywaniem kar na nieszczęsnych kobietach zajmował się kat. Miasta, które kata nie miały, musiały go wypożyczać. W Łańcucie wyroki śmierci wykonywano przed miejskim Ratuszem. Sprowadzano do tych czynności kata z pobliskiego Jarosławia, którego zwano "katem biegunem" lub katem w drogę idącym.

W 1593 roku wykonano wyrok na niejakim Pawle Rusinie, który zawisł na szubienicy. W dokumentach z tego okresu natrafiamy na informacje o wydatkach na zakup drabiny do szubienicy (3 grosze), czy też na dyby.

Wiadomo również, iż kat z Jarosławia zainkasował za egzekucję w Łańcucie dwa floreny i "strawił w gospodzie i popił za 44 grosze" (czyżby odpowiednik naszej diety?).

Kat mieszkał w izolacji od mieszczan w zwykle Baszcie Katowskiej (takowa zachowała się np. w Bieczu). Bano się usiąść z katem przy jednym stole, a na ulicy ludzie unikali jego wzroku. Podczas palenia czarownic to kat zwykle podpalał stos.

W Rzeszowie w latach 40. XV stulecia przebywał kat z Biecza - Jakub. Nie wykonywał on tutaj jednak swojego katowskiego fachu, był tzw. podwojskim, sługą miejskim. Sprawował opiekę nad przedstawicielkami najstarszego zawodu świata i był strażnikiem dobrych obyczajów.

Wiemy o tym z wypowiedzi świadków zeznających w 1443 roku przed konsystorzem lubelskim. Wynika stąd, że piętnastowieczny Rzeszów zamieszkiwały kurtyzany. O dalszych losach Jakuba wiadomo tyle, iż rzuciwszy posadę w Rzeszowie, przeniósł się do Tęczyna, gdzie wykonywał już swoje właściwe rzemiosło. M.in. znany był z wykonania trzech egzekucji na złodziejach.

W 1752 r. w rzeszowskich aktach miejskich stwierdzono potrzebę przydania katowi pomocnika, gdyż sam nie dawał sobie ponoć rady wypełniać wszystkich obowiązków. Pomocnik, wedle uchwał magistratu, miał oczyszczać miasto z... bezpańskich psów.

Kat wykonywał kary chłosty i śmierci, ale również torturował więźniów. Utrzymywały go po połowie gminy: miejska i żydowska. Płaciły mu tygodniowo wynagrodzenie w wysokości... 4 złotych. Za każdą egzekucję kat miał brać po 2 złote. Pomocnik kata wynagradzany był w wysokości 2 złotych.

Na rzeszowskiego kata skarżyć się miano się, że zbyt gorliwie wykonuje swoje powinności i znęca się nad oskarżonymi - o czym słychać było choćby pod koniec XVII stulecia, roku kiedy to, wymierzając pewnemu rzeszowianinowi karę 60 rózg, maczał rzemienie we wrzącej wodzie dla wzmocnienia efektu; nierzadko korzystał również z pomocy swojej małżonki.

Ciąg dalszy w następnym odcinku:
- dlaczego najpierw torturowano dzieci?
- za co pogrzebano żywcem dziewczynę ze Straszydla
- jaka kara spotkała kobietę, która chciała otruć swego męża

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24