Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kant na 7 milionów

Norbert Ziętal
Magdelana B. została zatrzymana przez policję w marcu ub. roku. Do dzisiaj jest w areszcie śledczym.
Magdelana B. została zatrzymana przez policję w marcu ub. roku. Do dzisiaj jest w areszcie śledczym. Archiwum KWP Rzeszów
- To niesprawiedliwe, że nazywa się nas naiwniakami i frajerami - dzwoni do Nowin jeden z klientów Magdaleny B. - A jak nazwałby pan człowieka, który wierzy w odsetki kilkaset razy większe niż w banku? - pytamy.

Oszukany przez Magdalenę B. proponuje rozmowę. Mówi, że udowodni, że każdy dałby się nabrać tej kobiecie.

Umawiamy w redakcji.

Przychodzi młody mężczyzna, ok. czterdziestki. Elegancko ubrany. Ile stracił? Kilkanaście tys. złotych.

- W jaki sposób obliczył pan, że odsetki miały być kilkaset razy wyższe niż bankowe? - dopytuje na początek.

- Dobra w lokata w przyzwoitym banku to powiedzmy 5 proc. Rocznie oczywiście. A Magdalena B. po zaledwie tygodniu oferowała wam 10 proc. Ktoś dał jej 10 tys. złotych, a po tygodniu odebrał 11 tys. Rachunek jest prosty. Taka lokata po roku, czyli 52 tygodniach, dałaby 520 proc. - wyjaśniam szybko.

Dla pewności zapisuję na kartce. Ale chyba nie przekonałem rozmówcy. Twierdzi, że lokata może i tak, ale według niego odkładanie w banku jest dobre dla emerytów i naiwniaków, a kto chce dużo zarobić wybiera fundusz inwestycyjny. Myślał, że właśnie w coś takiego inwestuje. Bo on chciał zarobić dużo. I czuł, że znalazł się w gronie "wybranych".

Pani od Pawła

- Zadzwonił telefon. Jakaś pani pyta, czy ja to ja. Bo ona dzwoni od Pawła. Po krótkiej chwili milczenia, gdy ja zastanawiałem się od jakiegoś Pawła, rzuciła jego nazwisko. Faktycznie, to był mój kolega. Mówiła, że chce porozmawiać o moich finansach - opowiada Maciek. Tak się każe nazywać.

Dzwoniąca do niego kobieta to Magdalena B. z Przemyśla. Wówczas 26 lat, dzisiaj rok starsza. Wówczas prowadziła pośrednictwo ubezpieczeniowo - finansowe, agentka jednego z największych w Polsce towarzystw ubezpieczeniowych. Dzisiaj siedzi w areszcie tymczasowym, czeka na proces. Niedawno akt oskarżenia przeciwko niej trafił do sądu.

- Ustaliśmy, że spotkamy się u mnie w pracy, po godzinach, na herbatce. Mój kolega Paweł faktycznie ją znał. I rzeczywiście przyjechała o ustalonej porze. Myślałem, że zasypie mnie jakimiś materiałami, prospektami, wyliczeniami. Tak, jak inni agenci. Ale nic z tych rzeczy. Konkretnie powiedziała, ile mogę zarobić. Wydawała się bardzo wiarygodna - opowiada pan Maciej.

Powiedział, że przemyśli sprawę, ale właściwie już wtedy podjął decyzję. Firmy, której przedstawicielką była Magdalena B. nie musiał sprawdzać. To światowy gigant ubezpieczeniowy. Szeroko się reklamuje. Wydawało mu się, że samej kobiety też nie musi weryfikować. Faktycznie prowadziła swoje przedstawicielstwo tam, gdzie mówiła.

- W moim pokoju wisiał ogromny kalendarz z jej reklamą, nazwą firmy ubezpieczeniowej, imieniem i nazwiskiem, adresem, numerem telefonu. Jak kogoś takiego podejrzewać o oszustwo? - dziwi się pan Maciej.

90 poszkodowanych

Kilka dni później wpłacił ok. 7 tys. złotych. Wybrał wszystkie swoje oszczędności. W zamian dostał jakiś świstek, niby pokwitowanie za pobrane pieniądze. Potem, już w lokalu firmy, dopłacił kolejne 8 tys. To wspólne pieniądze żony i teściów.

- Jeszcze poleciłem jej kilku swoich znajomych, podałem namiary do nich. Prosiła o to. I spokojnie czekałem na swoje inwestycje. Po jakimś czasie w Internecie wyczytałem, że ta Magdalena mnie oszukała - wyznaje Maciek. Reszty dowiedział się w prokuraturze.

Jest jednym z 90 poszkodowanych. Przemyska Prokuratura Okręgowa właśnie zamknęła prowadzone prawie rok śledztwo. Skierowała do sądu akt oskarżenia. Śledczych zawiadomiła firma ubezpieczeniowa, zaniepokojona sygnałami od klientów Magdaleny B. Ci domagali się od firmy ubezpieczeniowej swoich pieniędzy.

- Oferowała nieprawdziwe produkty towarzystwa ubezpieczeniowego, obiecując nieistniejące inwestycje, mające w krótkim czasie przynieść maksymalny zysk - twierdzi Marian Haśko, zastępca prokuratora okręgowego w Przemyślu.

Ludzie wpłacali przemyślance różne kwoty. Były trzy osoby, które powierzyły po ponad pół miliona złotych. Trzy kolejne od 300 do 500 tys. złotych. 15 osób dało od 100 do 200 tys. złotych. Łącznie 7,25 mln złotych. Co dostawali w zamian?

- Kobietę uwiarygodniały firmowe druki, na których potwierdzała wpłaty. Choć zdarzały się przypadki potwierdzeń na zwykłych kartkach papieru - informuje prokurator.

Część wpłat została przyjęta w lokalu firmy. Część to wpłaty na konta bankowe.

Naciągacze wykorzystują chytrość i chciwość

Każdy z wpłacających liczył na szybkie i wysokie zyski. Mieli "podstawy", bo kilku czy kilkunastu pierwszych klientów dostało swoje pieniądze z niezłymi odsetkami.

Niemożliwymi do uzyskania na najlepszej nawet lokacie bankowej czy najlepiej prowadzonym funduszu. To szybko się rozeszło, bo w sumie wszyscy oszukani to znajomi wspólnych znajomych.

Magdalena B. podwójną działalność prowadziła dwa lata. Oczywiście nie rejestrowała otrzymywanych od klientów pieniędzy ani nie przekazywała na konta towarzystwa.

Wśród oszukanych są strażnicy graniczni, policjanci, także przedsiębiorcy. Być może myśleli, że już sama profesja chroni ich przed oszustami. Nie ochroniła.

Fama niesie, że niektórzy nawet się zapożyczali, u znajomych lub wręcz w banku, aby jak najwięcej wpłacić Magdalenie B.

- Jeden chytrus zrezygnował nawet z pracy za granicą i zjechał. Myślał, że Magda wypłaci mu niezłą sumkę, dom wybuduje, auto sobie kupi. A w drodze do domu, kilka dni przed przyjściem spodziewanego przelewu bankowego od Magdy, dowiedział się, że to wał. Że jest pusty w pysk, nie ma kasy, perspektyw, do poprzedniej pracy wrócić nie może - na forum Nowin24 pisze "zdziwiony".

- Chytrość i chciwość to jest to co wykorzystują naciągacze - odpowiada na forum "Fachowiec".

- Tusk powinien ją zrobić ministrem finansów - wrzuca "Taka prawda".

Pokazuję te posty panu Maciejowi. Czyta uważnie.

- Coś w tym jest - twierdzi.

Nie odzyskano ani złotówki

Oprócz Magdaleny B. na ławie oskarżonych zasiądą 53-letni Marek P., były kierownik filii towarzystwa ubezpieczeniowego oraz 24-letni Mateusz Ż, były pracownik.

Pierwszemu prokurator zarzuca udostępnianie swojego konta bankowego na wpłaty oraz pomieszczeń biurowych firmy po godzinach pracy, celem przyjmowania wpłat.
Drugiemu kierowanie klientów do Magdaleny B., nakłanianie ich do skorzystania z oferty oraz pośrednictwo w przekazywaniu pieniędzy. Zdaniem prokuratury, miał również wykorzystywać druki firmowe do potwierdzania wpłat. Mężczyźni nie przyznają się do winy.

Śledczy nie odzyskali nawet złotówki z zagarniętych przez Magdalenę B. pieniędzy. Ona sama nie wskazała miejsca, w których je ukryła. Prokuratorzy i policja próbowali różnych sposobów, sprawdzali w bankach. Nic to nie dało.

Magdalena B. przyznaje, że stworzyła oszukańczy system finansowy, właściwie piramidę finansową. Ale twierdzi, że nic na tym nie zarobiła.

Jej i obu mężczyznom grożą kary do 10 lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24