Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz spłodził syna! Tylko dlaczego on taki... czarny

Andrzej Plęs
Kazimierz z niepokojem zaczął obserwować, jak cera jego syna robi się śniada, a na głowie dziecka zaczął pojawiać się czarny baranek.
Kazimierz z niepokojem zaczął obserwować, jak cera jego syna robi się śniada, a na głowie dziecka zaczął pojawiać się czarny baranek. Rys. Andrzej Czyczyło
Szczęśliwy tatuś nie żałował pieniędzy dla potomka i kochanicy, dopóki nie stwierdził, że synkowi karnacja ciemnieje, a na głowie pojawia się czarny baranek. Skąd? Chyba nie po matce - blondynce i nie po ojcu - łysiejącym ciemnym blondynie niebieskookim.

Kazimierz był ni to wniebowzięty, ni to przerażony wiadomością, że będzie miał potomka. Wniebowzięty, bo dzieci zawsze chciał mieć, a lekarze mu wmawiali, że jest bezpłodny.

Właśnie wychodził z kryzysu wieku średniego, stracił nadzieję na przedłużenie rodu, a tu masz - taka niespodzianka. I będzie komu przekazać rodzinny interes, więc powód do radości był.

I do przerażenia też, bo potomek w drodze, ale żona rodzona nic o tym nie wiedziała. Bo nie z żoną potomek się szykował. Kilka miesięcy tkwił w objęciach sprzecznych uczuć. Potem był już tylko żal, wstyd, strach i rozgoryczenie. I wrócił kryzys wieku średniego.

Drugie życie Kazika

Dwie duże hurtownie spożywcze w niewielkim mieście między Łodzią a Warszawą. Jedna należała do Kazimierza, druga do jego żony. Przez ćwierć wieku uchodzili w mieście za zgodne małżeństwo, choć dotknięte nieszczęściem nieposiadania dzieci.

Jedno badało się i drugie, za każdym razem lekarze odbierali im nadzieję, bo Kazimierz zdolny był do wypełniania posługi małżeńskiej, ale do przekazania genów już nie.

Więc żyli sobie zgodnie Kazimierz z żoną, życie wypełniali prowadzeniem interesów - każdy swojego. Dom wspólny mieli, ale konta osobne. I czasem osobne życie towarzyskie.

Kazimierz wdziękami nie szastał, co w niewielkim mieście natychmiast zostałoby zauważone, ale też nie stronił od uciech, które mogłyby potwierdzić, że wciąż jest mężczyzną.

I kiedy w hurtowni pojawiła się Anna, nie od razu padł jej w objęcia. Pojawiła się po towar, bo w miasteczku nieopodal prowadziła własny sklepik. Smukła 30-letnia, samotna blondynka czarowała Kazimierza, żeby uzyskać solidny rabat na towar.

Skutecznie czarowała, Kazimierz w końcu zaproponował kolację, która skończyła się w pokojowym hotelu, aż w końcu nie trzeba było faktury za towar, żeby intymnie się spotykać.

Po dwóch miesiącach Anna oświadczyła, że jest w ciąży. I że Kazimierz jest jedynym, który może być ojcem, bo innego mężczyzny w jej życiu nie ma. Kazimierz musiał bardzo chcieć, żeby uwierzyć i rzeczywiście bardzo chciał.

W trosce o swoje dziecko i matkę swojego dziecka, kupił Annie niewielki domek pod Warszawą, ona wynajęła kobietę, która miała sprzedawać w jej sklepiku. Może gdzieś w kącie głowy pamiętał o diagnozach medycznych, podważających jego ojcostwo, ale...

- Tłumaczył sobie na różne sposoby, raz usłyszałem od niego, że ludzie wychodzą z raka, nieuleczalne choroby czasem mijają bez śladu, więc i jego bezpłodność mogła mieć czasowy charakter - opowiada prywatny detektyw Józef Przeboś, którego Kazimierz zaangażował do wyjaśnienia zagadki ojcostwa.

Zagadka się rodzi

Kazimierz dojeżdżał do Anny pod Warszawę i widział, jak Anna pęcznieje od Kazikowego potomka. A potem były narodziny, szczęśliwy tatuś nie żałował grosza na komfort matki i syna.

I - choć miał własne konto - musiał przed żoną ukrywać rosnące wydatki i coraz częstsze wyjazdy. A po kolejnych kilku miesiącach Kazimierz z niepokojem zaczął obserwować, jak cera jego syna robi się śniada, podejrzliwie patrzył w oczy syna, które robiły się czarne, jak węgielki, a na głowie dziecka zaczął pojawiać się czarny baranek.

Chyba nie po matce - blondynce i nie po ojcu - łysiejącym ciemnym blondynie niebieskookim. I euforia ojcostwa Kazimierzowi zaczęła mijać, a wróciła pamięć o diagnozach lekarskich. Odnalazł Przybosia, bo detektywa łódzkiego czy warszawskiego bał się zaangażować ze strachu przed dekonspiracją publiczną i wstydem.

Szukanie tatusia

Im bardziej rosła podejrzliwość Kazimierza, tym częściej Anna znikała z domu.

- Początkowo sam próbował wyśledzić, dokąd jeździ, jak widział bagażowego wito pod jej domem, to uznawał, że jest w środku, ale pewności nie miał - opowiada Przyboś. - A nie chciał się tam zbyt często pojawiać z obawy przed dekonspiracją. Poza tym prowadził hurtownię, więc nie zawsze miał czas, sam bał się, że żona odkryje przyczynę jego wyjazdów, no i bał się, że ludzie się dowiedzą. Anna za każdym razem tłumaczyła mu, że wyjeżdża do rodziców. Nie wierzył, ale bał się też pokazać w domu jej rodziców, więc zadzwonił do mnie.

Przyboś zaczaił się pod domem, kupionym przez Kazimierza na nazwisko Anny. Przez kilka dni nic się nie działo, aż do pewnego wieczora. Szarówka już była, kiedy światła w domku zgasły, jakby lokatorka z dzieckiem kładli się spać.

- Dla mnie to nie koniec obserwacji, bo nierzadko się zdarzało, że ludzie w ten sposób chcą uśpić czujność otoczenia - tłumaczy. - Czekam jeszcze ze dwie, trzy godziny, aż się upewnię.

Tym razem nie czekał nawet godziny, kiedy pod domek Anny podjechała taksówka. Kobieta wyszła z dzieckiem na ręku, wsiadła do środka i odjechała. Przyboś za nią.

Owoc miłości międzynarodowej

Ze trzydzieści kilometrów podróży, taksówka skręciła w boczną uliczkę na peryferiach Warszawy i zatrzymała się przed bramą dużej posesji. Brama rozwarła się automatycznie, taksówka wjechała do środka.

- Nie miałem pojęcia, co jest za bardzo wysokim ogrodzeniem, teren płaski, żadnego punktu do obserwacji - tłumaczy Przyboś.

Rozglądał się po najbliższym otoczeniu, może jakieś drzewo, szopa, na którą można się wspiąć. Nic, tylko niskie krzaki. Po chwili brama otworzyła się, taksówka wyjechała, natomiast podjechał wóz na numerach dyplomatycznych.

Wóz wjechał, brama zamknęła się, nie wiadomo, kto i po co. I przez piekielnie wysokie ogrodzenia nie bardzo jest się jak dowiedzieć. Ze sto metrów dalej stał pięciokondygnacyjny blok. Detektyw wspiął się na najwyższe piętro, utkwił w oknie klatki schodowej z lornetką.

Pojazd był oświetlony, widać było kto z samochodu wysiada, ale za daleko, żeby w ciemnościach zrobić zdjęcie. A wysiadał średniego wzrostu i średniego wieku mężczyzna czarnowłosy, o śniadej karnacji. Wszedł do domu i nie wychodził.

Przyboś musiał zrobić kilka kursów pod ten domek, żeby zorientować się co i jak.

- Pytałem ludzi w okolicy, czyja ta posesja, kto tam mieszka, że niby zainteresowany jestem zakupem - tłumaczy. - Nikt niczego nie wiedział, wszyscy mówili, że na ogół nie ma tam żadnego ruchu, czasem ktoś przyjeżdża, ale brama i wysokie ogrodzenie...

Anna zwykle wyjeżdżała taksówką rano, następnego dnia. Tajemniczy mężczyzna jeszcze przed świtem. Za którymś razem Przyboś pojechał za samochodem na obcych numerach. Dojechali do ambasady, mężczyzna wjechał na teren obiektu.

- Nie wypada mówić, jakiego państwa, ale to jeden z ulubionych przez Polaków egzotycznych krajów turystycznych - podpowiada detektyw.

- Kłopot w tym, że musiałem mieć dowód, najlepiej fotografię. Kiedy go śledziłem, na ogół było ciemno, boczne szyby jego samochodu przyciemniane, przez przednią widać kierowcę, ale jak sfotografuję od frontu, to człowiek mnie zauważy i się zorientuje. Przed ambasadą nie chciałem, bo mógł mnie wyłapać monitoring, albo ochrona - mówi Przyboś.

W końcu upolował moment, kiedy można było mężczyźnie dyskretnie zrobić en face. Fotkę zawiózł Kazimierzowi.

- Zdałem relację, pokazałem zdjęcie, natychmiast zorientował się, czyim synem opiekował się przez miesiące - mówi Przyboś. - Długo milczał, w końcu wykrztusił, że musi się zastanowić, jak sprawę rozwiązać. Z kasą na dziecko koniec, domku pod Warszawą nie odzyska. Byle się tylko żona o wszystkim nie dowiedziała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24