MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto rozsyła łańcuszki szczęścia?

Norbert Ziętal
Łukasz Białorucki
Esemesowy apel o poszukiwaniu krwi dla dziecka trafił do wielu mieszkańców Podkarpackiego. Był fałszywy. Już zajmuje się nim policja.

Tymczasem podobnymi łańcuszkami jesteśmy atakowani już od wielu lat.

W latach 80. Polskę obiegł łańcuszek kartkowy. Inicjatorzy nie liczyli na żadne profity. Chodziło im o zabawę i chęć "zwiedzenia" świata bez ruszania się z domu.

Jak wyglądała taka "podróż"? Dostawało się pocztówkę z pozdrowieniami i pięcioma adresami różnych osób. Najlepiej było, jeżeli każdy adres był z innego miasta.

"Wyślij kartki do osób z listy. Po kilku tygodniach otrzymasz setki kartek z całego świata" - można było wyczytać w załączonej instrukcji.

Na kolejnych pocztówkach trzeba było usunąć osobę z pierwszej pozycji na liście, a na ostatnim miejscu wpisać swój adres. Rzeczywiście, po jakimś czasie w naszej skrzynce pocztowej lądowały kartki. Może nie kilkaset i nie z całego świata, ale frajda była niesamowita. Trzeba pamiętać, że wtedy nie było jeszcze internetu, SMS-ów, komputerów w powszechnym użyciu, a zamiast kilkuset programów z kablówki w telewizorze dwa państwowe kanały.

Nie lekceważ tego listu

Potem był list, który trzeba było przepisać i rozesłać do 12 osób. Był dość długi, a ksero wtedy nieznane. Rzadko komu się chciało go przepisywać. Dlatego po jakimś czasie pojawiły się groźby, że jak ktoś nie przepisze listu i nie wyśle go dwunastu osobom, to spotka go wielkie nieszczęście. Autor podawał kilka przykładów. Ten stracił pracę, tego porzuciła żona, a jeszcze inny wpadł pod samochód.

Po jakimś czasie sprawa łańcuszków korespondencyjnych przycichła. Wybuchło za to kilka afer z finansowymi piramidami, które w zasadzie opierają się na tym samym mechanizmie, co łańcuszki.

Detektywi na tropie łańcuszków

W ostatnich latach łańcuszki przezywają renesans. Sprzyja temu rozwój telefonii komórkowej i internetu. Stały się tak powszechne i dokuczliwe, że w internecie powstają specjalne strony na ich temat.

- Nie radzimy korzystać z łańcuszków. Nawet jeżeli dużej liczbie osób chcemy przesłać prawdziwy apel, odradzamy używanie formułki "roześlij do wszystkich znajomych"- doradzają autorzy witryny atrapa.net.

Dlaczego?

- Kiedy wysyłasz taką wiadomość, całkowicie tracisz nad nią kontrolę. Informacja może zostać zniekształcona. Niechcący lub złośliwi, ktoś może usunąć początek albo koniec. Zmienić jej zawartość lub dodać dane postronnych osób - wyjaśniają autorzy witryny.

Atrapa.net na bieżąco tropi wszelkie łańcuszki. Z czasem twórcy witryny wprowadzili katalogi. Łańcuszki zostały podzielone na: esemesowe, e-mailowe, dobroczynne, oszukańcze itd. Każdy ma metryczkę, a w niej rodzaj, datę ujawnienia, "łowcę", który go pierwszy namierzył, okresy aktywności itp. Bo zapominane łańcuszki często po jakimś czasie ożywają.

Kot w butelce

Wiosną 2001 r. pojawił się jeden z pierwszych łańcuszków e-mailowych. Szybko opanował cały świat. Chodziło o kocie bonsai.

Twórca tego łańcuszka, Amerykanin, przygotował się do niego wyjątkowo solidnie. Najpierw stworzył stronę internetową. Była to oferta handlowa nieistniejącej firmy. Co sprzedawała? Kocie bonsai, czyli malutkie kotki hodowane w butelkach o różnych kształtach. Potem wystarczyło rozesłać ileś e-maili.

Ten łańcuszek był tak wstrząsający, że błyskawicznie dotarł do internautów w wielu krajach. Przekazywano w nim szokujące informacje o szalonych hodowcach miniaturowych kotów. Mieli zamykać dopiero co narodzone kotki w szklanych butelkach. Koty miały ożywiać się przez rurkę i w podobny sposób opróżniać.

- Ludzie kupują takie decoration pet (zwierzę ozdobne) i ustawiają sobie na meblach, telewizorze, kominku - grzmieli oburzeni internauci.

Autor łańcuszka nawoływał do protestacyjnych wpisów na pocztę firmy oferującej takie makabryczne, kocie ozdoby. Zewsząd odezwały się głosy oburzonych obrońców praw zwierząt. Ludzie słali protesty.

Wstyd przyznać, ale wówczas dali się nabrać także dziennikarze. W gazetach pojawiły się teksty bijące na alarm.

Twórca tego idiotycznego łańcuszka miał pewnie ubaw, ale do czasu. Sprawą zajęło się amerykańskie Federalne Biuro Śledcze. Najpierw tropili bezduszną firmę, potem obrzydliwego żartownisia.

Co ciekawe, łańcuszek ożył jeszcze raz w 2004 r.

Siedem goldenów do wzięcia

E-mailowe łańcuszki są o tyle groźniejsze od esemesowych, że ich wysyłka praktycznie nic nie kosztuje. W sytuacji, gdy dostaniemy "ciekawy" list z prośbą o podanie dalej, nie zastanawiamy się długo. Wyszukujemy opcję "prześlij wszystkim adresatom" i w ciągu kilku sekund trafia on do kilkudziesięciu a nawet kilkuset osób (zależy od liczby wpisanych adresatów w programie pocztowym). Jeżeli każdy z nich roześle wiadomość do wszystkich swoich znajomych, a oni do swoich, to możemy już mówić o tysiącach oszukanych osób.

Tak było w przypadku szczeniąt goldena retrievera (bardzo ładne i mądre psy). Ktoś zdobył fotkę siedmiu goldenków i wymyślił historyjkę: szczeniaki zostaną oddane w dobre ręce, albo uśpione, gdyby nie znalazły właścicieli. Na pewnym etapie łańcuszka, ktoś zmienił numer telefonu komórkowego, niby do celów kontaktowych. Pech chciał, że był to prawdziwy numer. Jego właścicielka miała sporo kłopotów.

Można dokopać jakiejś firmie

Najczęściej łańcuszki powstają dla żartów. Jednak są też takie, które mają zaszkodzić np. jakiemuś portalowi czy firmie.

Tak było z genesis gallardo. Podobno znalazł się ktoś o takim pseudonimie, kto zarejestrował się w bardzo popularnym serwisie Nasza - Klasa. Gallardo miał proponować wpisanie się do jego listy znajomych. Gdybyśmy się zgodzili, nasz komputer zostałby zaatakowany przez groźne wirusy. Mało tego. Wirusa automatycznie przekazalibyśmy znajomym ze swojej listy, a oni swoim itd.

Na szczęście był to tylko kolejny łańcuszkowy żart. Niewykluczone, że jakiegoś zazdrośnika, któremu spać nie daje ogromny sukces twórców Naszej - Klasy.

Policja na tropie żartownisia

W ub. tygodniu mieszkaniec Krosna złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez twórców łańcuszka "Potrzebna krew dla dziecka". Czy policji uda się dotrzeć do sprawcy? To bardzo trudne zadanie.

Najbardziej zaskakujące jest to, że łańcuszek wziął się z prawdziwego apelu. Kilka lat temu ktoś naprawdę potrzebował rzadkiej grupy krwi i rozesłał informacje do swoich znajomych. W pewnym momencie jakiś internauta zmienił treść listu, ktoś inny - numer telefonu, aż wreszcie taka fałszywa informacja dotarła do mieszańców Podkarpacia.

***

Głupawe łańcuszki są groźne. Ludzie nabierają do podobnych apeli dystansu, coraz rzadziej na nie odpowiadają. A co będzie, jeśli ktoś faktycznie poprosi o krew dla chorego dziecka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24