Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kurs przeciwmałżeński? Zdarza się, że po katechezie narzeczeni się rozchodzą

Katarzyna Mularz
Elementem kursu jest prowadzenie przez kobietę swoistego kalendarzyka, w którym codziennie oznacza m.in. swoją temperaturę. Wszystko po to, żeby była w stanie na bieżąco ocenić, czy ma właśnie dni płodne. No i oczywiście w celu zaliczenia kursu.
Elementem kursu jest prowadzenie przez kobietę swoistego kalendarzyka, w którym codziennie oznacza m.in. swoją temperaturę. Wszystko po to, żeby była w stanie na bieżąco ocenić, czy ma właśnie dni płodne. No i oczywiście w celu zaliczenia kursu. Krzysztof Kapica
Kościół reklamacji nie przyjmuje, do małżeństwa trzeba dobrze się przygotować - mówi ksiądz. Ważnym elementem tego przygotowania ma być kurs przedmałżeński. Czy jest potrzebny?

Ale Was dużo. Za trzy lata statystycznie piętnaście par będzie już po rozwodzie - takimi słowami grupę narzeczonych przywitał jeden z prowadzących kurs przedmałżeński.

Niebanalne podejście i wygarnianie prawdy prosto w oczy, to często jedyny sposób, żeby kurs przygotowujący do małżeństwa nie okazał się kompletną klapą. O kościelnych katechezach krążą legendy, narzeczeni wymieniają się relacjami, anegdotami i… wykresami płodności.

Na internetowych forach kipi od dyskusji uczestników, którzy widzą sens w formalnym przygotowaniu do małżeństwa i tych idących na kurs wyłącznie dla papierka. Bo jeśli narzeczeni planują ślub kościelny, muszą wylegitymować się "zaliczeniem" dwóch katechez - przedmałżeńskiej i przedślubnej.

I choć młodzi zaklinają się na wszystkie świętości, że podstawy pożycia mają w małym paluszku, w Kościele coraz głośniej mówi się o potrzebie wydłużenia tych nauk.

Kolejny papierek do kolekcji

- Kiedy dowiedzieliśmy się, że oprócz dwóch kursów trzeba odbyć jeszcze wizytę w poradni, nie byliśmy zachwyceni. Uważaliśmy, że jesteśmy dorośli i wiemy, na co się decydujemy. Zależało nam, żeby mieć to jak najszybciej z głowy, dlatego zdecydowaliśmy się na przyspieszony kurs małżeński weekendowy - mówi wprost 25-letnia Ania z Rzeszowa, mężatka od kilku miesięcy.

Ksiądz dr Przemysław Drąg, dyrektor Ogólnopolskiego Duszpasterstwa Rodzin, przyznaje, że nie ma złudzeń co do motywacji niektórych narzeczonych uczestniczących w katechezach.

- Doskonale wiem, że jakaś część z nich przychodzi tylko po papierek. Na dniach skupienia w Przybyszówce często podczas ankiety pytamy o to. Czasem prawie połowa uczestników pisze wprost, że przyjechali tylko po to, żeby mieć to "zaliczone". Co ciekawe, kiedy pytamy o to samo na zakończenie, wielu z nich zmienia zdanie. Oczywiście zawsze będą i tacy, którzy proszą o sakramentalny związek bez przekonania, "bo tak wypada i rodzicom zależy".

Ksiądz nie ukrywa jednak, że mimo prób ujednolicenia kursów, nie wszystkie katechezy można zaliczyć do udanych.

- Jak w każdym zawodzie - są lepsi i gorsi prowadzący - tłumaczy. - Wiem jednak, że są takie katechezy, na które trzeba zapisywać się z wyprzedzeniem, bo tylu mają chętnych. Tak dzieje się m.in. u dominikanów czy saletynów. Chcemy jednak, żeby z czasem ten poziom się wyrównał.

- Wylądowaliśmy na katechezach pod Przemyślem, to był jakiś koszmar - opowiada Ania. - Czułam się jak dziecko w podstawówce, któremu ktoś mądrym tonem udowadnia, że nic nie wie o życiu. Z różnych względów wytrzymaliśmy tam tylko do połowy, oczywiście bez zaliczenia. Papierek otrzymaliśmy już gdzie indziej. Na samą myśl o kolejnym kursie, tym razem przedślubnym, byłam chora. Na szczęście trafiliśmy do Przybyszówki. Okazało się, że katechezę można poprowadzić na poziomie. Nie było lania wody, był za to szacunek dla nas i naszych poglądów no i praktyczna wiedza.

Co ksiądz wie o małżeństwie

Karolina Bik-Niezgoda, mężatka z kilkumiesięcznym stażem, ma bardzo pozytywne skojarzenia związane z przygotowaniem do małżeństwa.

- Żartobliwie i na luzie, ale mówiliśmy o sprawach bardzo ważnych. Choć oczywiście niektórzy głośno komentowali, że taki kurs jest bez sensu, bo "co ksiądz może wiedzieć o małżeństwie" - tłumaczy dziewczyna.

Pojawiają się też głosy, że kursy stają niepotrzebne, bo wykształceni młodzi ludzie bez problemu dowolną informację znajdą choćby w Internecie. Ksiądz Przemysław Drąg przyznaje, że gdy zaczynał przygodę z prowadzeniem katechez dla narzeczonych, sam miał podobne przemyślenia.

- Wychodziłem z założenia, że pary przychodzą pewnym zasobem informacji i na tym będziemy bazować. Szybko okazało się, że to bardzo błędne myślenie. Żyjemy w czasach nieograniczonego dostępu do wiedzy, a mnie nadal przeraża ignorancja par, które deklarując chęć zawarcia małżeństwa, nic o sobie nie wiedzą - tłumaczy. - Na warsztatach przeprowadzany proste ćwiczenie - uczestnicy piszą osobno na kartach o tym, co dla nich jest najważniejsze. Często okazuje się, że są to skrajnie inne cele i nawet oni są zaskoczeni swoimi odpowiedziami. Z mojego punktu widzenia, nawet jeśli jedynym sukcesem tego kursu będzie zmuszenie ich do rozmowy na temat tego, co w życiu jest ważne, to katechezę należy uznać za udaną - ocenia.

Zdaniem księdza, w tym całym przygotowaniu do - było nie było - wyznaniowej uroczystości, o religii narzeczeni rozmawiają najmniej.

- To dla mnie zadziwiające. Rozmawiają ze sobą o wszystkim, mają doświadczenia seksualne, ale o kwestii duchowej w swoim życiu w ogóle. Chodzisz do kościoła? Chodzę. Wielu to wystarcza, żeby uznać temat za przegadany - mówi ksiądz.

Tajemniczy "enpeer"

Podczas kursu przedślubnego młodzi odbywają także cykl spotkań w poradni rodzinnej. Tam dowiadują się m.in. o metodach planowania rodziny akceptowanych przez Kościół i innych aspektach pożycia małżeńskiego.

Problem w tym, że coraz częściej wśród słuchaczy siedzi jedna i więcej dziewczyn w ciąży, a sami narzeczeni mieszkają ze sobą już od dawna. Co nowego mogą dowiedzieć się o wspólnym życiu i seksie?

- Pani kazała mężowi samemu prowadzić ten zeszyt z wykresem. Jak zapytał po co mu to, to usłyszał, że na wypadek gdyby żona go oszukiwała - opowiada Magda, która z kursami jest "na świeżo", bo ślub brała w maju. - Potem zasugerowała, że panowie powinni przypominać żonom o badaniu śluzu, na przykład SMS-em. Razem z nami w kursie brał udział kolega na specjalizacji z ginekologii. Zwracał prowadzącej uwagę, że to co mówi nie do końca ma potwierdzenie we współczesnej medycynie. Nie udało się jej jednak przekonać.

Antykoncepcja to temat trudny i dla wielu par kontrowersyjny. Każda z nich deklaruje wprawdzie wyznanie katolickie, nie wszystkie jednak wierzą w "gwarancje" jakie daje - proponowana przez Kościół - objawowo-termiczna metoda planowania rodziny.

- Gdzie ja się będę wygłupiać i codziennie rano mierzyć temperaturę w pewnych częściach ciała, jak to zaleca się na kursie? Pracuję na zmiany, raz wieczorem, raz rano, śpię nieregularnie i tak też jadam. Na ile wiarygodne będą moje wyniki? Narysowałam wykres z fantazją, "fundując" sobie kilka dni podwyższonej temperatury, czyli jakaś grypka czy angina. Kto w tych czasach może pozwolić sobie na losową i trudną w realizacji antykoncepcję, którą proponuje Kościół? - zastanawia się 26-letni Ewelina, mężatka od 4 lat.

Na takie stwierdzenia ksiądz Przemysław ma jedną odpowiedź:

- Bycie katolikiem generalnie jest trudne. Mamy instruktorów, którzy spotykają się na szkoleniach i uaktualniają wiedzę. W naszej diecezji cała nauka oparta jest na metodzie pani Kramarek, tzw. metodzie polskiej. Potwierdzonej naukowo i zatwierdzonej przez lekarzy. To naprawdę bardzo dobrze przygotowany program - przekonuje.

Karolina mówi wprost: to bardzo dobrze, że uczy się metody NPR (naturalne planowanie rodziny) na kursach. Jej zdaniem wiele osób ma niezrozumiałe pretensje, o to że na katechezach nie mówi o środkach antykoncepcyjnych wszystkich dostępnych na rynku, a jedynie o naturalnych metodach.

- Ślub jest kościelny, kursy prowadzą osoby związane z Kościołem, więc i o metodach mówi się takich, które są zgodne z naukami Kościoła. Proste. Uważam, że nawet jeśli ktoś nie zamierza stosować NPR w przyszłości, to nie ma co się oburzać, a taki kurs jest dobrą okazją, żeby poznać lepiej swój organizm. Ja robiłam wykresy właśnie dlatego. Nie dlatego, że ktoś mi kazał, tylko żeby się lepiej poznać, czegoś dowiedzieć - przekonuje dziewczyna.

- Ja rozumiem, że proponowane przez nas metody są mało medialne - przyznaje ksiądz. - Faktem jednak jest, że do poradni przychodzą nawet ludzie niewierzący i proszą, żeby ich tego nauczyć. Bo tu nie chodzi o Kościół, a o to że metody naturalne zmierzają do jednego - do totalnego szacunku dla drugiego człowieka. Do spotkania ludzi, którzy nawzajem się szanują i traktują odpowiedzialnie.

Kurs przeciwmałżeński?

Karolina mówi, że kurs na który chodziła, księża żartobliwie nazywali "przeciwmałżeńskim".

- Bo nie chodzi o to, żeby słodzić, ale o to by młodzi ludzie, którzy w nim uczestniczą, naprawdę zastanowili się, czy chcą brać ślub, a osoby które się wahają, dobrze przemyślały tę decyzję - tłumaczy.

Ksiądz Przemysław dodaje, że określenie jest przewrotne, ale i prawdziwe.

- Po rozmowach z prowadzącymi wiem, że część par po katechezach rzeczywiście się rozchodzi. Dochodzą do wniosku, że mają różne wartości i nie dojdą do porozumienia. Dla mnie to przejaw ogromnej dojrzałości tych ludzi. Młodzi często twierdzą, że skoro się kochają, to musi być dobrze. Ja im wtedy odpowiadam: skoro się kochacie, to dobrze się do tego przygotujcie. W Kościele nie przyjmujemy reklamacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24