Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcja angielskiego w Irlandii

Anna Koniecka
Zajęcia "integracyjne” w pubie organizowaliśmy spontanicznie. Od lewej Jan i Thomas.
Zajęcia "integracyjne” w pubie organizowaliśmy spontanicznie. Od lewej Jan i Thomas. Fot. Anna Koniecka
Nasza klasa to: Irakijczyk, Koreańczyk, Czech, Włoszka, Francuska i ja - Polka. Prawdziwa wieża Babel!

Na Zielonej Wyspie do perfekcji opanowano zarabianie na szkołach językowych. Byłam studentką takiej szkoły. Czego się nauczyłam? Z konieczności nawet kłócić po angielsku.

Pierwszą lekcję zafundował mi taksówkarz. Za 50 euro. Dlaczego tak drogo? Gdybym nie zapłaciła z góry irlandzkiej szkole za "dostarczenie obiektu" (czyli mnie) z lotniska do Bray, to podmiejską kolejką DART dotarłabym tam za 2,50. Biznes jest biznes - taksówkarz zarobkiem dzieli się ze szkołą. Ale nie żałuję, miło było.

Ponarzekaliśmy zgodnie na drożyznę, każdy swoją. Zdumiał się szczerze, że przy tak wysokich cenach benzyny i niskich zarobkach ktokolwiek u nas jeszcze jeździ samochodem. A ja się zdumiałam, że mniej więcej rozumiem, co on do mnie mówi.

Landlady komplikuje

- Gdybyśmy nie byli oszczędni i pracowici, to wciąż byśmy byli biednym, zacofanym krajem emigrantów - mówi taksówkarz, zajeżdżając w uliczkę przypominającą śląskie familoki.

To już Bray, podmiejska sypialnia zamożnych dublińczyków. Niedaleko stąd są najsłynniejsze w Irlandii pola golfowe i jachtowe przystanie z łódeczkami wartymi czasem tyle co najnowsza fura księdza Jankowskiego.

Po obu stronach wąskiej ulicy szare, jednopiętrowe domy. Jak baraki. Okna tuż przy ziemi, drzwi wszędzie takie same. Jak się ktoś upije Guinnesem, ulubionym piwem Irlandczyków, to wieczorem może nie trafić pod swój adres, zwłaszcza że lampy uliczne stoją z rzadka, rzucając upiorne sino-zielone cienie.

W takim właśnie sino-zielonym anturażu poznaję moją landlady - właścicielkę pięciopokojowego, eleganckiego mieszkania w wiktoriańskim familoku. Za słoną opłatą będę tu rezydować i uczyć się w pobliskiej prywatnej szkole. Ponoć znakomitej.

Na dzień dobry kupa wstydu. Kompletnie nie rozumiem, co landlady do mnie mówi. (Nagle zgłupiałam?) Dostaję pokój zimny i ciemny jak trumna. Mebelki jak dla dziecka - niska szafa, takaż toaletka (żeby się umalować, będę musiała kucać). Na szczęście łóżko należało do jakiegoś bardziej wyrośniętego liliputa. Ale nie przyjechałam się wczasować.

Landlady nie ukrywa irytacji, że jej nie rozumiem. Z opresji ratuje mnie jej córka: - Mamo, po co tak wszystko komplikujesz, mów po ludzku!

Moja klasa. Ghani (stoi) jest teraz w Iraku jako doradca francuskiego rządu. Czy zostanie w ojczyźnie?
Moja klasa. Ghani (stoi) jest teraz w Iraku jako doradca francuskiego rządu. Czy zostanie w ojczyźnie? Fot. Anna Koniecka

Isabelle chce odmienić swoje życie. (fot. Fot. Anna Koniecka)Shota pozostanie samotny

Szkoła urządziła się tuż przy nadmorskiej promenadzie w okazałej willi. Oblega ją rozgadany po francusku, włosku i grecku tłum młodych ludzi. Wśród nich jeden dużo starszy. Siadamy obok siebie na testach sprawdzających poziom znajomości angielskiego.

Ghani jest profesorem matematyki w Nancy, Irakijczykiem od 20 lat mieszkającym we Francji: - Wiesz - zwierzy się później - ja tam wciąż nie czuję się u siebie.

Część francuskiego towarzystwa traktuje Ghaniego protekcjonalnie. Poza nim wszyscy są bezrobotni, z wyższym wykształceniem. Trafili do Bray w ramach porozumienia międzyrządowego - nie płacą za kurs. Mówią z kosmicznie porrrąąąbanym akcentem, więc trwa komedia pomyłek. Tylko czemu oni bez przerwy mówią o diable? Nic tylko devil i devil (ang. diabeł). Okazuje się, że to ma być they will (oni będą).

Shota - Koreańczyk z Seulu, żegluje samotnie wśród rozgadanego tłumu. Najbardziej z nas obkuty z gramatyki, ale jego angielszczyzny nie kuma nikt. Nawet po pincie piwa.

Wirtualna lipa

- Kiedy wreszcie będą wyniki testów? - niecierpliwi się Jan z Czech. Fotografik. Jedyna oprócz mnie słowiańska dusza w tej Wieży Babel. - A kto to wie, pisało je ponad czterdzieści osób - zauważa rzeczowo Jasmina, młodziutka Włoszka.

Zostawiła w domu trzymiesięcznego synka, bardzo za nim tęskni. Pokazuje mi zdjęcie i... płacze.

Jada, absolwentka filozofii, przyjechała nie tylko na kurs. Szuka w Irlandii pracy. (Znajdzie.) Izabelle, piękna Francuzka, ma nadzieję odmienić swoje życie. Nie tylko zawodowe.

Najbardziej tajemniczy są Nadine i Thomas. On - inżynier z Epine, ona - wiadomo tylko, że jest złośliwa. Wyśmiewa się, gdy wszyscy w klasie (w końcu jakoś nas porozdzielano, choć nie do końca trafnie i dwaj francuscy inżynierowie "between job", musieli odejść na niższy poziom) dukają z mozołem: "Dearest creature in creation/ Study English pronunciation".

Lekcje biegną według wiktoriańskiej reguły: tablica plus kreda. Chociaż szkoła chwali się w internecie, że dysponuje najnowszymi technikami multimedialnymi. Tymczasem nawet magnetofon jest obiektem pożądania - nauczyciele przenoszą go w trakcie lekcji z pokoju do pokoju.

Brak owej "najnowszej techniki i taktyki" wynagradza niesamowicie piękny widok na Zatokę Dublińską z okna naszej klasy (przytulny pokój kominkowy). I żywy kontakt z ludźmi: w sklepie, w porcie, w kolejce podmiejskiej. Z kolegami z kursu. To jest najprawdziwsza językowa szkoła!

Gramatykę piłuje z nami Elizabeth, starsza, doskonała nauczycielka o polskich korzeniach. Tzw. tematy różne - Sarah. Tuż po college'u. Temperamentna Irlandka mówi szybko i niewyraźnie. Dla wielu studentów oznacza to pot i łzy. I stratę czasu, gdy Sarah idzie na łatwiznę i przez 45 minut usiłuje z nami rozmawiać o... kolorach. - Jak się żółty połączy z niebieskim, to wychodzi co? - Zielony! (Ze złości.)

[obrazek3] Moja klasa. Ghani (stoi) jest teraz w Iraku jako doradca francuskiego rządu. Czy zostanie w ojczyźnie? (fot. Fot. Anna Koniecka)Chytry zyskuje dwa razy

Powodów do irytacji jest więcej. Integracyjny wyjazd do muzeum piwa w Dublinie okazuje się totalną klapą. John, nasz opiekun i nauczyciel, australijski prawnik, gna - a my za nim - przez rozległe miasto, jakbyśmy ćwiczyli biegi długodystansowe z kangurami. Dopadamy do celu zziajani, żeby ledwo łyknąć piwa i przebiec po pustych salach. Każdy sobie. Wracamy, też każdy sobie, do Bray.

Podczas lekcji szczerości z Elizabeth okazuje się, że Ghani sypia w dziecięcym łóżeczku.

- Muszę podkurczać nogi - mówi zawstydzony. Ale zaraz łagodzi: - Starzy państwo są dla mnie bardzo mili. Zabrali mnie samochodem na wycieczkę po okolicy.

Do Izabelle nikt w mieszkaniu (wysokiej rangi policjanta) się nie odzywa; posiłki jada w kuchni sama, chociaż w pakiecie uzgodnionym przez francuski rząd ma "obowiązkową konwersację, poznawanie obyczajów i kultury irlandzkiej". Moja landlady jest pod tym względem (niestety) wzorowa. "Rozmawiamy" podczas każdego obiadu. Na szczęście gotuje znakomicie.

- Mnie wolno wracać do domu dopiero wieczorem - płacze mocno przeziębiona prawniczka z Rzymu. Zajęcia kończymy o 14., więc dziewczyna tuła się po lodowatym o tej porze roku miasteczku. Tylko pulchna Nadine, Jasmina i Jan mają szczęście.

- Nasi gospodarze to wspaniali ludzie - twierdzą zgodnie.

Inwazja "niebieskich"
Na początku czwartego tygodnia katastrofa. Nie ma nas kto uczyć, ani gdzie. Pokój kominkowy zajęły umundurowane na niebiesko dzieciaki, pełno ich w całej szkole, piszą siedząc nawet na podłodze. Organizatorzy kursów najwyraźniej przyjęli za dużo studentów. Nie panują nad sytuacją.

Na kłótniach schodzi nam prawie cały dzień. Wspólna nauka z mniej zaawansowanymi grupami okazuje się niemożliwa, bo w jedynym wolnym pomieszczeniu (chyba dawna piwnica), brakuje już krzeseł i... powietrza. Dodatkowe lekcje, jako rekompensata za stratę czasu i pieniędzy, pozostają obietnicą. Dopiero na dwa dni przed końcem kursu udaje mi się wywalczyć "kontraktowe" warunki. Grupa jest znów nieduża, ale zamiast kameralnie, zrobiło się nerwowo. Tęsknię do "ludzi z ulicy". Od nich nauczyłam się w Irlandii najwięcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24