Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maluje ikony dla córki

Dorota Mękarska
Hanna Pełka: - Nie wiem, czy Jola byłaby ze mnie dumna, ale ja cieszę się, że jeszcze czegoś nowego nauczyłam się na starość.
Hanna Pełka: - Nie wiem, czy Jola byłaby ze mnie dumna, ale ja cieszę się, że jeszcze czegoś nowego nauczyłam się na starość. Fot. Dorota Mękarska
Jeszcze pięć lat temu nie przeszłoby jej przez myśl, że będzie "pisać" ikony. Dzisiaj sprzedaje je na całym świecie.

Gdy umarła jej córka, malarka ikon, Hanna Pełka z Sanoka krok po kroku zaczęła poznawać tajniki ikonopisania.

- Musiałam to zrobić dla swojego dziecka, bo Jola sobie tę pracownię wymarzyła - mówi Hanna Pełka.

Urzeczona Karpatami

Pochodzi rodem z Sanoka, ale po ukończeniu liceum przeniosła się na Śląsk. Jej córka, Jola, skończyła Liceum Plastyczne w Dąbrowie Górniczej. Potem pracowała w Niemczech przy rewaloryzacji starych kamieniczek. Po powrocie do Polski studiowała architekturę w Krakowie. Jej artystyczna dusza zaczęła się jednak buntować.

- Stwierdziła, że są to studia techniczna i je rzuciła - opowiada pani Hanna.

Córka zafascynowała się wówczas kulturą krajów karpackich. Atmosferę bliską swoich zainteresowań znalazła w rodzinnym mieście matki. W 2001 roku przyjechała do Sanoka i zaczęła studia.

Zakochała się w ikonach. Poznała Jadwigę Denisiuk, znaną malarkę ikon z Cisnej. Artystki postanowiły razem otworzyć pracownię ikon w Sanoku. Wynajęły od miasta niewielki lokal, niedaleko Rynku i ławeczki Dobrego Wojaka Szwejka.

Jola pracowała w niej wspólnie ze swoją koleżanką ze studiów. Dziewczyny przez rok ciężko pracowały nad stworzeniem kolekcji do sprzedaży. Oficjalnie pracownia została otwarta dopiero w 2003 roku.

Mama szlifuje deski

Gdy koleżanka Joli zaszła w ciążę, dziewczyna poprosiła matkę o pomoc.

- Z ikonami nie miałam nic wspólnego. Życie przepracowałam jako technik elektroniki medycznej. W 2002 roku przeszłam na emeryturę. Postanowiłam pomóc Joli, ale w Sanoku wcale nie miałam zamiaru zostawać. Planowałam, że będę tu do czasu, aż koleżanka Joli wróci do pracy - opowiada pani Hanna.

Przez trzy i pół miesiąca matka pracowała pod okiem córki. W tym okresie dziewczyna usamodzielniła się i na własną rękę postanowiła poprowadzić pracownię.

Pani Hanna zajmowała się przygotowywaniem desek, na których artystka malowała święte postaci. Szlifowała drewno, robiła grunt i tzw. podmalunki, które nie wymagały wielkich umiejętności. Podpatrywała córkę przy pracy, ale nigdy nie odważyła się zasiąść sama do "pisania" ikony.

Patron od "Czarnej Madonny"

- Na początku sierpnia 2003 roku zawiesiłyśmy na kamienicy, w której mieści się pracownia, szyld "Pracownia Ikon im. Świętego Łukasza" - wspomina matka.

Według tradycji chrześcijańskiej Św. Łukasz, autor trzeciej Ewangelii i Dziejów Apostolskich, był lekarzem. Jednemu z pisarzy wczesnochrześcijańskich zawdzięczamy informację, że Św. Łukasz był również malarzem.

Tradycja mówi, że "napisał" ikonę Matki Bożej, zabraną potem z Jerozolimy przez cesarzową Eudoksję, żonę Teodozego I Wielkiego, i przesłaną w darze Pulcherii, siostrze cesarza. Autorstwo św. Łukasza przypisywano potem wielu obrazom.

Jedna z legend mówi, że to on namalował obraz Matki Bożej Częstochowskiej, na desce ze stołu w jerozolimskim domu Marii. Jednak jest mało prawdopodobne, by Łukasz mógł znać Matkę Jezusa. Nie przeszkadza to plastykom i artystom traktować go jako swojego patrona.

Nie zdążyła wysłać ikon…

Pracownia wzbudziła zainteresowanie turystów, którzy mijali ją idąc do sanockiego Muzeum Historycznego, gdzie mieści się największa w Polsce kolekcja ikon. Niektórzy wchodzili, aby popatrzeć chwilę na pracę artystek. Inni zatrzymywali się i składali zamówienie.

- Pierwsze sprzedane ikony Jola miała wysłać w sobotę, ale nie zdążyła. 9 sierpnia miała wypadek - mówi pani Hania.

Dziewczyna wieczorem wracała do domu. Na przejściu dla pieszych przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Matejki, najechał na nią samochód. Młody mężczyzna nie zauważył przechodzącej przez pasy dziewczyny.

- Nocowałam wtedy w pracowni - wspomina te dramatyczne wydarzenia mama Joli.

- Zadzwonił telefon, potem przyjechał policjant.

Jola trafiła na stół operacyjny, ale lekarze byli bezradni. Dziewczyna odniosła poważne obrażenia głowy. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie, jeden z nich stwierdził "z mózgu pozostały strzępy". Jola nie odzyskała przytomności. Zmarła 17 sierpnia 2003 roku.

- Miałam zamiar wrócić na Śląsk. Termin był nawet wyznaczony, ale ten wypadek… - matka zawiesza głos.

Jola malowała twarze świętych

Trzeba było jednak postanowić, co dalej z pracownią, z której Jola była tak dumna, z którą wiązała swoją przyszłość.

Matka namówiła koleżankę Joli, Agnieszkę, by razem kontynuowały dzieło córki. - Nie umiałyśmy malować twarzy świętych. Wcześniej robiła to tylko Jola, która miała do tego rękę. Powiedziałam Agnieszce: jak ty tego nie potrafisz, to kto?

Podzieliłyśmy się pracą. Ja byłam od czarnej roboty, a Agnieszka była artystką - tłumaczy pani Hania.

Już po śmierci Joli jej pracownia została poświęcona przez księdza prawosławnego i kapłana rzymskokatolickiego.

Rzemieślniczka "ikonopisania"

Pieniędzy jednak z "ikonopisania" wielkich nie było. Agnieszka w 2005 roku postanowiła zrezygnować z pracy w pracowni. Pani Hanna pozostała sama. Nie przerwała jednak malowania ikon.

- Spróbowałam i doszłam do wniosku, że nie jest to aż takie trudne - uśmiecha się pani Pełka.

- Moje ikony nie wymagają specjalnego artyzmu, bo tworzę repliki. Wymagają dużej cierpliwości i dokładności. W moim przypadku jest to po prostu rzemiosło.

Pani Hania ma w tej chwili tyle zamówień, że do marca ma zajęty kalendarz.. Jej ikony sprzedają się nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Pojechały nawet do odległego Dubaju.

Córka grała w orkiestrze, matka ją wspomaga

Ikonę Trójcy Św. pani Hania podarowała w styczniu Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Podczas licytacji osiągnęła wysoką cenę.

- Można ją było oglądać w Internecie. Bardzo ładnie została wyeksponowana. Licytowano ją razem z kosztownymi przedmiotami podarowanymi przez "vipów" - mówi z dumą pani Hania.

Jej córka bardzo angażowała się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Siedem miesięcy przed śmiercią pracowała w sztabie 11 finału WOŚP w Sanoku.

Pani Hania ma zamiar dalej wspomagać orkiestrę Jurka Owsiaka. Ma już gotową kolejną ikonę Archanioła Michała, którą podaruje na licytację.

Jola pozostanie w ikonach

Ikony nie są sygnowane nazwiskiem pani Hani, ale pieczątką pracowni.

- To hołd złożony córce. Nie wiem, czy Jola byłaby ze mnie dumna. - wzdycha matka.

Co dalej z pracownią? Pani Hania nie ma zamiaru pozostać w Sanoku do końca życia. Chce wrócić na Śląsk. Ma nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto przejmie schedę po Joli i pod szyldem Pracowni im. Św. Łukasza będzie tworzył ikony. Dzięki temu pamięć o Joli nie zginie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24