Gdy umarła jej córka, malarka ikon, Hanna Pełka z Sanoka krok po kroku zaczęła poznawać tajniki ikonopisania.
- Musiałam to zrobić dla swojego dziecka, bo Jola sobie tę pracownię wymarzyła - mówi Hanna Pełka.
Urzeczona Karpatami
Pochodzi rodem z Sanoka, ale po ukończeniu liceum przeniosła się na Śląsk. Jej córka, Jola, skończyła Liceum Plastyczne w Dąbrowie Górniczej. Potem pracowała w Niemczech przy rewaloryzacji starych kamieniczek. Po powrocie do Polski studiowała architekturę w Krakowie. Jej artystyczna dusza zaczęła się jednak buntować.
- Stwierdziła, że są to studia techniczna i je rzuciła - opowiada pani Hanna.
Córka zafascynowała się wówczas kulturą krajów karpackich. Atmosferę bliską swoich zainteresowań znalazła w rodzinnym mieście matki. W 2001 roku przyjechała do Sanoka i zaczęła studia.
Zakochała się w ikonach. Poznała Jadwigę Denisiuk, znaną malarkę ikon z Cisnej. Artystki postanowiły razem otworzyć pracownię ikon w Sanoku. Wynajęły od miasta niewielki lokal, niedaleko Rynku i ławeczki Dobrego Wojaka Szwejka.
Jola pracowała w niej wspólnie ze swoją koleżanką ze studiów. Dziewczyny przez rok ciężko pracowały nad stworzeniem kolekcji do sprzedaży. Oficjalnie pracownia została otwarta dopiero w 2003 roku.
Mama szlifuje deski
Gdy koleżanka Joli zaszła w ciążę, dziewczyna poprosiła matkę o pomoc.
- Z ikonami nie miałam nic wspólnego. Życie przepracowałam jako technik elektroniki medycznej. W 2002 roku przeszłam na emeryturę. Postanowiłam pomóc Joli, ale w Sanoku wcale nie miałam zamiaru zostawać. Planowałam, że będę tu do czasu, aż koleżanka Joli wróci do pracy - opowiada pani Hanna.
Przez trzy i pół miesiąca matka pracowała pod okiem córki. W tym okresie dziewczyna usamodzielniła się i na własną rękę postanowiła poprowadzić pracownię.
Pani Hanna zajmowała się przygotowywaniem desek, na których artystka malowała święte postaci. Szlifowała drewno, robiła grunt i tzw. podmalunki, które nie wymagały wielkich umiejętności. Podpatrywała córkę przy pracy, ale nigdy nie odważyła się zasiąść sama do "pisania" ikony.
Patron od "Czarnej Madonny"
- Na początku sierpnia 2003 roku zawiesiłyśmy na kamienicy, w której mieści się pracownia, szyld "Pracownia Ikon im. Świętego Łukasza" - wspomina matka.
Według tradycji chrześcijańskiej Św. Łukasz, autor trzeciej Ewangelii i Dziejów Apostolskich, był lekarzem. Jednemu z pisarzy wczesnochrześcijańskich zawdzięczamy informację, że Św. Łukasz był również malarzem.
Tradycja mówi, że "napisał" ikonę Matki Bożej, zabraną potem z Jerozolimy przez cesarzową Eudoksję, żonę Teodozego I Wielkiego, i przesłaną w darze Pulcherii, siostrze cesarza. Autorstwo św. Łukasza przypisywano potem wielu obrazom.
Jedna z legend mówi, że to on namalował obraz Matki Bożej Częstochowskiej, na desce ze stołu w jerozolimskim domu Marii. Jednak jest mało prawdopodobne, by Łukasz mógł znać Matkę Jezusa. Nie przeszkadza to plastykom i artystom traktować go jako swojego patrona.
Nie zdążyła wysłać ikon…
Pracownia wzbudziła zainteresowanie turystów, którzy mijali ją idąc do sanockiego Muzeum Historycznego, gdzie mieści się największa w Polsce kolekcja ikon. Niektórzy wchodzili, aby popatrzeć chwilę na pracę artystek. Inni zatrzymywali się i składali zamówienie.
- Pierwsze sprzedane ikony Jola miała wysłać w sobotę, ale nie zdążyła. 9 sierpnia miała wypadek - mówi pani Hania.
Dziewczyna wieczorem wracała do domu. Na przejściu dla pieszych przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Matejki, najechał na nią samochód. Młody mężczyzna nie zauważył przechodzącej przez pasy dziewczyny.
- Nocowałam wtedy w pracowni - wspomina te dramatyczne wydarzenia mama Joli.
- Zadzwonił telefon, potem przyjechał policjant.
Jola trafiła na stół operacyjny, ale lekarze byli bezradni. Dziewczyna odniosła poważne obrażenia głowy. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie, jeden z nich stwierdził "z mózgu pozostały strzępy". Jola nie odzyskała przytomności. Zmarła 17 sierpnia 2003 roku.
- Miałam zamiar wrócić na Śląsk. Termin był nawet wyznaczony, ale ten wypadek… - matka zawiesza głos.
Jola malowała twarze świętych
Trzeba było jednak postanowić, co dalej z pracownią, z której Jola była tak dumna, z którą wiązała swoją przyszłość.
Matka namówiła koleżankę Joli, Agnieszkę, by razem kontynuowały dzieło córki. - Nie umiałyśmy malować twarzy świętych. Wcześniej robiła to tylko Jola, która miała do tego rękę. Powiedziałam Agnieszce: jak ty tego nie potrafisz, to kto?
Podzieliłyśmy się pracą. Ja byłam od czarnej roboty, a Agnieszka była artystką - tłumaczy pani Hania.
Już po śmierci Joli jej pracownia została poświęcona przez księdza prawosławnego i kapłana rzymskokatolickiego.
Rzemieślniczka "ikonopisania"
Pieniędzy jednak z "ikonopisania" wielkich nie było. Agnieszka w 2005 roku postanowiła zrezygnować z pracy w pracowni. Pani Hanna pozostała sama. Nie przerwała jednak malowania ikon.
- Spróbowałam i doszłam do wniosku, że nie jest to aż takie trudne - uśmiecha się pani Pełka.
- Moje ikony nie wymagają specjalnego artyzmu, bo tworzę repliki. Wymagają dużej cierpliwości i dokładności. W moim przypadku jest to po prostu rzemiosło.
Pani Hania ma w tej chwili tyle zamówień, że do marca ma zajęty kalendarz.. Jej ikony sprzedają się nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Pojechały nawet do odległego Dubaju.
Córka grała w orkiestrze, matka ją wspomaga
Ikonę Trójcy Św. pani Hania podarowała w styczniu Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Podczas licytacji osiągnęła wysoką cenę.
- Można ją było oglądać w Internecie. Bardzo ładnie została wyeksponowana. Licytowano ją razem z kosztownymi przedmiotami podarowanymi przez "vipów" - mówi z dumą pani Hania.
Jej córka bardzo angażowała się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Siedem miesięcy przed śmiercią pracowała w sztabie 11 finału WOŚP w Sanoku.
Pani Hania ma zamiar dalej wspomagać orkiestrę Jurka Owsiaka. Ma już gotową kolejną ikonę Archanioła Michała, którą podaruje na licytację.
Jola pozostanie w ikonach
Ikony nie są sygnowane nazwiskiem pani Hani, ale pieczątką pracowni.
- To hołd złożony córce. Nie wiem, czy Jola byłaby ze mnie dumna. - wzdycha matka.
Co dalej z pracownią? Pani Hania nie ma zamiaru pozostać w Sanoku do końca życia. Chce wrócić na Śląsk. Ma nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto przejmie schedę po Joli i pod szyldem Pracowni im. Św. Łukasza będzie tworzył ikony. Dzięki temu pamięć o Joli nie zginie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?