Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kaczmarzyk: upadłem po to, aby powstać i cieszyć się życiem

Bartosz Gubernat
Marcin Kaczmarzyk jest wielkim optymistą.
Marcin Kaczmarzyk jest wielkim optymistą. Bartosz Frydrych
W wypadku Marcin Kaczmarzyk z Rzeszowa stracił lewą dłoń, trzy palce prawej i oczy. Nie załamał się. Wziął ślub, zbudował dom i skończył dwa kierunki studiów. Dziś robi doktorat, czeka na drugie dziecko.

Nie jestem typem człowieka, który lubi się nad sobą użalać. Nigdy nie przewidywałem takiego scenariusza, ale zawsze mówiłem, że jak się człowiek przewróci na ulicy, to nie ma co płakać, tylko trzeba wstać, otrzepać się i iść dalej. Moja sytuacja to tylko przedłużenie tej filozofii. Obce są mi sprawy załamań nerwowych, które podobno w takich przypadkach są powszechne. Owszem, wiele się zmieniło, ale to nie jest tak, że jakoś specjalnie zaciskam zęby, żeby normalnie żyć. Po prostu niektóre rzeczy robię inaczej, wolniej. Jestem jednak szczęśliwy i cieszę się życiem - mówi Marcin Kaczmarzyk z Rzeszowa.

Trzy tygodnie walczył o życie

Był pochmurny, chłodny wieczór 13 grudnia 2007 roku. 21-letni Marcin obrabiał w swoim pokoju meteoryty, które kolekcjonował. Na chwilę wyszedł do kuchni, zrobić sobie coś do jedzenia. Kiedy po powrocie do pokoju nacisnął włącznik światła, nagromadzone w pokoju opary chemikaliów w połączeniu z iskrą doprowadziły do potężnego wybuchu. Z mieszkania na pierwszym piętrze niewielkiego bloku wypadły drzwi i okno.

Przez trzy tygodnie Marcin walczył w szpitalu o życie. Kiedy najgorsze udało się opanować, przez dwa lata przeszedł ponad 20 operacji, a w poszukiwaniu pomocy u specjalistów pokonał ponad 40 tysięcy kilometrów. Konsultacje, zabieg, wizyty kontrolne, znowu konsultacje, następna operacja i kolejne kontrole zdominowały jego życie.

Ale się nie załamał. Zaczął naukę na filologii angielskiej na Uniwersytecie Rzeszowskim i wrócił na studia na politechnice. Trzy lata po wypadku wziął ślub z ukochaną Anią i zaczął budowę domu koło Rzeszowa. W 2011 roku skończył studia licencjackie z języka angielskiego, a dwa lata później - z najwyższą średnią na roku - został magistrem inżynierem budownictwa. Niemal natychmiast wygrał konkurs na asystenta na Wydziale Budownictwa, Inżynierii Środowiska i Architektury Politechniki Rzeszowskiej. Chociaż nie ma dłoni, przekonuje, że dziś z życia czerpie całymi garściami, a na świat patrzy oczami duszy i wyobraźnią.

Komputer oknem na świat

Do pracy na Politechnice Rzeszowskiej dojeżdża codziennie autobusem. Połowę drogi czasami pokonuje samochodem z żoną, która wysadza go wówczas obok katedry przy al. Sikorskiego. Tu przesiada się do "osiemnastki", dojeżdża pod kościół oo. Dominikanów. Resztę drogi przechodzi pieszo.

- Mam laskę, która pomaga mi się poruszać. Ponieważ zostały mi tylko dwa palce prawej dłoni, musiałem dorobić do laski pętelkę, która pomaga mi utrzymać ją w ręku. Bez problemu chodzę po schodach. Owszem, niektóre proste czynności są trudniejsze i zajmują mi więcej czasu, ale przecież to nie problem, że drzwi otwieram w 15, a nie w 5 sekund - mówi Marcin, wyciągając z tylnej kieszeni spodni pęk kluczy.

Wkłada je do ust i z trzech wybiera oznaczony czerwoną plastikową obwódką.

- Zamontowałem do nich koluszko, w które mogę włożyć kciuk. Dzięki temu łatwiej trafić mi do zamka - tłumaczy, otwierając drzwi do swojej sali na uczelni.

Drogę do biurka zna na pamięć, ale na wszelki wypadek pomaga sobie laską, którą kładzie w tym samym miejscu co zawsze - pod tablicą. Na stole ma laptop i drugą klawiaturę od klasycznego komputera.

- Jest mi potrzebna, bo piszę kciukiem, a wtedy palec wskazujący mam wyprostowany - wyjaśnia. - Na laptopie nie poradziłbym sobie, bo chcąc nacisnąć któryś z klawiszy funkcyjnych, uderzałbym w ekran. Ekranu nie podnoszę, bo nie jest mi potrzebny. Przecież nie ma sensu tracić prądu, skoro i tak niczego nie widzę.

Komputer to jego okno na świat. To w Internecie szuka materiałów na zajęcia i do pracy doktorskiej. Używa kilku programów, które pozwalają mu poprawnie pisać mimo ślepoty.

- Kiedy naciskam klawisz, komputer mówi, jaka to litera. Dopiero powtórne stuknięcie to akceptacja tego znaku. Mam także program, który napisał dla mnie kolega. Dzięki niemu, chcąc pisać polskie znaki, nie muszę już używać kombinacji klawiszy. Jeśli chcę napisać literę "Ł", wciskam "L" i robię to ponownie w ciągu ćwierć sekundy. To bardzo przydatne, bo wcześniej pisałem bez polskich znaków, a potem musiałem mozolnie poprawiać teksty - tłumaczy Marcin.

Na politechnice jest codziennie od rana, nawet do godz. 19. Do 16 prowadzi zajęcia z podstaw budownictwa i budynków energooszczędnych. Także w języku angielskim dla grupy studentów z Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Turcji. Po południu poświęca czas na studia doktoranckie.

- Wiem, że zrobienie doktoratu nie będzie łatwe i szybkie, ale ja się z tym nigdzie nie spieszę, stawiam na jakość - mówi Marcin. - Tematem mojej pracy będzie zapewnienie niezależności energetycznej załogowej stacji na Księżycu przy wyłącznym wykorzystaniu energii słonecznej. Chcę wykazać, że taka energia, w odpowiedni sposób pozyskana i zgromadzona, jest w stanie zapewnić wszechstronne działanie takiemu obiektowi. Ze względu na specyficzne warunki termiczne na Księżycu, to niełatwe, ale ja od zawsze interesowałem się kosmosem i wiem, że będzie to praca przyjemna. Meteoryty? Ciągle je zbieram, wypadek niczego nie zmienił.

Chociaż ciągle musi pokonywać różne przeszkody i przystosować się do nowych sytuacji, nie narzeka.

- Staram się spędzać jak najwięcej czasu z prawie 3-letnią córeczką Marysią - opowiada. - Codziennie ją usypiam, śpiewamy piosenki, czytamy bajki, składamy klocki. Czy żałuję, że nie mogę jej zobaczyć?
Jasne, że bardzo bym chciał, ale jej zachowanie i głos rekompensują mi ten brak. Zresztą wszyscy mówią, że jest podobna do mnie, kiedy byłem mały. A ja pamiętam swoje fotografie z tamtych lat, więc wyobrażam sobie, jaką jest dziewczynką. W kwietniu urodzi się nam drugie dziecko, ale płci jeszcze nie znamy.

Mimo przeciwności chętnie jeździ na rowerze - tandemie, na który wsiada z żoną lub kolegami. Lubi także chodzić na basen.

- Na lewą rękę mam kompozytową protezę dłoni, do niej przykręcam końcówki własnego pomysłu, które ktoś mi wykona. Na basen mam płetwę, na rower - specjalny chwytak. Mam też końcówkę, która pozwala mi chwycić łopatę podczas prac w ogrodzie - wyjaśnia.

Ograniczone możliwości manualne uniemożliwiają mu sklejanie modeli, ale i to zajęcie zastąpił sobie nowym. Buduje z klocków Lego.

- Czasami według własnego pomysłu. Innym razem plan nagrywa mi żona na odtwarzaczu, opisując krok po kroku każdą stronę. Mamy swoje nazwy na niemal każdy klocek, kolory pomaga mi rozpoznawać specjalny czytnik. Mam wyobraźnię przestrzenną, nieźle mi to idzie - mówi.

Po wypadku najbardziej marzył o implancie, który pomógłby przywrócić mu częściowo wzrok. Dziś zapewnia, że to nie jest już najważniejsze. Potrafi się cieszyć życiem takim, jakie ma, i zachęca innych, aby nie załamywali się w trudnych sytuacjach.

- Zawsze można sobie z problemami jakoś poradzić. Szkoda życia na smutki! - zapewnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24