Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza miłość rozkwitła w Rzeszowie

Marcin Kalita
Anetę i Piotra połączył polonijny festiwal w Rzeszowie.
Anetę i Piotra połączył polonijny festiwal w Rzeszowie. Dariusz Danek
Aneta i Piotr Ormańczykowie z Londynu znają się od dziecka, ale na dobre i na złe połączył ich polonijny festiwal folklorystyczny w Rzeszowie. Tu zrodziła się miłość. Tu się zaręczyli. Ślub wzięli tuż przed festiwalem. W Polsce.

Aneta ma 27 lat. Rodzice wyjechali do Anglii blisko 30 lat temu. Pochodzą spod Lublina.
Piotr jest o rok starszy. Dziadkowie mieszkali w Starym Sączu, ale po wojnie wyjechali z kraju. Ojciec Piotra urodził się już w Wielkiej Brytanii. Tam poznał swoją przyszłą żonę.

- Znamy się właściwie od zawsze. Chodziliśmy wspólnie do polskiego przedszkola i szkoły. Gdy zaczęliśmy tańczyć w londyńskim zespole polonijnym "Karolinka", zbliżyły nas wspólne wyjazdy - podkreśla Aneta.

Podczas studiów w Londynie wynajmowali wspólne mieszkanie. Jednak parą na dobre i na złe zostali trzy lata temu. Podczas poprzedniego festiwalu zespołów polonijnych w Rzeszowie.

- Dlatego Rzeszów jest dla nas miejscem szczególnym. Kiedy podjęliśmy decyzję o ślubie i weselu, wiedzieliśmy, że musi to być w Polsce. I koniecznie przy okazji festiwalu folklorystycznego.

Sakramentalne "tak" wypowiedzieli dwa tygodnie temu w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Miejsce wybrali nieprzypadkowo. Chcieli, żeby impreza odbyła się ze względów logistycznych pomiędzy miejscowościami, z których pochodzą. Na weselu bawiło się blisko 200 gości. W tym wielu przyjaciół z Anglii.

Polska wódka musiała być

Menu weselne miało charakter kontynentalny. Ale nie mogło na nim zabraknąć typowo polskich potraw. Był więc bigos i pierogi. No i oczywiście polska wódka.

- Nasi przyjaciele z Londynu sobie taką zażyczyli. Podkreślili, że nie będą pić nic innego niż polski alkohol - dodaje z uśmiechem Piotr.

Do tańca przygrywała kapela z Akademii Rolniczej z Lublina. Rzecz jasna przeważały polskie przeboje i tradycyjne biesiadne przyśpiewki. Wesele trwało do białego rana. Na następny dzień obowiązkowo poprawiny. Pod tym względem było typowo po polsku, jak podkreślają nowożeńcy.

Postanowili jednak przenieść na nasz grunt kilka zwyczajów angielskich.

- Od północy w piątek nie mogłem zobaczyć się z Anetką. Spotkaliśmy się dopiero w kościele - zaznacza Piotr.

Do ołtarza poprowadził ją tato. W trakcie mszy nie zabrakło także przemówień najbliższych. Ale już na przyjęciu były tradycyjne staropolskie oczepiny i chusteczka.

Podróż poślubna pełna przygód

Na pierwszą wspólną wycieczkę po ślubie wybrali Bieszczady. Był to zaledwie kilkudniowy wypad, ale od początku do końca obfitujący w niezwykłe wydarzenia.

- Wiele słyszeliśmy o przyrodzie i historii Podkarpacia. Nasz wybór nie mógł być więc inny. Kiedy tylko wyjechaliśmy z domu, zderzyliśmy się z oberwaniem chmury. Dosłownie nic nie było widać. W Anglii nie mamy takich burz. Widzieliśmy też całe mnóstwo bocianów. A to chyba akurat dobry znak - dodaje z uśmiechem Aneta.

Zatrzymali się niedaleko Wetliny. Na trasie wycieczki nie mogło zabraknąć Polańczyka i zapory solińskiej. Największe wrażenie zrobiły na nich bieszczadzkie cerkiewki.

- Było wspaniale, a bieszczadzkie widoki niezapomniane - dodaje Piotr.

Aneta i Piotr, choć dopiero stanęli na początku wspólnej drogi, snują plany na przyszłość. Myślą o potomstwie, ale zgodnie doszli do wniosku, że to kwestia przyszłości.

- Chcielibyśmy się jeszcze trochę pobawić. Przyjechać za trzy lata do Rzeszowa i cieszyć się życiem. W naszym zespole jest małżeństwo z dwuletnim dzidziusiem. Ze względu na maleństwo są ograniczeni imprezowo - podkreśla Piotr.

- Ale kiedy już ktoś trzeci pojawi się w naszym życiu, z pewnością zadbamy o to, żeby nauczył się języka polskiego - dorzuca Aneta.

Kawałek Polski w sercu i na talerzu

Londyńczycy traktują Rzeszów jak drugi dom. Nie tylko ze względu na to, że tutaj rozkwitło ich uczucie.

- Przyjemnie jest wracać tutaj co trzy lata i obserwować jak zmienia się miasto. Mieszkają tutaj bardzo gościnni ludzie. Rynek jest cudowny. Bardzo fajne podziemia. Byliśmy także w Muzeum Etnograficznym. Jeśli będzie nas na to stać, bardzo chcielibyśmy świętować kolejne rocznice ślubu w Polsce - zaznaczają.

Na razie zamierzają wiele polskości wprowadzić do nowego wspólnego domu, który już czeka na nich w Londynie.

- Na ile potrafię, będę chciała przyrządzać mężowi polskie potrawy. Piotrek bardzo lubi pierogi. Jak na razie raz mu je zaserwowałam i to… kupione w sklepie. Teraz będę musiała się nauczyć polskiej kuchni, by być dobrą gospodynią i panią domu - śmieje się Aneta.

Do tej pory w obydwu rodzinach polskie tradycje kultywowali głównie od święta.

- Na śmigus dyngus musi być mokro - zaznaczają. I tego nie zamierzają zmieniać. Chodzą do polskiego kościoła. No i przede wszystkim tańczą w polonijnym zespole.

Polskę widać niemal na każdym rogu londyńskich ulic.

- Na sklepach z daleka widać plakaty głoszące o tym, że można tam dostać polskie produkty - podkreśla Piotr.

Na co dzień mają liczne kontakty z Polakami, którzy do Londynu zjechali zupełnie niedawno.

Marzymy o starości w Bieszczadach

- Kiedyś to rodzice zdecydowali za nas, gdzie się urodzimy i będziemy dorasta. Teraz jako dorośli ludzie, przyjeżdżając do Polski jak na wakacje, coraz częściej zastanawiamy się nad tym, żeby w kraju naszych przodków się zestarzeć - rozmarzają się małżonkowie.

Zakochali się w Bieszczadach. Już nawet rozglądali się za jakąś działką do kupienia. Więc kto wie…

- A na razie bardzo byśmy chcieli wrócić do Rzeszowa za trzy lata. Na kolejny festiwal. Więc nie żegnamy się, a raczej do zobaczenia - kończą państwo Ormańczykowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24