Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie w pionie? To pijany. Oto jak 70-letni mężczyzna wylądował na izbie

Andrzej Plęs
Po latach już nie jestem w stanie udowodnić, że zostałem uwięziony, skrępowany i kazano mi leżeć we własnym moczu w wyniku pomyłki policjantów - mówi pan Anatol. - Ale być może moja historia będzie ostrzeżeniem dla innych.
Po latach już nie jestem w stanie udowodnić, że zostałem uwięziony, skrępowany i kazano mi leżeć we własnym moczu w wyniku pomyłki policjantów - mówi pan Anatol. - Ale być może moja historia będzie ostrzeżeniem dla innych. Andrzej Plęs
Starszy mężczyzna trafił do rzeszowskiej izby wytrzeźwień. - Ani nie byłem zbyt pijany, ani agresywny - zapewnia. Tylko, jak to udowodnić?

Pan Anatol mówi, że nawet UB, NKWD i gestapo pozwalało więźniom oddać mocz w mniej więcej cywilizowanych warunkach. On w rzeszowskiej izbie wytrzeźwień musiał sikać pod siebie. I że w ogóle nie powinien się tam znaleźć, o co ma pretensje do pracowników izby, do policji, a potem do prokuratury, więc interweniował u rzecznika praw obywatelskich. Sześć lat próbował szukać sprawiedliwości na krajowym podwórku, a kiedy uznał że nie znajdzie, zaalarmował Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu.

Na dzień przez majowym świętem 2008 roku do wieczora dłubał sobie w swoim garażu na os. Kmity w Rzeszowie i już miał wracać do domu, kiedy nawiedziło go dwóch znajomych. Przynieśli 0,7 litra czystej, polskiej. On - wojskowy emeryt po 20 latach służby i tuż przez ukończeniem 70. roku życia - miał czas, a i koledzy emeryci go mieli, więc siedli we trójkę popolitykować i powspominać. W godzinę uporali się z flaszką, koledzy poszli do domu, on w parę minut posprzątał narzędzia i też miał ruszyć do domu. Mieszkał niedaleko, jakieś 200 metrów od garażu.

- Mój pech, ciemno było, w jednym ręku torba ze śmieciami do wyrzucenia, w drugiej klucze od garażu, domu i samochodu. Wyszedłem, zamknąłem drzwi garażu, chciałem założyć kłódkę, ale mi wypadła - opowiada pan Anatol. - Ciemno, więc padłem na kolana, myślałem, że klucze wymacam dłońmi. W tym momencie podjechał radiowóz. Zobaczyli mnie na kolanach, uznali, że jestem nieprzytomny od alkoholu, zawieźli na izbę.

Patrol nie pojawił się przypadkiem. Chwilę wcześniej komenda miejska otrzymała zgłoszenie, że pod sklepem "Lux" na os. Kmity mężczyzna pijany raz po raz przewraca się i wstaje. Tyle że garaż pana Anatola od sklepu "Lux" dzieli jakieś 250 metrów, ale skoro policjanci zobaczyli mężczyznę na kolanach... W drodze do izby przejeżdżali obok bloku pana Anatola. Ten najpierw tłumaczył, że zostawił garaż otwarty, potem tłumaczył, że przecież przejeżdżają obok jego mieszkania, pójdzie sobie sam do domu.

- Pytali, z kim mieszkam. Sam mieszkam - powiedziałem, ale nie wiem, czemu uparli się, żeby dzwonić domofonem, pukać do drzwi mieszkania. "Drzwi do pana mieszkania przy ul. Witkacego były zamknięte, kluczy w zamku nie stwierdzono, pukanie również nie przyniosło efektu w postaci otwarcia drzwi. Mając na względzie powyższą sytuację i związane z nią okoliczności, funkcjonariusze podjęli decyzję o izolowaniu Pana osoby w Izbie Wytrzeźwień" - odpowiedziała na skargę pana Anatola komenda miejska.

A on nie może się nadziwić, jaki efekt miałoby przynieść pukanie do drzwi jego pustego mieszkania, skoro tłumaczył policjantom, że mieszka sam. I jakie klucze miałyby być w zamku, skoro klucze upuścił pod garażem (co też tłumaczył) i nie dane mu było ich znaleźć.

Leżałem i sikałem pod siebie

Trochę niejasności jest. Jeden z konwojujących go policjantów zeznawał potem w sądzie, że pan Anatol był grzeczny, spokojny i można z nim było prowadzić rzeczową rozmowę. Obsługa izby zeznawała, że był agresywny i rwał się do bitki. Kto tu kłamał - sąd nie dociekał. Z pewnością podczas przyjęcia do "żłobka" nikt nie stwierdził, ile panu Anatolowi krąży po organizmie "etylaku“, bo badań nie było.

- Kierownika zmiany nie było, a tylko on miał klucze do pomieszczenia z alkomatem - opowiada gość "wytrzeźwiałki“. - Lekarza przy przyjęciu nie było, toteż potem w sądzie dziwiłem się, że pojawił się jakiś raport z przyjęcia mnie. Ale co za problem uzupełnić kartę dzień lub dwa później. A w raporcie - że nie pozwoliłem sobie zmierzyć zawartości alkoholu, bo się wyrywałem, byłem agresywny. I w tym samym raporcie, że mnie badano, że badano mi nawet źrenice. Więc jak to jest - źrenice dałem sobie zbadać spokojnie, a alkomat wprowadził mnie w furię?

A potem w zeznaniach przed prokuratorem jednego z pracowników izby znalazł się zapis: "Jeśli chodzi o adnotację na str. 3 karty pacjenta, to faktycznie je napisałem, iż pacjent odmawia badania na zawartość alkoholu. Jednak to mój zapis przy wypuszczaniu pacjenta z Izby. Bo wówczas odmówił badania" - wyznawał prokuratorowi Tadeusz W.

Co jest o tyle dziwne, że "przy wypuszczeniu" pacjent na zawartość został przebadany, a wyniki są w karcie. Który więc z pracowników izby kłamał?

Jeszcze chciał się tłumaczyć, wyciągnął legitymację inwalidy wojskowego I stopnia. To po tym wypadku na poligonie. W legitymacji adnotacja, że powinien pozostawać pod opieką drugiej osoby. O swojej cukrzycy im mówił, o przepuklinie kręgosłupa, o napadach padaczkowych. Nie pomogło.

- Wykręcili mi ręce do tyłu, zdarli ze mnie ubranie, zaciągnęli mnie do karceru - opowiada. - Zapięli w pasy, że nie mogłem ruszyć rękami i nogami, po godzinie myślałem, że kręgosłup mi pęknie. Mówiłem im, że choruję na prostatę, że mam częstomocz, nie słuchali. Leżałem więc kilka godzin na wznak i sikałem pod siebie. Próbowałem się przekręcać na bok, żeby nie bezpośrednio pod siebie, ale związali mnie ciasno.

Rano przeprowadzili go z izolatki na łóżko, do wspólnej sali, wciąż zasikanego, w zasikanej "firmowej" koszulce do kolan. Przed południem go wypuszczono, zbadawszy uprzednio alkomatem. Wyszło 0,24 promila. Ile mógł mieć stukilowy mężczyzna kilka godzin wcześniej? Półtora promila? Niechby nawet, tylko - jak sam zapewnia - poprzedniego wieczoru nie dawał powodu do interwencji. Ani nie zachowywał się nieobyczajnie, ani nie stanowił zagrożenia dla siebie czy innych. Ot, po ciemku szukał kluczy pod swoim garażem.

Kto uwierzy pijanemu?

Prosto z izby pobiegł pod swój garaż. Z przekonaniem, że pozostawiony otworem przybytek został "oczyszczony" z samochodu i narzędzi. Pod budynkiem spotkał sąsiada, zaskoczonego tym, że gospodarz zostawił na noc otwarty garaż. Bogu dzięki, nic nie stracił, poza poczuciem sprawiedliwości. I o sprawiedliwość postanowił powalczyć.

Najpierw opisał zdarzenie prezydentowi Rzeszowa, w końcu izba wytrzeźwień to jego interes. Prezydent odpisał, że "podjął działania wyjaśniające". I zdobył się na konkluzję: "Zostały zachowane wszelkie procedury obowiązujące w tego rodzaju sytuacjach (...). Wyrażam głębokie współczucie, jak również nadzieję, że podobnych sytuacji uda się już Panu uniknąć. Łączę serdeczne pozdrowienia".

Nie tego się spodziewał, toteż napisał skargę do komendanta wojewódzkiego policji. Komendant odpisał po miesiącu: "Wymienieni policjanci poinformowali mnie, że po przybyciu na miejsce, zgodnie z przekazanym zgłoszeniem, zastali Pana leżącego na chodniku. Podjeżdżając pod Pana garaż, pomagali Panu szukać kluczy - jednak bezskutecznie".

- Nie mogłem leżeć na chodniku, bo pod garażami chodnika w ogóle nie ma - protestuje pan Anatol. - A kluczy nie szukali, bo znalazłem je dzień po powrocie z izby pod drzwiami garażu.

Odpuścił batalię. Na rok. Aż obejrzał reportaż telewizyjny o kobiecie, która - koszmarnie potraktowana w olsztyńskiej izbie wytrzeźwień - wygrała sądową wojnę z tą instytucją i odszkodowanie. Złożył w rzeszowskiej prokuraturze doniesienie na policjantów - o przekroczenie uprawnień i nieuzasadniony transport do "wytrzeźwiałki“. Na pracowników izby też złożył. Choćby za to, że - skrępowanemu przez kilka godzin pasami - nie pozwolono skorzystać z toalety.

Prokuratura dochodzenie umorzyła, bo uznała, że "nie doszło do wyczerpania znamion czynu stypizowanego", za to pan Anatol dowiedział się nieco o funkcjonowaniu "żłobka", skoro dyżurna doktor tej instytucji zeznała prokuratorowi: "Nie ma takiej możliwości, by pacjent agresywny, który znajduje się w pasach, został zaprowadzony do toalety. To wynika z kwestii bezpieczeństwa".

Znaczy - w trosce o bezpieczeństwo personelu podopieczny ma robić pod siebie. A on, 70-letni mężczyzna, nijak nie może udowodnić, że agresywny nie był. Doszedł do wniosku, że słowem nie wygra, więc może obrazem dowiedzie swoich racji. Zażądał ujawnienia zapisu z monitoringu izby. Z sobą w roli głównej. To były czasy, kiedy w izbie utrwalano jeszcze obraz z kamer. Tymczasem oświadczono mu, że zapisy przechowywane są do 6 miesięcy, a od jego wizyty minął ponad rok. Ręce mu opadły, bo uznał, że teraz to mu już nikt nie uwierzy.

Dyrektor izby Zdzisław Król zapewnia, że niewyobrażalne jest, by nie odpowiedzieć na wezwanie podopiecznego, skrępowanego pasami, że chce do toalety. - Tu nie ma dyskusji, po prostu przychodzi opiekun i go bierze - podkreśla dyrektor. Zaznacza przy tym, że nie ma pojęcia, co działo się w placówce w 2008 roku, bo wówczas nie kierował jeszcze rzeszowską "wytrzeźwiałką“.

- Po przyjściu musiałem tu pewne rzeczy zmienić, natomiast tego typu problemu nigdy nie było - zapewnia.

Pan Anatol - w poczuciu krzywdy ze strony lokalnych instytucji - napisał skargę do Kancelarii Prezydenta RP, ta odesłała go do... lokalnych instytucji. W akcie rozpaczy napisał do rzecznika praw obywatelskich; ten odpisał, że nie jest w stanie mu pomóc.

Napisał do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z uzasadnieniem, że czymże jest kilkugodzinne trzymanie go w pasach i zmuszanie do sikania pod siebie, jeśli nie zabronioną prawem torturą. Trybunał skargę odrzucił ze względów formalnych.

- Po latach już nie jestem w stanie udowodnić, że zostałem uwięziony, skrępowany i kazano mi leżeć we własnym moczu w wyniku pomyłki policjantów - mówi z rezygnacją.

W tej bezsilności pozostało mu tylko wykrzyczeć: są takie miejsca na mapie w naszym kraju, gdzie człowiek całkowicie wyjęty jest spod prawa. I być może jego historia będzie dla innych ostrzeżeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24