Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczy Michała mówią: wybaczam

Ewa Wawro
M. Dybaś
Rafał po trzech latach przełamał lęk. Spotkał się z chłopcem, którego potrącił samochodem.

To była długa rozmowa. A właściwie monolog. Patrzyli sobie w oczy. Mówił tylko Rafał. Czternastoletni Michał nie mógł mówić. Trzy lata temu wpadł pod jego samochód. Dzięki determinacji rodziców wolno wraca do życia. Nigdy jednak nie będzie normalnym sprawnym chłopcem.

13 marca 2004 r. - Dla naszej rodziny trzynastka to zawsze była pechowa data. Jak coś złego, to trzynastego - wspomina Jerzy Nowak. - Syn zapytał, czy może jechać na rowerze do kościoła. Miał wtedy 11 lat, kartę rowerową już od kilku miesięcy. Najpierw jeździłem za nim samochodem, by przekonać się, że mogę mu zaufać.

Nie szarżował, więc pozwalałem mu na dłuższe przejażdżki. Musiał jeździć rowerem, bo nie miał go, kto odwozić do szkoły, jak żona urodziła piąte dziecko.
W tym dniu też pojechał. Za chwilę biegnie do mnie sąsiadka. - Twój Michał leży w rowie - krzyczy. Jak stałem, tak pobiegłem. Już go reanimowano.

Trzy lata nawet nie spojrzał

Brzyska to wieś pod Jasłem. Wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą. Często więcej, niż jest w rzeczywistości. Wokół wypadku Michała narosło wiele plotek.
Nowakowie i Rafał Papciak, sprawca wypadku znają się od dziecka. Od tamtego dnia mijają się z daleka. W zasadzie nigdy nie rozmawiali ze sobą, nie licząc spotkań w sądzie. Rozprawy tylko pogłębiały wzajemną wrogość.

- Kilka dni po wypadku, kiedy Michał był jeszcze w śpiączce, Rafał zaproponował mi pomoc w dostaniu się na klinikę do Katowic. My już jednak staraliśmy się o inny szpital. Kiedyś przypadkiem spotkał żonę w sklepie. Było suche "dzień dobry". I tyle! Minęło trzy lata. Nie interesował się losem naszego syna - z nieukrywaną pretensją mówi Jerzy Nowak.

Sąd uznał, że było to nieumyślny wypadek. Skazał kierowcę na 9 miesięcy pozbawienia wolności, w zawieszeniu na 2 lata. Wymierzył mu grzywnę, nakazał pokrycie kosztów sądowych i adwokata rodziców potrąconego chłopca.
- Wyegzekwowałem to dopiero przez komornika - skarży się ojciec Michała.

Narodził się na nowo

- Lekarze nie kryli, że Michał będzie jak roślinka. Nie poddaliśmy się jednak. Trafiliśmy na klinikę do Bydgoszczy. Cały czas byliśmy przy jego łóżku. Bez przerwy coś do niego mówiliśmy. Z walkmana miał puszczane różne dźwięki, muzykę, głosy delfinów... - opowiada ojciec.

Po półtora miesiąca chłopiec zaczął się wybudzać. Potem była operacja w Łodzi. 13 września karetką wracali do domu. Bali się jechać. To przecież feralna data. Michał był wyraźnie podekscytowany. Zdenerwowany wyszarpnął sondę pokarmową. To oznaczało jedno - musi sam zacząć jeść. Trzynastka tym razem oznaczała szczęście. Michał narodził się na nowo.

Stąpa jak bocian, ale chodzi

Lekarze podkreślali, że co osiągną do dwóch lat po operacji, w zasadzie to będzie wszystko, co możliwe w powrocie Michała do normalności. Minęło trzy lata, chłopiec wciąż robi postępy.

- Rehabilitujemy go i leczymy, gdzie tylko się da. Także u bioenergoterapeutów. Przy niewielkiej pomocy idzie sam. Stąpa jak bocian, albo sunie na czworaka, ale idzie. Tylko nic nie mówi, choć rozumie wszystko. Śmieje się z dowcipów, czasem złości... Marzę o tym, by znów usłyszeć tato... I wiem, że kiedyś tak będzie! - ze łzami, ale i błyskiem nadziei w oczach mówi Jerzy.

Rafał: - Modliłem się o cud

To było 500 metrów od mojego domu -zaczyna wspomnienia Rafał Papciak. Stara się ukryć emocje, ale to zbyt trudne. Mówi rozedrganym głosem i ucieka wzrokiem na boki.

- To wielka tragedia dla nich, ale i dla mnie - podkreśla. Ludzie we wsi mówią, że przejeżdżając tą drogą Papciak często używa klaksonu. - Zdarza się, ale przecież nie robię tego złośliwie. To dziwne miejsce. Zbiera się tam młodzież, rowerzyści. Sąd ukarał mnie za to, że nie zatrąbiłem. Dzieciak jechał spokojnie, po co miałem go straszyć? Teraz trąbie, jak tylko widzę rowerzystę. Na zapas.

Mijam to miejsce dwa razy dziennie. I za każdym razem bolesne wspomnienia wracają. Pamiętam. Szyba się rozprysła, odruchowo zamknąłem oczy. Zatrzymałem się 120 metrów dalej. Zobaczyłem tego chłopczyka, jak leżał na poboczu, cały skrwawiony... zacząłem go reanimować. Wezwałem pogotowie. Miałem jego krew na rękach.

I została na zawsze. Nie pamiętam, co wtedy czułem. Pamiętam tylko, że się modliłem: - Panie Boże, uratuj tego chłopczyka. I zdarzył się cud. Obok przejeżdżał właśnie Józef Biernacki, ratownik medyczny. Zajął się chłopcem. Pogotowie przyjechało pół godziny później. Tuż przed ich przyjazdem zaczęliśmy go tracić. To było straszne - opowiadając Papciak kręci się niespokojnie na krześle. Głos więźnie mu w krtani, spuszcza głowę. Jakby na znak pokory.

Bałem się, ze usłyszę "ty morderco"

- Cały czas ponoszę konsekwencje wypadku. Nie mogę startować na aplikacje radcowską. Dopiero, jak mój wyrok ulegnie zatarciu, czyli gdzieś za dwa lata. Złamało mi to karierę przyznaję, ale tego nie można porównywać do ich tragedii - zaznacza.

Z Michałem i jego rodziną Papciak nie utrzymuje kontaktów.

- Boję się, że usłyszę: "zjeżdżaj morderco". To mała miejscowość. Od sąsiadów wiem na bieżąco, co z Michasiem. Ludzie tylko mówią, plotkują, ale nikt nie chce się wtrącać czy podejmować roli mediatora. To bardzo trudne. Pewnie dla nas wszystkich. Moja mama piekła ciasta na ich weselu.

Michał czekał, by Rafał przyszedł

Pani Bernarda, mama Michała, mimo dramatu, zachowała pogodę ducha. Szczupła, drobna kobieta ma w sobie dużo siły. Także tej fizycznej. Michał to już nastolatek, jest co dźwigać. Widok chłopca leżącego na wielkiej, dmuchanej piłce do rehabilitacji i podtrzymującej go drobnej kobiety budzi lęk. Ale mama mocno trzyma dzieciaka.

- Tak. Oczekujemy by Rafał przyszedł i spotkał się z Michasiem. Lekarze i logopeda twierdzą, że to może pomóc dziecku się odblokować psychicznie. Może zacząć mówić. Przecież Michał wszystko rozumie i widzi, co się dzieje. Podświadomie czuje się winny tragedii naszej rodziny.

Niech Rafał mu powie, żeby nie brał do siebie winy za wypadek. Mówiłam to do wielu ludzi, że powinien to zrobić. I musiało to dotrzeć do Rafała. Ale na siłę go tu nie przyprowadzę - podkreśla kobieta. - Jeśli pani redaktor chce spróbować, to proszę bardzo. Niech pani powie Rafałowi, żeby zadzwonił, to się umówimy.

Patrzyli sobie w oczy

Minęło kilka dni. Dzwoni redakcyjny telefon.

- Byłem u nich…- w słuchawce zapadła cisza. Tylko przyśpieszony oddech zdradza, że rozmówca się nie rozłączył. - Długo patrzyliśmy sobie z Michasiem w oczy. Chyba poznał. Uśmiechał się do mnie. Potem wziął za rękę i poprowadził do przyrządu, na którym musi codzienne ćwiczyć. Rodzice mówili, że nie lubi tego urządzenia… Nie potrafię jeszcze nazwać, tego co czuję teraz. Wiem jednak, że to było potrzebne nam obu. I rodzicom Michała chyba też. Najważniejsze, by pomogło Michałowi. Gorąco się o to modlę. Rodzice pozwolili, bym go odwiedzał. W sobotę znów się spotkamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24