Nauka a kariera na Podkarpaciu
Nauka a kariera na Podkarpaciu
50 proc. każdego rocznika uczniów idzie na studia
95 proc. chętnych dostaje się na studia
20 proc. studiuje na wymarzonej uczelni i wymarzonym kierunku
55 proc. magistrów po podkarpackich uczelniach znajduje pracę w ciągu kilku miesięcy od zakończenia studiów
Grzegorz Humenny, socjolog, wspomina, że w jego klasie maturalnej było 17 osób. 12 wyjechało studiować poza województwo.
- Wróciłem tylko ja - mówi Humenny, współautor 300-stronicowego raportu o planach i losach uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Wraz z dr Pawłem Grygielem, dr Sławomirem Rębiszem i Piotrem Klimczakiem omawia w nim wyniki ok. 4,9 tys. ankiet przeprowadzonych w podkarpackich zawodówkach, liceach i na uczelniach.
Wnioski z badania są niepokojące. Po szkole zawodowej rzadko pracuje się w zawodzie, tylko jedna trzecia podkarpackich żaków studiuje na wymarzonym kierunku i uczelni. Armia zdolnych i zarazem dobrze sytuowanych wyjeżdża nie tylko, by się kształcić, ale i rozwijać potem karierę w gospodarczych centrach Polski, gdzie łatwiej o dobrą pracę.
Z pieniędzmi łatwiej
Do paru rzeszowskich gimnazjów i liceów trudno się dostać. Średnia ocen musi być znacznie powyżej 5,0, by wsiąść do rozpędzonego pociągu, którego docelową stacją jest zawodowy sukces. Zjawisko nie jest jednak powszechne. Staranne szukanie lepszej szkoły dla dziecka to właściwość rodzin głównie miejskich, inteligenckich i w miarę dobrze sytuowanych.
- Do liceum idą osoby o najlepszych wynikach w nauce - zauważa Humenny. - Wybór wiąże się z poziomem życia rodziny. Dzieci są jeszcze zbyt młode, by je wysłać na naukę gdzieś dalej, a i szkoły średnie w regionie są w stanie spełnić oczekiwania rodziców. Ale już na poziomie szkoły wyższej sprawa wygląda inaczej. Na podkarpackie uczelnie nie idą dzieci osób najlepiej wykształconych, zajmujących najlepsze pozycje społeczne. One wyjeżdżają na studia do Krakowa, Lublina lub Warszawy. Przeważnie nie wracają.
Łukasz Litwa, właściciel firmy mojemusli.pl, kończył IV LO w Rzeszowie, ale dziś jest mieszkańcem Krakowa. Został tam po studiach na Akademii Ekonomicznej.
- Sam wybrałem uczelnię, rodzice mnie nie namawiali, ale oni kiedyś też studiowali poza miejscem urodzenia - mówi. - Wiele osób z mojej klasy zdecydowało się na uczelnie krakowskie, wrocławskie i w Warszawie. Większość nie wróciła na Podkarpacie. Dziś pracują w różnych miejscach, także w Hiszpanii, Anglii. Nie na zmywaku, ale w dobrze płatnych zawodach. Jeden ze znajomych kiedyś stwierdził: "Najgorzej wyrwać się z Rzeszowa, ale jak wyjedziesz, świat stoi otworem".
W Krakowie studiuje córka Marty Półtorak.
- W Rzeszowie żadna uczelnia nie oferowała kierunku związanego z projektowaniem, o którym córka marzyła. Wybrała więc Kraków, który jest na tyle blisko, że łatwo przyjechać do domu - mówi właścicielka Millenium Hall i prezes Marmy Polskie Folie.
Przyznaje, że na wybór kolejnych szkół, zawodu i realizację kariery ma wpływ środowisko, z którego się wyrasta.
- Rodzice, którzy osiągają sukcesy, koledzy z klasy o ambitnych planach - wylicza Humenny. - To wszystko składa się na wysoka samoocenę i kreślenie odważnych planów, a na końcu prowadzi do zawodowego sukcesu. Uczniom zdolnym, ale z biedniejszych rodzin jest trudniej.
Najczęściej uniwersytet i politechnika
Wielu absolwentów szkół średnich wyjeżdża na studia poza Podkarpacie, ale znaczniejsza część trafia na uczelnie w regionie. Największym wzięciem cieszą się rzeszowski uniwersytet i politechnika. Ściągają zdolnych, których na studia poza regionem nie stać, albo mieli pecha na egzaminach wstępnych gdzieś indziej.
Liczą się także szkoły prywatne. Dla studentów z wiosek i miast do 50 tys. mieszkańców, Rzeszów jest atrakcyjny, bo uczelnie tutaj postrzegane są jako kształcące na dobrym poziomie (choć nie bardzo dobrym), a utrzymanie jest tańsze niż np. w Krakowie. Chętnych na tytuł licencjata i magistra jest zaś sporo. Studia kojarzą się ze społecznym awansem. Nie jest on jednak taki oczywisty.
- Kiedyś, gdy uczelnie mogły przyjąć do 7 proc. populacji, co innego znaczył dyplom takiej uczelni niż dziś, kiedy od paru lat dyplom ukończenia studiów uzyskuje połowa ludzi z każdego rocznika - zauważa socjolog. - Skutek tego jest też taki, że ma się lepsze nominalnie wykształcenie, ale nie przekłada się ono na pozycję w strukturze społecznej. To wynika także z tego, że żadna struktura nie potrzebuje więcej niż 30 proc. osób z dyplomem uczelni wyższej. W Polsce takiego nasycenia jeszcze nie osiągnęliśmy, ale jesteśmy na najlepszej drodze.
Dla kogo będzie praca
Póki co, po studiach wyższych rzadziej jest się bezrobotnym. Spośród absolwentów podkarpackich uczelni, którzy po studiach podejmują pracę, 60 proc. pracuje w zawodzie zgodnym z wykształceniem.
- To dobry wynik - przyznaje Humenny. - Po licencjacie udaje się to tylko 40 proc. osobom, po technikum 43 proc., a po zawodówce 36 proc.
Wprawdzie mechanicy samochodowi znajdują pracę od ręki, ale prawda jest taka, że dwie trzecie tych ludzi po zawodówkach mogłoby kończyć cokolwiek innego. Znajdują bowiem pracę, która albo nie wymaga żadnych kwalifikacji, albo wymaga innych.
- Z jednej strony oznacza to, że system edukacyjny jest niedostosowany - zauważa socjolog. - Ale pokazuje też, że ludzie, którzy kończą zawodówki, mają zupełnie inną strategię poszukiwania pracy. Absolwenci uczelni wyższych są gotowi podjąć pracę bardzo kiepsko wynagradzaną, ale w zawodzie. Osoby po zawodówkach i technikach mają strategię odwrotną - znaleźć jakąkolwiek, w miarę dobrze płatną pracę, niekoniecznie w zawodzie. Osoby z dyplomem wyższej uczelni mają przekonanie, że ich zarobki będą rosły. Dlatego idą na staż za 600-700 zł, bo perspektywa jest taka, że z nabywanym doświadczeniem zaczną więcej zarabiać. Ludzie po zawodówkach nie spodziewają się awansów. Zgodnie z ich wizją świata już na starcie trzeba coś solidnego znaleźć i potem nie spodziewać się wielkich zmian.
Kto zrobi karierę
Dziś nie ma systemu badania losów absolwentów po 5-10 latach od ukończenia szkoły. A dopiero na tej podstawie można mówić o kierunkach i uczelniach, które dają lepsze czy gorsze szanse. Na Podkarpaciu wciąż żywy jest pogląd: "nieważne, co studiuję, prace i tak dostanę, bo mam obiecaną" albo "lepiej nie wybierać trudnych studiów, bo kierunek jest nieważny, a pracę trzeba brać taką, jaka jest".
Majowo-czerwcowe rozterki rodzica, do jakiej szkoły średniej posłać dziecko, czy jakie studia mu doradzić, by zdobyło dobry zawód, wcale niełatwo rozwiązać.
- Na pewno warto rozglądnąć się, jakich zawodów na rynku brakuje, a nie gdzie miło się studiuje - podpowiada Marta Półtorak. - Młodzi często wybierają kierunki, na których wymagania są niższe. Dziś po marketingu i zarządzaniu czy socjologii nie jest się pożądanym fachowcem. Nie brakuje natomiast ofert np. dla inżynierów.
- Planowanie kariery jest jak każde inne przedsięwzięcie - mówi Piotr Klimczak, ekonomista i współautor raportu o absolwentach. - Trzeba wyznaczyć sobie cel i określić działania, jakie muszę podjąć, aby do niego dojść. Potem realizować je krok po kroku. Rodziców bym jednak przestrzegał przed szczegółowym planowaniem kariery od podstawówki, bo może się okazać, że ich cele rozminą się z pragnieniem dziecka. Dodatkowa trudność polega na tym, że dziś wprawdzie brakuje na rynku informatyków, ale nie wiadomo, czy tak będzie, kiedy za 8 lat nasza latorośl zacznie szukać pracy.
Czy jeśli chcemy, by dziecku się udało, musimy je wysłać na studia poza Rzeszów?
- Nie - mówi ekonomista. - Ale duże miasta stwarzają większe możliwości, bo mają lepsze uczelnie i lepsze miejsca pracy.
"Rzeczpospolita" opublikowała niedawno ranking 10 uczelni, z których pochodzi największa liczba polskich prezesów. Na pierwszym miejscu jest Politechnika Warszawska, na drugim AGH. Brak podkarpackich. Między innymi dlatego wielu rodziców, ryzykując, że na starość zostaną sami, nie protestuje, kiedy ukochany syn czy córka kupuje bilet do Krakowa.
A może wrócą
Kapitał w postaci świetnie wykształconych ludzi mógłby być jednym z największych dóbr Podkarpacia, gdyby tu wracali i pożytkowali zdobytą wiedzę.
- Jestem pod tym względem optymistką - mówi Marta Półtorak. - Sporo osób już wraca. Sami takich zatrudniamy. Mam też znajomego, który mieszka w Rzeszowie, a pracuje we Frankfurcie. Tutaj dobrze się mieszka, są udogodnienia jak w dużych miastach, za to nie stoi się w korkach, a ludzie mają dystans do wielu spraw.
- Studiowałem w Opolu i Warszawie, pracowałem w Anglii, było mi tam dobrze, ale wróciłem - przyznaje Rymwid Solarczyk, ekonomista i psycholog. - Jeżeli ktoś nie obawia się nowych wyznań, z pracą nie ma problemów. A wraz z rozwojem Doliny Lotniczej powinno być o nią jeszcze łatwiej. Bardzo lubię Podkarpacie, chociaż widzę, że ludzie tu mają kompleksy i często nisko się oceniają. Tymczasem można osiągnąć światowy sukces i nie opuszczać Rzeszowa.
I są tacy, którzy zapewne słowa te potwierdzą. Pierwszy Adam Góral, prezes Asseco Poland SA z Rzeszowa. Chodził do rzeszowskiej szkoły średniej, kończył Akademię Ekonomiczną w Krakowie, a dziś prowadzi w Rzeszowie największą firmę informatyczną w Europie Środkowo-Wschodniej. Po Politechnice Rzeszowskiej są Jan Sawicki, prezes Goodrich Krosno i Marek Darecki, prezes rzeszowskiej WSK.
W artykule wykorzystano raport "Między migracją a szarą strefą - formy adaptacji zawodowej absolwentów szkół ponadgimnazjalnych", autorzy: dr Paweł Grygiel, Grzegorz Humenny, dr Sławomir Rębisz, Piotr Klimczak.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wachowicz odwiedziła miejsce swojego ślubu! Co na to mąż? Wszystko nagrały kamery
- Która się ubiera, a która "przebiera"? Projektant wziął pod lupę gwiazdy po 50-tce
- Bronisław Cieślak przed śmiercią wyznał prawdę o Cieślak i Miszczaku. Chwyta za serce
- Iza Krzan pokazała się tak, jak stworzył ją Bóg. Na ten widok opadną wam szczęki