Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Wilk: obiecałem tacie, że będę najlepszy

Anna Janik
Rafał Wilk: Widocznie mój wypadek był mi przeznaczony właśnie po to, żebym mógł zostać mistrzem olimpijskim.
Rafał Wilk: Widocznie mój wypadek był mi przeznaczony właśnie po to, żebym mógł zostać mistrzem olimpijskim. Archiwum Rafała Wilka
Sam byłem w szoku, kiedy zobaczyłem tych, którzy skakali wzwyż bez nogi albo pływali bez rąk. W Londynie ani przez sekundę nie czuliśmy się gorsi - mówi Nowinom rzeszowianin Rafał Wilk, dwukrotny złoty medalista olimpijski w kolarstwie szosowym.

Spotkaj się z Rafałem

Spotkaj się z Rafałem

W poniedziałek, 17 września, w Millenium Hall Rafał Wilk weźmie udział w otwartej konferencji prasowej, a także spotka się z fanami. Początek godz. 17., na parterze, obok salonu Sephora.

- Przemalowałeś już swój rower na odpowiedni kolor?

- W sensie, że na złoty? (śmiech) Nie, jeszcze nie, nadal jest srebrny, choć faktycznie trzeba będzie pomyśleć nad tym, żeby nabrał aktualnych barw. Na razie wokół nas wszystkich jest takie zamieszanie, że na nic nie mam czasu. W życiu nie udzieliłem tylu wywiadów, mną i moimi kolegami z reprezentacji interesuje się telewizja, radio, dostaję zaproszenia na spotkania z młodzieżą do szkół w całej Polsce. Coś niesamowitego.

- Chciałoby się powiedzieć - wreszcie...

- No tak. Wszyscy pamiętamy, w jakiej atmosferze opuszczaliśmy kraj. Minister sportu nie przyszła nawet na wręczenie nominacji, usłyszeliśmy, że to, co robimy, nigdy nie będzie budziło takich samych emocji, jak dokonania pełnosprawnych. Tymczasem okazało się, że wcale tak nie jest, a najlepszym dowodem był stadion olimpijski, na którym codziennie zasiadało po osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Oni nie przychodzili tam ze współczucia czy litości. Chcieli zobaczyć ciekawe widowisko. Bo to, że rywalizują - jak ja to mówię - kulawi, nie oznacza, że spektakl jest gorszy. Wręcz przeciwnie, bo walczą między sobą i sami z sobą, pokonując słabości i ograniczenia.

Ja sam byłem w szoku, kiedy zobaczyłem tych, którzy skakali wzwyż bez nogi albo pływali bez rąk. W Londynie ani przez sekundę nie czuliśmy się gorsi, byliśmy traktowani jak pełnowartościowi sportowcy. Po zdobyciu medali setki ludzi ze łzami wzruszenia w oczach chciało robić sobie z nami zdjęcia i gdybym w pewnym momencie nie schował medali, mógłbym rozdawać autografy do wieczora. Tam nikt nie czuł, że organizowane są jakieś inne, gorsze zawody. W Londynie olimpiada trwała nieprzerwanie od lipca. Cały Londyn był zresztą obwieszony plakatami ze sportowcami bez rąk, nóg, na wózkach, z pięknym hasłem: "Olimpijczykom dziękujemy za rozgrzewkę, teraz czas na prawdziwe igrzyska".

- Niestety, kiedy wy zdobywaliście medale, w Polsce toczyły się zażarte dyskusje na temat wyższości olimpiady nad paraolimpiadą. Ostrych słów używał zwłaszcza Janusz Korwin-Mikke.

- Tak, ale ja bym chciał minutą ciszy odnieść się do wypowiedzi tego pana, bo szkoda na niego pozytywnej energii. Ktoś kiedyś powiedział, że stosunek do osób niepełnosprawnych świadczy o rozwoju intelektualnym. Ja nie chcę skupiać się na tym, co było, choć faktycznie przekonaliśmy się na własnej skórze, że w ciągu jednego miesiąca złoto straciło na wartości bodaj sześciokrotnie (wynagrodzenia dla paraolimpijczyków za medal są znacznie niższe niż te, które dostają pełnosprawni sportowcy - red.).

Najważniejsze, że kiedy wracaliśmy, wszystko wyglądało już tak jak powinno: serdeczne przywitanie na lotnisku, spotkanie z prezydentem i premierem, który sam przyznał, że dostał od nas gorzką lekcję. Oby to był właśnie taki pozytywny wstrząs, a to co robimy, wreszcie było uważane za prawdziwy sport. Mam nadzieję, że po tej olimpiadzie ktoś zrozumie, że medali nikt nam nie dał za darmo, że w ich zdobycie musimy włożyć tyle samo pracy i wysiłku i że wcale nie jesteśmy gorszą kategorią. Może wtedy wreszcie nie będziemy musieli za własne pieniądze jeździć na zgrupowania albo zastanawiać się, czy stać nas na to, żeby dotrzeć na zagraniczne zawody. Wtedy łatwiej byłoby również o sponsorów. Życzyłbym sobie, żeby nasze sukcesy były szerzej pokazywane, a w Polskę szedł przekaz, że niepełnosprawność jest częścią życia, bo dziś ktoś może być piękny i zdrowy, a jutro nie mieć nóg. To musi stać się normalne.

- Sportowcy mają w zwyczaju dedykować komuś swoje medale. Dla kogo zdobyłeś swoje złota?

- Ja od początku powtarzałem, że medal dedykuję mojemu tacie (żużlowiec, który zginął na torze - red.). Kiedy żegnałem się z nim ostatni raz, dałem mu słowo, że kiedyś będę najlepszy. Wtedy myślałem raczej o sukcesie w żużlu, ale Bóg tak pokierował moim życiem, że słowa dotrzymałem na igrzyskach. Jestem pewien, że jest ze mnie dumny, a podczas zawodów patrzył na mnie z góry i dopingował. A drugi medal należy już do dzieci. Moja córka Gabrysia po pierwszym złocie wysłała mi SMS-a, że mam zdobyć drugie i ono ma być dedykowane im.

A propos SMS-ów i maili z gratulacjami, do tej pory dostaję ich całe mnóstwo. W ogóle byłem zaskoczony, że tylu ludzi interesowało się tymi startami. Kiedy czytałem, że nie tylko Rzeszów, ale cała Polska jest ze mnie dumna, że jestem inspiracją do działania, że daję nadzieję, czułem ogromną radość. Nawet zdrowi pisali, że choć jeżdżę na wózku, robię dwa razy więcej rzeczy niż oni. Nieraz poleciały mi łzy, a niby taki twardy jestem (śmiech).

- Nie mieliśmy okazji tego oglądać, ale podobno z rywalami rozprawiłeś się twardo...

- Podczas jazdy na czas na szesnaście kilometrów miałem bodajże pięćdziesiąt sekund przewagi, a podczas startu wspólnego na dystansie sześćdziesięciu czterech kilometrów już półtorej minuty. I nie postąpiłem zgodnie z przyjętą taktyką, bo zaatakowałem na czterdziesty ósmym kilometrze, na dużym podjeździe, w zupełnie innym miejscu niż planowałem. Ale obserwowałem, jak jadą rywale i pomyślałem sobie: "próbuj teraz, chłopie". Udało się, a z każdym kolejnym kilometrem przewagę powiększałem. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy, zwłaszcza że tylko mnie w tych dwóch wyścigach udało się utrzymać na podium.

Ale ten sukces to również zasługa mojego trenera Jakuba Pieniążka, któremu jestem bardzo wdzięczny, bo tak naprawdę tylko zrealizowałem jego plan. Gorące podziękowania należą się też moim sponsorom, którzy pomagali mi zanim zacząłem odnosić jakiekolwiek sukcesy. Mówię tu o firmach: Spar, Marma Polskie Folie, Millenium Hall, Greinplast, GTM, Centro-Chem i Urzędzie Marszałkowskim. Okazali swoje dobre serce, za które - mam nadzieję - choć trochę się im odwdzięczyłem.

- Myślisz, że żużel pomógł ci w osiąganiu sukcesów?

- Tak, skręty w lewo mi lepiej wychodzą (śmiech). Na pewno dzięki temu, że od zawsze miałem kontakt ze sportem, jest mi o wiele łatwiej. Nie boję się ciężkiej pracy, moja wydolność jest większa. Teraz już brakuje mi spokojnego treningu i tęsknię za rowerem. Dlatego w niedzielę wystartuję w maratonie we Wrocławiu, a pod koniec września jadę na Puchar Europy do Pragi i maraton do Berlina. A później zima, podczas której zamierzam odświeżyć narty biegowe. Traktuję je raczej jako uzupełnienie treningu kolarskiego, o zimowej olimpiadzie na razie nie myślę. Oczywiście jeśli będę czuł się na siłach, wystartuję w jakichś zawodach i zobaczę, jak na nich wypadnę.

- Jakie wspomnienia, poza tymi sportowymi, pozostaną ci z Londynu?

- Samego miasta za bardzo nie widziałem, bo przez całe igrzyska praktycznie nie opuszczaliśmy wioski. Nie było na to ani czasu ani potrzeby, bo na miejscu było wszystko: restauracje, strefy rozrywki, sceny koncertowe, kafejki internetowe. Ja się śmieję, że zamknęli nas w Jurassic Park. Wioska była ogrodzona siatką pod wysokim napięciem, za każdym razem, kiedy wyjeżdżaliśmy i wracaliśmy z treningów, byliśmy przeszukiwani i sprawdzani dokładniej niż na lotnisku. Ale wspomnienia są niezwykłe. Tysiące ludzi z całego świata, a wszyscy jak jedna wielka rodzina. Szło się na tę stołówkę i za każdym razem rozmawiało z kimś z innego zakątka. Coś pięknego.

- O czym teraz marzy mistrz olimpijski Rafał Wilk?

- Ja cały czas żyję marzeniami. W duchu wierzę jeszcze w to, że medycyna rozwinie się do tego stopnia, że kiedyś stanę na własnych nogach. Wspaniale byłoby zrobić o własnych siłach choć dwa kroki, ale nie będę czuł się nieszczęśliwy, jeśli tak się nie stanie. Ja wierzę, że wszystko w życiu jest po coś. Widocznie mój wypadek był mi przeznaczony właśnie po to, żebym mógł zostać mistrzem olimpijskim. Mam teraz w sobie ogromną radość życia, a to najważniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24