Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozgrzebane mogiły

Anna Koniecka, Władysław Borowiec
Błądzimy po lesie. Odnajdujemy zarośnięte bezimienne krzyże i ludzkie kości. Stąpamy po mogiłach, rozgrzebanych przez ludzkie hieny w poszukiwaniu złotych zębów. Pod nogami śmieci, butelki po wódce... Przecież to jedno z największych miejsc polskiej martyrologii! Czy znajdziemy jakiś ślad, który by o tym zaświadczał?

Piątek, późne popołudnie. Weekend w Mińsku, dwumilionowej stolicy Białorusi, rozpoczyna się paradą limuzyn przystrojonych kwiatami. W autach odświętnie ubrani ludzie. Dokąd jadą?

Śledzimy osiem srebrnych audi. Zajeżdżają w pobliże granitowego pomnika wyrastającego pośrodku ulicy. Z pierwszej limuzyny wysiadają państwo młodzi. Składają kwiaty pod pomnikiem, fotograf robi im pamiątkowe zdjęcie.

Odjeżdżają. Pojawia się następna para, też składa kwiaty, potem następna i następna. Nasz kierowca niecierpliwi się.

- Jak chcecie dzisiaj dotrzeć na Kuropaty, to się pospieszcie - woła.

Opuszczamy "Prospekt Niezależności", ustępując miejsca białemu mercedesowi z nowożeńcami. Jak objaśnia taksówkarz, państwo młodzi obowiązkowo zajeżdżają pod pomnik. - Taki u nas zwyczaj, oddać hołd tym, którzy nam wywalczyli n i e z a l e ż n o ś ć - akcentuje mocno ostatnie słowo.

Zagłębiamy się powoli w stary Mińsk, gdzie ulice już nie wielopasmowe, lecz wąziutkie, a zamiast bogatych apartamentowców - drewniane domki wśród starych drzew, pamiętających może jeszcze czasy Giedroycia, Wańkowiczów i innych Polaków związanych od pokoleń z tym miastem.

Które mogło być polskie - jak wynika z propozycji wysłanej Piłsudskiemu przez Lenina i Trockiego. Ostatecznie podpisany w 1921 r. traktat pokojowy ustalił przebieg granicy polsko-radzieckiej o 40 km od Mińska. Za kordonem znalazło się setki tysięcy Polaków.

Dziś na Białorusi żyje ich około milion. Ale po tym, co zastaliśmy w Kuropatach, w miejscu stalinowskiej zagłady polskich patriotów, wygląda, jakby ich tutaj nigdy nie było.

Rozgrzebane mogiły

Taksówkarz zatrzymuje się na skraju autostrady; inkasując 25 tys. rubli (równowartość jednej piątej pensji białoruskiego nauczyciela) odjeżdża zawiedziony, że nie chcemy z nim wracać.

- Tu nic nie ma do zwiedzania - rzuca na pożegnanie.

Po prawej stronie autostrady ciągną się działki pracownicze, po lewej sosnowy las. Dziwne ogrodzenie ma ten las - z poczerniałych od deszczu drewnianych krzyży. Jak okiem sięgnąć - krzyże.

Na jednym ktoś wyrżnął datę: 2002 rok. Właśnie wtedy to miejsce było okupowane przez działaczy białoruskiej młodzieży demokratycznej protestujących przeciwko budowie autostrady w okolicach Kuropatów.

- Ludzie postawili namioty i koczowali dzień i noc, żeby nie dopuścić do wycięcia lasu. Władze w całości chciały zabrać ten las pod autostradę - mówiła nam Polka z Iwieńca. - I bądźcie tam ostrożni, to miejsce kaźni.

Co kryje ten las

Zaczynamy filmować zdający się nie mieć końca las krzyży. Tuż za naszymi plecami po autostradzie śmigają rozpędzone samochody. Ktoś trąbi, od strony działek nadlatuje helikopter, krąży nad nami, więc znikamy wśród drzew. Dróżką wydeptaną opodal krzyży idzie stara kobieta z bańką poziomek.

- Ależ urodzaj w tym roku - zagadujemy babusię, ale ona przyspiesza kroku i niemal biegnąc, tłumaczy się przez ramię: "Ja pensjonierka (emerytka), tylko co poziomek i ziół przyszłam sobie nazbierać".

Zostajemy sami, błądzimy po jednym z największych na świecie miejsc polskiej martyrologii. Szukamy jakiegokolwiek śladu, który by o tym zaświadczał.

Odnajdujemy tylko zarośnięte krzakami bezimienne krzyże; zapadamy się w jakieś doły zamaskowane bujną zielenią, wdrapujemy się na pagóry usypane ludzką (?) ręką. Nad widocznym z daleka blokowiskiem dzielnicy Zielony Ług szaleje burza z piorunami. A tu, w lesie, cisza. Grobowa.

I straszne wrażenie, że stąpamy po mogiłach, które rozgrzebują hieny ludzkie w poszukiwaniu złotych zębów. Obok świeżo rozgrzebanego dołu ślady ogniska, śmieci, butelki po wódce. Uroczysko Kuropaty jest miejscem libacji i spacerów, nawet teraz, gdy już ludzie wiedzą, co faktycznie kryje ten las.

Ale czy naprawdę wiedzą, że tu są największe masowe groby, jakie dotąd ujawniono na terenie byłego ZSRR?

- Groby? A są tutaj - patrzy na nas podejrzliwie kobieta w średnim wieku, którą zaczepiamy na polnej drodze. - Ale czyje to groby i krzyże? - dopytujemy się. A ona: - Jak to czyje? Niemcy wymordowali tutaj 5 tysięcy ludzi!

Każdy pamięta o swoich

Operacja polska

Tuż pod Mińskiem, w rejonie przyległym do granicy z Polską, w 1936 roku utworzono Kojdanowsko-Polski rejon narodowościowy ze stolicą w Kojdanowie, niebawem przemianowanym na Dzierżyńsk.

Losy tej autonomii zakończyły się tragicznie w latach 1937-38. Dziesiątki tysięcy Polaków zginęło w murach mińskiego więzienia albo na skutek strzału w tył głowy w uroczysku Kuropaty. W ujawnionych do tej pory 510 "dołach śmierci", jak się szacuje, zakopano do 250 tys. ofiar tzw. operacji "polskiej".

Inne źródła podają, że w Kuropatach w latach 1937-41 mogło zginąć nawet do 300 tys. przedstawicieli białoruskiej i polskiej inteligencji oraz kapłanów prawosławnych, żydowskich i katolickich. W jednej z mogił odnaleziono również zwłoki polskich oficerów.
Sprawa Kuropat stała się głośna po artykule Zianona Paźniaka i Jauhiena Szmyhalowa "Kuropaty.

Droga śmierci", który opublikowała w 1988 r. "Literatura i matactwa", główne pismo "pierestrojki". Artykuł, który opisywał zbrodnie NKWD w latach 30. na Białorusi, zapoczątkował przełom polityczny. Władze zostały zmuszone do powołania specjalnej komisji do zbadania faktów.

Po ponad roku komisja przyznała, że dziesiątki tysięcy szkieletów ludzkich zakopanych w lesie koło Kuropat to szczątki ofiar NKWD, a nieokreśloną liczbę zwłok z kuropackich mogił wywieziono po wojnie w nieznanym kierunku. Zdaniem Paźniaka, zamordowano tam około ćwierć miliona mieszkańców.

Docieramy do miejsca starannie obłożonego otoczakami. Ktoś wymalował na nich ikony kolorową farbą. Na prawosławnym krzyżu czerwone wstążeczki porusza wiatr. Cyrylicą wypisano modlitwy za zmarłych. Co roku na Dziady (święto zmarłych) zjeżdżają tu Białorusini, żeby się modlić.

W innym miejscu granitowy obelisk postawiony przez białoruską społeczność żydowską dla upamiętnienia pomordowanych tu żydów, chrześcijan i muzułmanów. Opodal marmurowa ławeczka ufundowana przez Clintona "dla narodu białoruskiego od narodu amerykańskiego". Ławeczkę systematycznie ktoś niszczy, ale i naprawia.

Odnajdujemy wreszcie krzyż z polską tabliczką. Nieduży, pordzewiały. Okrągła tabliczka z lichej blachy - pogięta. Podobno weekendowi "goście" kuropackiego lasu, gdy ostro popiją, strzelają do niej ze śrutówek.

Z trudem można odczytać napis: "Straż Mogił Polskich". Przy krzyżu usypana z piasku mogiłka, gęsto zarośnięta chwastami. Wyrywamy je z trudem, bo wrosły na dobre.

Niech się Polacy upomną

- Dzień dobry! - słyszymy nagle za plecami. Drobniutka rudowłosa kobieta uśmiecha się i przeprasza, że tak nas tym "dzień dobry" przestraszyła. Nazywa się Zofia Rudnicka, mieszka w Mińsku.

Mówi, że przychodzi tutaj często, żeby westchnąć za pomordowanych, ale pierwszy raz spotyka Polaków. Pani Zofia prosi: niech się Polacy upomną o Kuropaty.

- O Katyniu pamiętają wszyscy, o Kuropatach nikt. Gdyby nie Straż Mogił Polskich, owi dziadeczkowie z Wrocławia pragnący upamiętnić martyrologię Sybiraków, to i tego skromnego krzyża by tu nie było.

Na szczycie wzgórza plewimy z chwastów kolejną mogiłę naznaczoną trzema bezimiennymi krzyżami. Pod palcami wyczuwamy jakieś "kamyki". Są dziwnie lekkie. Białe. To kawałki ludzkich kości. Oprawcy z NKWD nie tracili czasu na kopanie głębokich dołów. Codziennie rozstrzeliwali tutaj do 250 osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24