Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeszowska fabryka talentów. Jak to się robi?

Beata Terczyńska
Po finale udało się nam jeszcze złapać panią Chylińską w garderobie. Usłyszeliśmy wiele miłych słów - mówią zwycięzcy (za zdjęciu także z trenerem Grzegorzem Bielcem i choreografką Agnieszką Wójcik-Dziadosz)
Po finale udało się nam jeszcze złapać panią Chylińską w garderobie. Usłyszeliśmy wiele miłych słów - mówią zwycięzcy (za zdjęciu także z trenerem Grzegorzem Bielcem i choreografką Agnieszką Wójcik-Dziadosz) Archiwum własne
Zwycięstwo w piątej edycji najpopularniejszego polskiego show "Mam Talent" w TVN to ogromny sukces Delfiny i Bartka. Ale także ich trenera i choreografa.

Nakręcana pozytywka z baletnicą w różowej sukieneczce, a w tle muzyka z Harrego Pottera - taką scenką rozpoczął się dwuminutowy, finałowy pokaz rzeszowskiej pary młodziutkich akrobatów.

To pomysł Agnieszki Wójcik-Dziadosz, choreografki współpracującej z duetem. Bartkowi od paru lat pomaga w przygotowaniach do zawodów w fitness, a z Delfiną znają się dłużej, bo najpierw była jej choreografką w szkole Magdance, potem razem tańczyły w Kornelach.

- Zainspirowała mnie przede wszystkich subtelna uroda Delfiny - mówi Agnieszka. - W pierwszej wersji myślałam o motywach z "Dziadka do orzechów". W akrobatyce jednak - inaczej, niż w tańcu - bardziej ograniczają nas stroje. Te, które pierwotnie wymyśliłam, mogłyby utrudniać partnerowania. Musiałam je przerobić. Stanęło więc na scence z pozytywką.

Grzegorz Bielec, trener akrobatów z Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół", zwraca uwagę, że Agnieszka poszła w kierunku opowieści z przesłaniem i dzieki temu spektakl był atrakcyjniejszy dla widza, niż czysty, ładnie wykonany układ akrobatyczny.

- To było piekielnie trudne, ale i anielsko piękne - tak finałowy występ rzeszowskiej pary ocenił juror Robert Kozyra. - Bardzo bym chciał, abyście wygrali.

No i wygrali! Emocje podczas odczytywania werdyktu były ogromne. Popłakali się oboje. Ryczały mamy i najbliżsi.

- Najpierw miałam pustkę w głowie, jakbym się znalazła w innym wymiarze - wspomina Delfina zwana pieszczotliwie Delfinem. - A potem wszystko działo się jak w przyspieszonym filmie.

- Takich wrażeń nie dostarczały nam nawet nasze występy na mistrzostwach świata, czy podczas pokazów - mówią zgodnie trener i choreograf, "ojciec" i "matka" sukcesu.

Bartek jest szczęśliwy, że w tak mocnym odcinku, gdzie każdy z finalistów prezentował wysoki poziom, właśnie ich ludzie docenili.

- Myśleliśmy, że wygrają chłopaki z Pitzo&Polssky. Pytaliśmy reżysera, ile wysłano na nas SMS-ów, ale powiedział, że takich informacji nie może udostępnić. Usłyszeliśmy jednak, że wygraliśmy znaczącą przewagą głosów.

Co ciekawe, rzeszowskie trio ETC podobno uplasowało się na 4 miejscu!

Zwycięzcy telefony mieli tak zapchane gratulacjami, że dopiero na drugi dzień je odblokowali.

- Internetu do tej pory nie jesteśmy w stanie ogarnąć - śmieje się Bartek, który natrafił właśnie na sympatyczne zdjęcie na Demotywatorach.

Na co dzień student I roku wychowania fizycznego na UR, o ksywce "Bigos", która wzięła się stąd, że tak po angielsku wymawiali na zawodach najpierw nazwisko mamy - sportsmenki z czarnym pasem w karate, a teraz jego.

Sport, taniec, muzyka i różaniec

Kim jest trener, który w "Mam Talent" z sukcesem wystawił nie jednego już podopiecznego? Zaczęło się od Jadzi i Dominiki, potem była Wiktoria Kloc, a teraz trio ETC, para akrobatów i Glinoludy.

- Trener ma stać z boku i nie przeszkadzać - śmieje się Grzegorz Bielec. Ale gdy udaje się go namówić na zwierzenia, kontynuuje: - Nigdy nie miałem pociągu do kopania w piłkę, na wuefie nie byłem super wybitnym. W czwartej klasie przyszedł do nas trener akrobatyki i szukał narybku. Zgłosiło się pięćdziesięciu chłopaków. Ja też, bo wuefista powiedział: Grzesiek, ale ty ładnie robisz przewroty.

Pierwszy trening po lekcjach, na małej sali dzisiejszego V LO.

- Spodobało mi się to od razu. Koledzy zaczęli się wykruszać. Po miesiącu zostało nas może dwudziestu. Powiedziałem sobie, że skoro już tu przychodzę, nie będę marnował czasu. Dokładność, pracowitość, systematyczność procentowała. Zauważyłem, że zacząłem przeganiać kolegów.

W siódmej klasie podstawówki stanął na rozdrożu, w jakim kierunku dalej pójść.

- Pani od plastyki mówiła, że nie wyobraża sobie, bym nie poszedł do szkoły plastycznej. Trener: Grzesiek, przestań chodzić na ministranturę, bo z ciebie będzie akrobata, a nie ksiądz. A dodatkowo wujek grał pierwsze skrzypce w filharmonii rzeszowskiej i strasznie mnie katował skrzypcami - śmieje się. - Gdyby był to fortepian, być może by mnie zaraził.

Nastoletni Grzegorz wybrał liceum sportowe.

- Trener tłumaczył: Trzech srok za ogon nie złapiesz. Skup się na jednej rzeczy i zrób to dobrze. I tak się stało. Miałem wielkie szczęście trafić na mentora, świętej pamięci Stanisława Gieronia, który wychował trzy pokolenia mistrzów akrobatyki.

Poszło błyskawicznie: w wieku 16 lat mistrzostwo Polski, rok później mistrzostwo Europy, potem jeszcze raz. Dalej - wicemistrzostwo świata, drugie miejsce w pucharze świata. W czwórce męskiej był drugim średnim.

- Ta kariera nie była zbyt długa. Może trwała 5 lat, ale w Europie nie baliśmy się nikogo. Tylko Chińczyków, albo może oni nas bardziej. Gdy jeden z naszej czwórki wyjechał do cyrku, trzeba było karierę wygasić.

Okazało się to niełatwe.

- Człowiek był uzależniony od wysiłku fizycznego. Miałem zakodowany codzienny trening o godz. 17. Na szczęście na studiach trafiłem do zespołu tanecznego Resovia Saltans.

W tzw. międzyczasie grał na gitarze basowej w studenckim zespole rockowym - Koalicja. Dwa utwory, m.in. "Stalowe bramy: znalazły się na 1 miejscu rzeszowskiej listy przebojów. Na weselach też dorabiał.

- Zastanawiam się, czy ta muzyka, plastyka, sztuka poskładała się na to, że teraz widzę, co może być fajne na scenie.

Trener musi być wymagający

Studiował wychowanie fizyczne, ale ma też papiery m.in. trenera akrobatyki sportowej, instruktora gimnastyki sportowej, żeglarza jachtowego, ratownika WOPR, instruktora snowboardu, pilota wycieczek zagranicznych, kurs dyplomowanego masażysty...

- Kiedy składałem podanie o pracę na UR, zapytano mnie, kiedy zdążyłem to wszystko zrobić. Dzięki sportowi mam takie samonakręcanie się, podnoszenie poprzeczki. Po magistrze zakołatało mi, czemu nie zrobić doktoratu i obroniłem się.

Trener Bielec to pasjonat. Często wraca do domu dopiero koło 20.
- Pewnie dlatego dzieciaki (druga i trzecia klasa - red.) nie poszły w moje ślady.

Córka Anastazja trenuje judo, a syn Maks - rekreacyjnie siatkówkę, ale dobry jest też w szachach. Basen, łyżwy, narty - to tez lubią. A żona jazdę konną.

- Może wnuki pójdą w akrobatykę - śmieje się pan Grzegorz.

Jakim jest trenerem?

- Zawsze będę miał do niego sentyment, bo to zawsze będzie ten pierwszy i myślę, że ostatni - mówi Bartek. - A czy bardzo daje w kość? Trener musi być wymagający. Pamiętam, kiedy pierwszy raz wyłowił mnie z młodszej grupy i wziął do dwójki mieszanej, chcąc zobaczyć, co potrafię. Poklepał mnie wtedy po plecach, mówiąc: chłop jak smok, coś z ciebie będzie.

Problem: na co 300 tysięcy

No i miał rację! Świadczą o tym wszystkie sukcesy sportowe Bartka, no i ten ostatni - zwycięstwo wspólnie z Delfiną w najbardziej popularnym polskim show.

Sukces okupiony był jednak katorżniczą pracą. Czy teraz wreszcie odpoczną?

- Dobra myśl, ale nie mamy czasu - śmieją się zwycięzcy. - Kalendarz z zaplanowanymi pokazami nie pozwala.

Bartek, który w tym roku obronił tytuł mistrza Polski w fitness (czwarty zawodnik na świecie i aktualny wicemistrz Europy juniorów), został powołany do kadry narodowej i w grudniu jedzie na mistrzostwa świata w kulturystyce i fitness w Budapeszcie.

Oboje zapewniają, że na pewno nie spoczną na laurach i nie zmarnują szansy, jaką dał udział w show.

Co zrobią z 300 tysiącami?

- Nie było czasu, aby się zastanowić - mówią zwycięzcy. - Jak pieniądze będą na kontach, pomyślimy. Na pewno ich nie przetrwonimy, część odłożymy. Póki co, w domach byliśmy tylko po to, żeby się przespać, zjeść i przebrać.

- Napisaliście już list do Mikołaja? - dopytuję.
- Wyczerpaliśmy już chyba limit prezentów w tym roku - śmieją się Delfina i Bartek. - Święty z brodą wysłał przecież na nas SMS-y.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24