Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Taryfa to nie konfesjonał, czyli co słychać z tylnego siedzenia

Andrzej Plęs
Taksiarz musi mieć nosa, by rozpoznać, czy klient wiarygodny i przy forsie, czy naciągacz.
Taksiarz musi mieć nosa, by rozpoznać, czy klient wiarygodny i przy forsie, czy naciągacz. Krystyna Baranowska
W taksówce rodzą się uczucia, rozpadają związki, toczą się dramaty. Wsiadają wariaci, histerycy, zazdrosne żony, mężowie, amatorzy erotycznych doznań i bandziory. Taryfa powiezie każdego. Prawie każdego...

Taksiarz musi mieć czuja, jak gliniarz. Po mowie ciała rozpoznać, czy klient wiarygodny i przy forsie, czy naciągacz, który pojedzie za darmo, a na końcu trasy da kierowcy w łeb.

Marek niejednego takiego spotkał, wyczulony jest na tych, którzy zachowują się ciut nerwowo. Jak tych dwóch, którzy zamówili kurs z Rzeszowa do Strażowa. W środku nocy.

Niby chłopaki zabalowali w stolicy województwa, wracać nie było czym, została taryfa, ale Markowi coś ich zachowanie się nie spodobało. Do Strażowa? W porządku, ale kasa z góry. Przyznali, że pieniędzy nie mają, ale mogą dać portfel z dokumentami, jak dojadą, to zapłacą.

- Już niemal dojeżdżaliśmy na miejsce, jak z tylnego siedzenia posypały się na mnie bluzgi i pokrzykiwania, że "temu ch...wi łeb up...lą", zjechałem na mostek, wyciągnąłem kluczyk i wyskoczyłem z auta z "przyjaciółką" - wyciąga spod siedzenia gumową, zbrojoną drutem pałkę ze stalową końcówką.

- Jeden nie docenił mojej "przyjaciółki", doskoczył, to dostał w kolano. Aż popuścił w spodnie. Chcieli dokumenty z powrotem, musieli oddać kasę, to powlekli się do domu po pieniądze.

Później dowiedział się, że ten, któremu przetrącił kolano to niezła kanalia. Mieszkał z żoną u jej rodziców, żonę lał, aż jej ojciec tego nie wytrzymał i wygarnął zięciowi ze śrutówki w brzuch.

- A potem mi kumpel opowiadał, że wiózł tego młodego na pogotowie z flakami, które trzymał w ręce - dorzuca Marek.

Nie tak od razu nauczył się rozpoznawać klienta.

- Ciemno jak u pani Malinowskiej w...., gość o drugiej w nocy zamawia kurs na ulicę Wspólną w Rzeszowie - opowiada Marek. - A tam nie ma nic, gołe pole, strach jechać, bo to był czas zaraz po tym, jak gówniarze zamordowali naszego kumpla Ignaca. Jedziemy, gość siedzi za mną, myślę sobie, że to pewnie ostatni kurs w moim życiu, dojeżdżamy na miejsce facet dał należność "z górką", podziękował, wysiadł i poszedł w ciemność. Cholera wie dokąd. A ja sobie poprzysięgłem, że w życiu takiego kursu nie wezmę.

Strach wpuścić do taryfy nietrzeźwego, bo taki bywa agresywny. A najgorsi są pijani studenci.

- Wypije taki kilka piw, gra kozaka, potem "ulewa mu" się w taryfie, ale jeszcze chce mu się rozrabiać - tłumaczy Antek, 17 lat za kółkiem. - Film mu się urwie pod akademikami, że nijak się dogadać, pod którym wysadzić i jak wysadzić, bo gość nieprzytomny. Kiedyś człowiek głodny był kasy, to brał, co wlazło do wozu, jak mi po drodze zapaskudzili, zatrzymywałem się i mówiłem: won. Teraz takich w ogóle nie biorę. Zero kasy, kupa sprzątania.

Love story z taksometrem

W taksówce rodzą się uczucia, rozpadają związki, toczą się dramaty miłosne, częściej komiczne niż tragiczne.

- W sylwestra pół nocy obwoziłem znanego rzeszowskiego lekarza po mieście - opowiada Janusz. - Żony szukał, gdzieś mu się zapodziała na imprezie w lokalu.

Jeździli od znajomych do znajomych, od lokalu do lokalu, medyk wypadał z taryfy, dopadał domu lub mieszkania, wracał do wozu i... pod następny adres.

- Żony oczywiście nie znalazł - dorzuca Janusz ze złośliwym uśmiechem.

Marek woził dziewczynę od Rzeszowa, przez Tarnów po Nowy Sącz, bo młodej kobiecie chłopak zaginął. Mieszkali z sobą kilka lat, kiedy nagle gość wyszedł z domu i nie wracał przez trzy dni.

- Aż mi jej było żal, kiedy ją woziłem, taką roztrzęsioną - zwierza się Marek. - Sensu nie było obwozić ją po trzech miastach, igła w stogu siana. Po kilku dniach dowiedziałem się, że chłopak wrócił. Wziął sobie jakąś laskę na parę dni i ruszył w Polskę.

Jasne, że wożą ludzi do "domów schadzek". I doskonale znają te miejsca.

- Faceci w tamtą stronę jacyś tacy spięci są, małomówni, przekonani, że nikt nie wie, dokąd zmierzają - zapewnia Józef. - A każdy z nas zna te adresy. A ja tam nie drążę, chce jechać na lewiznę - jego sprawa.

Marek mówi, że nieraz się zdarzało, jak podwoził kłócące się małżeństwo pod dom, wkurzony mężczyzna wychodził z wozu i szedł do budynku, a żona rzucała do kierowcy: jedź pan dalej.

Ostatnio miał kurs pod Rzeszów, na miejscu zauważył, że żona jego kolegi bawi się ze znanym miejscowym biznesmenem. Ona też go zauważyła, chyba jej się nieswojo zrobiło.

- Powiedziałem jej, że nie widzieliśmy się, nic nie wiem i że to nie moja sprawa - dodaje.

Napatrzyli się w taryfie na rozpadające się małżeństwa, w ich branży też pożycie nie jest pasmem szczęścia.

- Pan wie: na dzień się jeździ albo na noce, człowieka często nie ma w domu, jak chce zarobić, to i w święta za kółkiem siedzi - tłumaczy Krzysiek. - Kupa z nas jest po rozwodach, bo to nie jest życie.

Speckursy

Marka pognało za autobusem do Kudowy-Zdroju.

- To był autokar kursowy do Paryża, zadzwonił do mnie człowiek z Mielca, wciekły, że kierowca nie zabrał z tego miasta czwórki ludzi, żebym po nich przyjechał i gonił autobus - opowiada Marek. - Łatwo nie było, autokar gnał bez przystanków, miał nade mną przewagę w czasie, dopadłem go dopiero w Kudowie-Zdroju.

Po Krzyśka znajomi zadzwonili z Cieszyna. Wybierali się do Włoch, przed granicą z Czechami rozbili wóz, a na Półwyspie Apenińskim mieli być o określonej porze. Żaden pociąg, żaden autobus nie wchodził w grę, nie zdążyliby.

- Kazali mi zabrać paszport i natychmiast ruszać do Cieszyna, zafundowali mi wycieczkę do Włoch - śmieje się Krzysiek. - No, nie, za kurs nie brałem "na zegar", bo bym znajomych puścił z torbami. Dogadaliśmy się.

Marek dorzuca, że jemu zdarzyły się kursy do Chorwacji i do Paryża. Oczywiście też nie "na zegar".

Do niedawna miał stałego klienta od biznesu, kilkaset razy woził go do Warszawy i z powrotem.

Gościowi nie poszło z biznesem i z życiem rodzinnym, kursy się skończyły. A w porządku człowiek był - wspomina Marek. Niby duże pieniądze, a po drodze można było pogadać jak z normalnym człowiekiem.

O czym mówią na tylnym siedzeniu

Z tym gadaniem w taksówce to trochę przesada.

- Taryfa to nie konfesjonał - wyjaśnia Józef. - Starsi próbują jeszcze coś zagajać, na ogół o polityce, ale ludziom jakby mniej chce się mówić niż jeszcze kilkanaście lat temu. A młody wchodzi do taryfy, "odpala" komórkę i pary z ust nie puści. Chyba że trafią się tacy, których odbieram z Jasionki po wczasach w ciepłych krajach. Wystarczy rzucić: fajnie tam było w Egipcie? I gęby im się nie zamykają do końca trasy.

Lubi takich wozić, niekłopotliwi, grosza nie żałują, tylko czasem trafi się taki, który wrócił z zagranicy i nic mu się tu nie podoba.

- Ani ja, ani moja taryfa, ani cena za kurs - dodaje Józef. - Z takim w ogóle nie chce mi się gadać.

Dwadzieścia lat za kółkiem, swoje wyjeździł, już nie tkwi w wozie po nocach, tylko dniówki bierze. Nie chce mieć przygód, jak jego kumpel z postoju.

- Do Strzyżowa wiózł trzech takich nawalonych - opowiada. - Na miejscu jednego wysadził pod jego domem, sto metrów dalej miał wysadzić dwóch jego kumpli. Podjeżdża na miejsce, a faceci mówią, że nie mają kasy. I wciskają mu dowody osobiste. To się mój kolega wkurzył, zrobił zwrot i - dalej - chciał ich wieźć na powrót do Rzeszowa. Zwolnił na kolejnym zakręci, jeden z tej dwójki z tyłu normalnie wyskoczył mu z wozu. W biegu! Prędkości nie było, żeby się zabił, ale wyskoczył, potoczył się po jezdni, wpadł do rowu. Kolega widział we wstecznym lusterku, jak gość wyczołguje się z rowu i biegiem w pole...

Zgodnie przyznają, że na tylnej kanapie taryfy codziennie toczy się życie.

Po zachowaniu klienta widać, czy wiezie się go do szpitala do umierającego bliskiego, czy na imprezę. Jak się tam z tyłu kuli, to znaczy, że przed kimś ucieka. Jak rozpiera się niczym panisko - znaczy, że pan życia bawić się jedzie.

- Takie różne życiorysy na co dzień się wozi - puentuje Marek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24